Decydują się losy jednego z czterech największych polskich klubów pod względem liczby mistrzostw. Jednego z czterech największych pod względem liczby kibiców, rozpoznawalności, pod względem pięknych historii pucharowych. Jakieś 3/4 Polski czeka w napięciu na ruch PZPN-u, który działa poprzez swoją Komisję ds. Licencji Klubowych.
I na scenę wychodzi on. Krzysztof Rozen. Czarna polóweczka, okulary na szyi, ręce złożone na stole. Nie wiadomo, czy będzie dawał najważniejszy komunikat w kwestii Wisły w ostatnich tygodniach, czy zamawiał podwójną z colą. No ale już trudno, wygląda jak wygląda, nam też zdarzało się przyjść na pogrzeb w klapkach. W sumie nie, nie zdarzało się, ale gdyby Rozen do oryginalnego i niedopasowanego do sytuacji stroju dołożył merytorykę, jakoś byśmy to przeboleli.
Sęk w tym, że jakość przemowy była zbliżona do efektów wizualnych.
PZPN przyzwyczaił nas do pewnych standardów, zazwyczaj wypowiada się krótko, rzeczowo, opierając się na swoich kodeksach i prawach. Dobry przykład to robota Łukasza Wachowskiego, ale i Maciej Sawicki raczej nie tworzy wielowątkowych konstrukcji, tylko lakonicznie wyjaśnia wszelkie wątpliwości. Na tym tle Rozen wygląda jak eksponat z poprzedniej pezetpeenowskiej epoki. Zanim w ogóle doszedł do meritum całej konferencji, zdążył rzucić ze trzy słabe żarty, zaatakować byłych piłkarzy i dziennikarzy, po czym kuriozalnie zaapelować o to, by jego słowa były relacjonowane ze szczególną dokładnością.
Na przyszłość Rozenowi damy pewną radę: jeśli będzie budował prostsze zdania i ograniczał ich liczbę do tych, które są konieczne, o dokładność będzie zdecydowanie łatwiej. Na korzyść dokładności działa również zapamiętanie nazwiska prezesa Wisły Kraków czy rozwinięcia skrótu TS (uwaga: to nie jest Towarzystwo Społeczne, jak powiedział Rozen).
Niestety, szef KL ze spartańskiego wychowania podłapał tylko zmarszczone brwi, pojęcie zwięzłości wypowiedzi jest mu kompletnie obce. Przewodniczący KL zaczął słowny drybling i naprawdę nie jest naszą winą, że wyjechał na aut z 15 razy. Spróbujmy podejść do sprawy w punktach.
1) Licencja została odebrana Wiśle, bo nie wiadomo było, kto jest jej właścicielem
2) Nadal nie wiadomo kto jest jej właścicielem
3) Ale oddamy jej licencję, bo w sumie wydaje się, że być może właścicielem jest Towarzystwo Społeczne Sportowe
4) Ale w sumie to znów zabierzemy licencję, bo finansowo wygląda to kiepsko
Najbardziej niepokojący jest punkt czwarty, bo tak naprawdę Krzysztof Rozen równie dobrze mógłby stanąć na baczność i wyrecytować: no zgadza się, jesteśmy dziadami, niech pan zapyta Sarapatę, niech pan zapyta Dukata, tych innych kolegów z Krakowa. Wisła Kraków jest bowiem objęta nadzorem finansowym Komisji Licencyjnej. W teorii Rozen dzwoni w dowolnym momencie do swojego kolegi Przemka z KL, Przemko, ile oni mają tego długu, aha, okej, sprawdź jeszcze ile pensji zalegają, oho, super. Natomiast na wczorajszej konferencji Rozen wystąpił w roli szczerze zaskoczonego finansowymi problemami Wisły, a co więcej – zaskoczonego, że prognoza finansowa klubu pozostawia wiele do życzenia.
