Najpierw było wystawienie na listę transferową, ale ostatecznie nie trzeba było czekać, aż po niechcianych piłkarzy Jagiellonii ktoś się zgłosi. Mateusz Machaj i Łukasz Burliga za porozumieniem stron rozwiązali kontrakt z białostockim klubem, kończąc tym samym swoją krótką i dłuższą przygodę na Podlasiu.
Ani jeden, ani drugi w tym sezonie nie dawał rady. Burliga występował głównie wtedy, gdy Wójcicki leczył uraz albo Mamrot potrzebował byłego piłkarza Cracovii na innej boiskowej pozycji. Mimo że Wójcicki wcale nie zawiesił poprzeczki wysoko, zastępstwo zaproponowane przez Burligę nie potrafiło jej przeskoczyć. Obrońcą wykręcił u nas marną notę 4,45 i ma na koncie choćby mecz ze Śląskiem Wrocław, przegrany sromotnie przez Jagę 0:4. Burliga pokazał wówczas piach kompletny, był objeżdżany, słabo krył i zszedł z boiska już w 55. minucie, co przecież dla prawego obrońcy nie jest normą, jeśli nie chodzi o uraz. Cóż, a potem doszło do tego, że Mamrot wolał na prawej obronie próbować Frankowskiego niż Burligę. Reprezentant Polski sobie nie radził, ale nikt nie mógłby zagwarantować, że Burliga w takiej formie wykręciłby choć ciut lepsze występy.
Szkoda, że akurat tak kończy się jego przygoda w Białymstoku, bo przecież były piłkarz Wisły nie bez powodu spędził przy Słonecznej blisko trzy lata. W zeszłym sezonie, kiedy Jaga biła się o mistrza, Burliga grał właściwie wszystko i siedział na tyłku w sumie tylko wtedy, gdy złapał za dużo żółtych kartek. Z jednej strony miewał kuriozalne zagrania – pamiętamy jego „paradę” przeciwko Lechowi (1:5 w marcu), ale w gruncie rzeczy był naprawdę solidny. A sezon 16/17 i kolejna walka o mistrza? Grał mniej, ale też nie patrzył na wszystko z boku, notując 21 meczów i ponad 1500 minut na boisku.
Wiadomo – facet nigdy nie był jakoś specjalnie uzdolniony, nie ma wybitnej techniki, ale nadrabia walecznością, wybieganiem. Jest solidny i jakby go umieścić na przykład w Górniku Zabrze, to reszta tej zgrai z prawej obrony mogłaby mu czyścić buty. No, ale na Jagę był już chyba jednak za krótki, więc rozstania nadszedł czas.
Machaj to inna, dużo krótsza historia. Przyszedł do Białegostoku w glorii króla strzelców 1. ligi i chciał udowodnić, że Ekstraklasa go nie przerasta. Próbował już w Lechii, próbował w Śląsku, ale nie oferował wiele więcej poza przebłyskami. W Jadze miało być inaczej – zwłaszcza że owocnie współpracował z Ireneuszem Mamrotem w Chrobrym – lecz niestety, nic z tych rzeczy. 13 bardziej lub mniej przeciętnych meczów, tylko dwie asysty, zmaganie się z urazem i w końcówce łapanie już tylko skromnych minut. Szansy w kolejnej rundzie nie będzie, za to możemy sobie wyobrazić powrót do 1. ligi. Machaj ma 29 lat, skoro nie wyszło mu kolejny raz, trudno wierzyć w jakiś cud i w wielkie czwarte podejście.
Cóż, Jaga robi porządki. Wcześniej z klubem pożegnał się Sheridan, z listy transferowej do odstrzału został jeszcze Klemenz, którego pożegnania możemy się więc spodziewać niedługo. Być może rzeczywiście trochę świeżej krwi się w tym zespole przyda – w końcówce ekipa Mamrota dostała zadyszki i zaczyna wyglądać na to, że drugie miejsce, które latem oglądano z pewnym niesmakiem, w tym sezonie będzie marzeniem.
F0t. FotoPyk