Temat dnia w prasie to oczywiście krakowska Wisła, dla której nadszedł dzień ostateczny. Czy inwestorzy wpłacą obiecane 12,2 miliona złotych i przejmą klub? I jeśli tak, to w którym kierunku będzie on od tej pory zmierzał? “Przegląd Sportowy” rozmawia z Adamem Pietrowskim, “Sport” – z Maciejem Stolarczykiem.
SUPER EXPRESS
Oto Polacy, którzy najbardziej zyskali na wartości w 2018 – Piątek, Szymański, Żurkowski, Walukiewicz.
1. Krzysztof Piątek (23 lata, Genoa)
Latem Genoa zapłaciła za niego Cracovii 4 miliony euro i wygląda to na jeden z najlepszych interesów w historii włoskiego klubu. Piątek jest rewelacją Serie A, prowadzi w klasyfikacji strzelców (13 bramek, Cristiano Ronaldo ma 12), jest też liderem strzelców Pucharu Włoch (6). Od kilku miesięcy pisze się o zainteresowaniu wielkich drużyn Polakiem, wymienia się Barcelonę, Atletico Madryt, Romę, Napoli, Chelsea i wielu innych możnych. Duże zainteresowanie Piątkiem na rynku zapowiada ostrą licytację, a to oznacza bardzo wysoką sumę.
Obecna wartość: około 40 mln euro
Dariusz Mioduski ma uratować budżet Legii z własnej kieszeni.
W wywiadzie dla PAP szef Legii wyznał, że dziś odbijają się czkawką odpadnięcie w eliminacjach Ligi Mistrzów i Ligi Europy oraz bardzo wysokie kontrakty piłkarzy. Klub ma zaoszczędzić na rozstaniu się zimą z zawodnikami, których umowy wygasną w czerwcu 2019 r.
GAZETA WYBORCZA
Futbolu w „GW” brak, lecimy dalej.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dziś sądny dzień dla krakowskiej Wisły. Dlatego pierwsze strony „Przeglądu Sportowego” są poświęcone w całości Białej Gwieździe. Głównym materiałem – wywiad z Adamem Pietrowskim.
– Podjęto już jakieś decyzje dotyczące najbliższej przyszłości zespołu?
– Pan Vanna Ly zaprosił drużynę na obóz zimowy do Turcji. Zespół będzie przebywał w jego hotelu w Antalyi. Zgrupowanie odbędzie się w dniach 14–24 stycznia. Będziemy chcieli przeprowadzić zimą trzy, cztery transfery. Prowadzimy już rozmowy z zawodnikami, chodzi o piłkarzy z polskiej ligi, ale także z zagranicy. Chcemy pozyskać graczy, którzy od razu podniosą poziom gry zespołu. Można ująć to w ten sposób, że zrobimy wszystko, aby zakontraktować zawodnika o głośnym nazwisku. Możliwe też, że kilku piłkarzy opuści klub na zasadzie transferu definitywnego lub uda się na wypożyczenie.
– W urzędzie miasta tłumaczył pan, że Vanna Ly jest wrażliwy na światło. Wcześniej opowiadał, że znał się osobiście z Janem Pawłem II. Nie uważa pan, że swoimi wypowiedziami naraża pan go na śmieszność?
– Ludzie interpretują sobie wszystko po swojemu. Rozumiemy ich wątpliwości, mają prawo się z nas śmiać. Powinni być zadowoleni, że zjawił się ktoś, kto chce ratować Wisłę, ale cóż, taka jest polska mentalność. Inwestorzy z Zachodu mają trochę inny sposób myślenia. Wyniki nas obronią, a wtedy jasne będzie, że nieufne komentarze nie miały sensu. Zresztą niektórzy ludzie sami wysłali mi wiadomość, że jeśli w 2019 roku pensje będą wypłacone, a długi uregulowane, cofną te słowa.
Vitezslav Lavicka ma być nowym trenerem Śląska Wrocław. Klub z Dolnego Śląska znów szuka szkoleniowca w Czechach.