Dlaczego to jest takie dziwne? Po pierwsze dlatego, że PZPN ma swoje terminarze. Deadline, który wielokrotnie podkreślał choćby Łukasz Wachowski, to 31 marca 2019 roku – to właśnie tego dnia sprawdza się stan tzw. długów licencyjnych, który może poskutkować odebraniem prawa do gry w lidze. Nie wiemy, czy to rozwiązanie dobre, czy też nie, być może ktoś byłby w stanie wymyślić to wszystko rozsądniej, ale jednak – praktyka PZPN-u i klubów od lat się nie zmienia. Opóźnienia były, są i pewnie będą, więc trzeba przyjąć jakąś nieprzekraczalną granicę spłaty. PZPN ustalił takie granice zarówno w przypadkach indywidualnych – i dlatego np. Zoran Arsenić jest już wolnym zawodnikiem – jak i w kwestii całego klubu – i dlatego kluby w popłochu spłacają ubiegłorocznych dłużników nawet w pierwszych dniach wiosny.
Decyzja Komisji ds. Licencji podjęta 11 stycznia, w dodatku dotycząca prognozy finansowej to dość specyficzny precedens. Bo co to tak naprawdę oznacza? Dlaczego licencję zachował na przykład Stomil Olsztyn? Według podręcznika licencyjnego prognoza dotyczy 18 miesięcy. Jeśli ta aktualna nie pasuje działaczom KL, to znaczy, że dali się nabić w butelkę poprzednim władzom klubu przy ich wniosku licencyjnym, a potem kilkakrotnie, już przy dokumentach przedstawianych przy okazji nadzoru finansowego. A dochodzi jeszcze kwestia równego traktowania, bo przecież chyba wszyscy znamy jeden klub, któremu prognoza zakładająca awans do europejskich pucharów dość mocno rozjechała się z rzeczywistością.
Czy teraz Komisja będzie wymagała od klubów uaktualniania prognozy przed rundą pod groźbą odebrania licencji? Jaki ma to sens, skoro i tak 31 marca następuje dzień graniczny, po którym mniej więcej wiadomo, kto się szykuje do bankructwa? Nie potrafimy znaleźć przyczyny, dlaczego KL szeryfuje akurat teraz. Jeśli prognoza była niewiarygodna już we wrześniu, to czemu zwlekali z decyzją do stycznia? Przecież poprzez nadzór finansowy musieli wiedzieć, że prognoza Wisły jest dość śmieszna. Chcieli poczekać do końca rundy? Też wypatrywali przelewu od Vanny?
Trudno nie odnieść wrażenia, że PZPN robi zwykłą pokazówkę – ludzie oczekują, że wcieli się w role bezlitosnego arbitra, więc Rozen arogancko punktuje klęczącego rywala. To dziwne o tyle, że ścieżka wytyczona przez poprzednie władze Komisji ds. Licencji przynosiła przyzwoite efekty – Ruch Chorzów na przykład spłacił w ubiegłym tygodniu kolejną ratę układu restrukturyzacyjnego, czyli kolejni wierzyciele otrzymali część swoich zaległości. Można oczywiście twierdzić, że to “cackanie się”, ale fakty są takie, że część piłkarzy ŁKS-u czy Widzewa do dzisiaj nie otrzymało swoich pieniędzy, natomiast ci, którym zalega Ruch, nadal mają widoki na odzyskanie choć części kasy.
Naszym zdaniem sytuacja jest prosta: Wisła już traci piłkarzy, wobec których ma długi, przy czym te długi wcale nie znikają. Do 31 marca musi je spłacić, albo wyleci z ligi. Przyspieszanie tego wylotu z ligi o półtora miesiąca, bo do tego ogranicza się odebranie licencji za nietrafioną prognozę finansową, to bezprecedensowe działanie, które nie poprawia niczyjej sytuacji. Ani wierzycieli Wisły Kraków, ani samej Wisły Kraków, ani Ekstraklasy, ani PZPN-u.
Jedynym logicznym usprawiedliwieniem Rozena wydaje się chęć zmiany całej polityki KL wobec klubów. Koniec z pobłażaniem, koniec z mglistymi prognozami. Mamy jednak wrażenie, że wówczas na centralnych poziomach rozgrywkowych od Ekstraklasy do II ligi zostałoby ze 30 klubów. Sito komisji miałoby bowiem tak drobne dziurki, że mało który klub zdołałby się przez nie prześlizgnąć.