Kiedy Adam Nawałka zostawał trenerem Lecha Poznań, pisaliśmy, że jednym z jego najważniejszych zadań będzie ogarnięcie polityki transferowej klubu. Gdy spojrzało się na skuteczność Kolejorza przy sprowadzaniu nowych graczy, można się było poczuć jak w szklarni – ogórek na ogórku, a aby policzyć naprawdę udane ruchy, wystarczyły palce jednej ręki. Stąd naprawienie transferów urosło do rangi misji. Można się nawet zastanawiać, czy jest w lidze klub, który – oczywiście biorąc pod uwagę możliwości – wypada w tym aspekcie gorzej. I tu pojawia się, dość niespodziewanie, Legia Warszawa.
Po ostatnich decyzjach personalnych w warszawskiej drużynie ciekawą rzecz zauważył na Twitterze Kuba Majewski z portalu legionisci.com – większość zawodników sprowadzanych na Łazienkowską się nie sprawdza, szybko pakuje manatki i musi szukać szczęścia gdzieś indziej. Przychodzą, odgrywają bardziej lub mniej epizodyczne role, odchodzą. By w pełni pokazać skalę zjawiska, prześledźmy ostanie okienka Legii krok po kroku.
Zima 16/17
Dominik Nagy
Artur Jędrzejczyk
Vamara Sanogo
Tomas Necid
Daniel Chima Chukwu
Lato 17/18
Armando Sadiku
Krzysztof Mączyński
Cristian Pasquato
Łukasz Moneta
Hildeberto Pereira
Inaki Astiz
Zima 17/18
Domagoj Antolić
Marko Vesović
Mikołaj Kwietniewski
Brian Iloski
Eduardo
William Remy
Vjaceslavs Kudrjavcevs
Mauricio
Chris Philipps
Cafu
Lato 18/19
Carlitos
Mateusz Wieteska
Jose Kante
Andre Martins
Paweł Stolarski
Co to za kolorowanka? To 26 piłkarzy sprowadzonych przez Legię w trakcie ostatnich czterech okienek. Na czerwono zaznaczyliśmy tych, których w klubie już nie ma. Na niebiesko tych, których nie będzie za chwilę. Z kolei zielony kolor przypadł tym, którzy musieli szukać szczęścia na wypożyczeniach i wątpliwe, by w przyszłości dostali szanse plus Kwietniewskiemu, który na razie nic nie znaczy w kontekście pierwszej drużyny. Łącznie to aż 15 piłkarzy.
15 na 26.
Piętnastu na dwudziestu sześciu!
To bardzo niepokojąca statystyka. Oczywiście nie wszystkie z tych ruchów to totalne niewypały. “Ferrari” Sadiku regularnie potrafił strzelać jedynie w Pucharze Polski drużynom z niższych lig, ale przynajmniej odszedł za pieniądze. Mączyński długo był podstawowym zawodnikiem ekipy, która zdobyła mistrzostwo Polski. Pasquato grał mniej, ale zrobił dwie bardzo ważne akcje – strzelił piękną bramkę Wiśle w wygranym 1-0 meczu i dał asystę na wagę finału Pucharu Polski. Inni mieli kilka przebłysków. Łącznie.
Z drugiej strony wśród tych graczy, którzy nie dorobili się jeszcze żadnego kolorku, też mogą się znaleźć piłkarze, których koniec końców ocenimy negatywnie. Na Antolicia i Vesovicia łącznie trzeba było wybulić grubo ponad bańkę zachodniej waluty, a na razie ich najbardziej charakterystyczne zagrania to czerwone kartki w momentach, w których drużynie nie szło i należało pociągnąć ten wózek we właściwym kierunku (pamiętny mecz z Jagiellonią i rewanż ze Spartakiem Trnava). I gdybyśmy te dwa transfery musili ostatecznie ocenić negatywnie, to kto wie – chyba mówilibyśmy, że zima 2017/18 to jedno z najgorszych okienek w historii klubu.
Przy czym wypada podkreślić, że zawiódł nie tylko chorwacki pion sportowy, bo wcześniejsze okienka również na kolana nie rzucały. Powody do optymizmu? Chyba fakt, że ostatnie na tym tle wypadnie chyba nie najgorzej. No i, wracając do wstępu, tak jak w przypadku Lecha nadzieją na lepsze jutro była postać Nawałki, tak w Legii kluczową rolę odegra Sa Pinto. Sprowadzona przed chwilą dwójka na nowych Martinsów nam nie wygląda, ale z ocenami poczekamy.
Fot. FotoPyK