Najpierw o zatrudnienie tego trenera zabiegało KGHM Zagłębie, Czech przyjechał nawet do Lubina obejrzeć klubowe obiekty, łącznie z akademią. Potem pojawił się jednak we Wrocławiu na meczu z Koroną (1:1), a więc pierwszym po rozstaniu z Tadeuszem Pawłowskim. Szanse na zaangażowanie Lavički wzrosły po tym, jak okazało się, że nie będzie trenerem Sparty Praga. Natomiast z polskich opcji bardziej odpowiadał mu Śląsk, również z uwagi na wielkość miasta. Szkoleniowiec ma wyciągnąć drużynę z ligowej zapaści, choć w Śląsku martwią się, czy to najlepszy kandydat na „niespokojne czasy” – bo że poradzi sobie z budowaniem drużyny dobrze współpracującej z akademią Śląska w dłuższej perspektywie, w klubie raczej nikt nie wątpi.
W Koronie kontrakty wygasają po sezonie 13 zawodnikom. Nie wiadomo, ilu pozostanie w klubie – Djibril Diaw może być nie do zatrzymania, Bartosz Rymaniak marzy o zagranicznym transferze.
Przed prezesem Krzysztofem Zającem trudne zadanie – musi jak najszybciej porozumieć się z kilkoma ważnymi graczami w sprawie nowych kontraktów. Od pierwszego stycznia aż dziewięciu zawodników zespołu Gino Lettieriego będzie mogło negocjować z innymi klubami.
Do tego można doliczyć czterech, których umowy również kończą się w czerwcu 2019 roku, ale Korona ma możliwość przedłużenia kontraktu o rok. Wśród nich jest kilku graczy bardzo ważnych dla złocisto-krwistych m.in.: Djibril Diaw, Matthias Hamrol, Mateusz Możdżeń, Bartosz Rymaniak i Elia Soriano. Każdy z nich już dostał sygnał od działaczy, że klub jest zainteresowany dalszą współpracą, a negocjacje mają się rozpocząć w najbliższych dniach.
Kominy płacowe szkodzą Atletico.
Latem 2018 roku Barcelona chciała kupić Antoine’a Griezmanna, jednak udało się zatrzymać Francuza. Koszt był wysoki – 21 mln euro rocznej pensji netto. Dla 27-latka stworzono komin płacowy, który przeszkadza kolegom z zespołu. Lucas zarabia siedmiokrotnie mniej. Jan Oblak, który zdaniem ekspertów jest dla Atleti piłkarzem ważniejszym od Griezmanna, dostaje pięciokrotnie mniejsze przelewy (4 mln euro). Diego Costa, drugi najlepiej opłacany gracz Rojiblancos, otrzymuje za sezon 8,5 mln. Problem będzie rosnąć, bo wkrótce trzeba przedłużyć kontrakty np. z Diego Godinem i Simeone.
Oprócz tego:
– Lech sięga do I ligi i wyciąga jednego z jej najlepszych graczy – Juliusza Letniowskiego z Bytovii;
– Jeison Murillo ma być lekiem na problemy w obronie Barcelony;
– Zieliński zmarnował setkę w arcyważnym meczu Napoli z Interem.
Jesień kolejnych klubów ekstraklasy podsumowana. Zagłębie przeprowadzało operację na żywym organizmie.
Prezes stanowczo oczekiwał o niebo lepszych wyników, więc nie zrobił na nim wrażenia fakt, że w wyjazdowym starciu z Lechią Gdańsk zespół od stanu 0:3 zdołał wyciągnąć na 3:3. Nie cieszył go ten remis, denerwowało go, jakim cudem zespół najpierw dał sobie załadować trzy gole. Ale to jeszcze nic, bo kilka dni później trzy gole Zagłębiu wrzucił też Huragan Morąg w Pucharze Polski (2:3).
Od wstydliwej porażki z trzecioligowcem zaczął się nie tylko kryzys sportowy, ale także w relacjach między szefem klubu a trenerem Mariuszem Lewandowskim. Prezes nie bawił się w dyplomację. Zapowiedział, że obciąży sztab szkoleniowy kosztami zgrupowania przed meczem w Morągu, zasugerował, że trener w każdej chwili może stracić pracę – jeśli tylko przegra kolejne spotkanie.
Miedź Legnica dostała w elicie szkołę życia.
Zespół Dominika Nowaka uczy się ekstraklasy i są to kosztowne lekcje. Wiele punktów potracił, bo zabrakło ligowego wyrachowania. Eksperci, a nawet rywale, chwalili go za odważny, ofensywny styl, ale zespół niebezpiecznie sadowił się w dolnej połówce tabeli, bo w górnej był tylko po dwóch pierwszych meczach. Najgorsze zaczęło się w październiku, kiedy zespół potracił kluczowych piłkarzy. Kontuzje Omara Santany, Marquitosa i Rafała Augustyniaka sprawiły, że linia pomocy w zasadzie przestała istnieć. Trzeba było szukać nowych rozwiązań, ale rozgrywki trwały, a pośpiech nie był dobrym doradcą. Jak by tego było mało, grono niezdolnych do gry powiększył Tomislav Božić, czyli kierownik obrony.
A w Wiśle Płock lament za Jerzym Brzęczkiem – zespół do teraz nie potrafi nawiązać do wyników osiąganych z obecnym selekcjonerem.
Właśnie w momencie przejścia trenera do Polskiego Związku Piłki Nożnej zaczęły się problemy Wisły. Zaledwie osiem dni przed inauguracją rundy jesiennej do klubu przyszedł Dariusz Dźwigała. Za jego kadencji drużyna początkowo nie grała źle, ale brakowało jej szczęścia pod bramką. W pełni udany był w zasadzie tylko jeden mecz – wyjazdowy z Legią Warszawa. Wówczas zespół pokazał drzemiący w nim potencjał, pokonując panującego mistrza na jego stadionie 4:1. Cierpliwość do trenera Dźwigały skończyła się w gabinetach przy Łukasiewicza po 11. kolejce i bilansie 2 zwycięstw, 4 remisy i 5 porażek.
SPORT
Arkadiusz Kampka po karierze świetnie sobie poradził w biznesie – prowadzi dwie firmy, spotyka się ze strategicznymi klientami, sporo jeździ po Polsce.
Po tym, jak szybko zniknął z ligowych boisk, odnalazł się w zwykłym życiu czy raczej biznesie. Nie zaczynał jednak od swojego przestronnego gabinetu w firmie, która dzisiaj ma siedzibę w Katowicach-Szopienicach, ale od zwykłego warsztatu mechanicznego.
– Żeby było śmieszniej, był to warsztat w Zabrzu. Co chwilę ktoś podchodził i mówił mi: „Pan mi przypomina jakiegoś ligowego piłkarza”. Wtedy odpowiadałem – Arkadiusza Kampkę. Klient odpowiadał, że rzeczywiście tak, no a ja wtedy, że to ja – śmieje się na wspomnienie historii sprzed dobrych kilkunastu lat były napastnik Górnika.
Maciej Stolarczyk w wywiadzie dla „Sportu” wspomina czasy, kiedy jako zawodnik doświadczył podobnych problemów finansowych, jakie są teraz w Wiśle.
– Był pan wtedy młodym zawodnikiem, któremu brakowało pieniędzy czy ratował pan pożyczkami kolegów?
– Byłem młodym zawodnikiem, musiałem pożyczać pieniądze, ewentualnie coś sprzedać…
– Co poszło pod młotek?
– Miałem duży zestaw płyt kompaktowych, które były wtedy w cenie i musiałem się ich wyzbyć. Był ból, ale trzeba było sobie radzić. Miałem też w tamtym okresie dwóch dobroczyńców, to byli szczecińscy kibice – pan Mieczysław Chomacki i pan Dariusz Pomykaj. Po prostu mnie sponsorowali – dawali mi pieniądze na życie.
– Ile miał pan wtedy lat?
– 23. A do tego zmagałem się jeszcze z kontuzją.
Dziennik podsumowuje kiepski rok reprezentacji.
Tylko trzy wygrane i aż sześć porażek to nie był, niestety, przypadek. Zjazd po równi pochyłej z pierwszej dziesiątki rankingu FIFA na koniec drugiej jest realnym odzwierciedleniem spadku jakości naszego zespołu. I nie ma sensu wmawiać, że pechowa okazała się liczba meczów w mijającym roku, których biało-czerwoni rozegrali 13. Owszem, piastujący oficjalnie posadę selekcjonera do 31 lipca Adam Nawałka limit fartu wyczerpał w poprzednich latach, ale kłopoty kadry Anno Domini 2018 trzeba nazwać po imieniu.
Robi to też w rozmowie z Markiem Koniarkiem.
– Jak Ślązak zapatruje się na mijający rok w wykonaniu reprezentacji Polski?
– No i co, trochę sobie jeszcze na koniec grudnia mamy ponarzekać? (śmiech).
– Niekoniecznie, ale pewnie bez tego się nie obędzie.
– No to zacznę inaczej. Pozytywniej. Po tym roku w pamięci zostanie mi na pewno marcowe spotkanie z Koreą Południową. W futbolu dziesięć lat to praktycznie epoka, a my niewiele krócej czekaliśmy przecież na powrót kadry na Stadion Śląski. Brakowało tego, dlatego było coś przyjemnego w docierających do nas komunikatach o przyjeździe reprezentacji do Katowic, o kibicach wystających pod hotelem, nawet o związanych z meczem utrudnieniach na drogach. No i sam przebieg gry: spokojne – wydawałoby się – 2:0 do przerwy. Dwa gole Koreańczyków w końcówce i decydująca bramka Piotra Zielińskiego w doliczonym czasie. Jak potem pisano o magii „Kotła czarownic” to trudno się było nie uśmiechać. Dla mnie, osoby od zawsze związanej z tym regionem, pierwszy po latach, po długim remoncie, mecz kadry na Śląskim był ważnym wydarzeniem. W skali całego roku.
Dariusz Dudek szuka stoperów do GKS-u Katowice w ekstraklasie.
Nie dziwi informacja o zainteresowaniu GieKSy 20-letnim stoperem Górnika, Przemysławem Wiśniewskim. „Wiśnia”-junior (syn Jacka, znanego z ekstraklasowych boisk) zaczął sezon jako zawodnik podstawowej jedenastki z Roosevelta (choć raczej na prawej obronie niż na stoperze, gdzie grywał w juniorach i w rezerwach), ale w kolejnych miesiącach rzadziej znajdował uznanie u Marcina Brosza (…).
Przejrzano też w Katowicach uważnie kadry drużyn ekstraklasy pod kątem bardziej doświadczonych stoperów, niewiele jesienią grających (…). Choćby Adam Danch, który co prawda zagrał w 13 meczach ligowych Arki, ale aż w 12 z nich – wchodził na murawę z ławki rezerwowych. Sporo czasu na ławce Piasta spędził też Urosz Korun – trener Waldemar Fornalik na środku obrony chętniej widzi duet Jakub Czerwiński – Aleksandar Sedlar. Właśnie z tego tytułu jesień na straty przy Okrzei mógł spisać Damian Byrtek.
W serii „Z lamusa” – wspominki z Józefem Wandzikiem.
– Wspomniał pan nazwisko pana Henryka Hajdy. To postać absolutnie nietuzinkowa i niebanalna dla Rodła i dla tamtejszej piłki, prawda?
– Oj tak!„Tyjo” – bo tak go wszyscy nazywali – sam był bramkarzem, grał m.in. w Sparcie Mikulczyce i w Rodle właśnie, w Górnikach był też trenerem. A w zasadzie – człowiekiem-instytucją, dobrym duchem tego klubu. Poza pracą szkoleniową, był tam też prezesem i… gospodarzem; sam na przykład malował linie na boisku przed meczami ligowymi. Nie poddał się nawet w najtrudniejszych chwilach, gdy klubowi groził upadek. W pewnej chwili namówił i mnie na pomoc Rodłu. Pomagałem finansowo w utrzymaniu klubu, przysyłałem też z Grecji sprzęt sportowy, stroje. Dzięki temu przez lata mówiono: „Górniki to najlepiej ubrany zespół w A-klasie” (śmiech). Cóż, stara szkoła wyniesiona z domu: „Nie możesz nigdy zapomnieć o korzeniach” – tej zasady nauczyli mnie rodzice.
fot. 400mm.pl