Gdy przygotowujemy ranking polskich piłkarzy na danej pozycji, często długo głowimy się nad takim zestawieniem, bo problemu zbytniego urodzaju nasz futbol raczej nie doświadcza. Wydawałoby się, że przy układaniu analogicznego zestawiania dla najlepszych zawodników świata, podobny kłopot nie ma prawa zaistnieć. Cóż, to nie do końca tak, ponieważ prawi obrońcy w mijającym roku nie byli głównymi aktorami kolejnych widowisk.
Brakowało kogoś takiego, jak Dani Alves, który w 2017 roku potrafił w dużej mierze sam wyrzucić Monaco z półfinału Ligi Mistrzów. Jak niezmordowany Philipp Lahm, kapitan mistrzów świata z 2014 roku – grający na turnieju w Brazylii wszystkie mecze od deski do deski. Dość powiedzieć, że tegoroczni mistrzowie globu na prawą obronę przesunęli sobie Pavarda, będącego w Stuttgarcie defensorem środkowym. Oczywiście, nie chodzi nam o to, by stwierdzić, że ta dziesiątka wybranych jest słaba. Nie. To piłkarze kapitalni, wielu z nich chciałby mieć u siebie każdy zespół świata. Natomiast żadnemu nie poświęcilibyśmy ściany, by powiesić na niej plakat z podobizną. A taki Alves w najlepszym czasie… No, to inna historia.
Jednak do rzeczy: zwycięża Dani Carvajal. Był ważną postacią w Realu sięgającym po Ligę Mistrzów – w fazie pucharowej pięć na siedem meczów zaczynał w podstawowym składzie. Nie grał w pierwszym meczu z PSG (przez zawieszenie), w drugim z Bayernem (kontuzja), a także trzeba przypomnieć, że w finale zszedł również przez uraz. Gdy jednak był zdrowy, grał, i robił to dobrze. Pewnie w tyłach, ale i dając coś ekstra z przodu, żeby wspomnieć o asystach z Bayernem i Juventusem. Co więcej, to właśnie on, a nie trzeci w naszym zestawieniu Sergi Roberto, był podstawowym piłkarzem Hiszpanii na mundialu. Zawodnik Barcelony nawet nie dostał powołania i choć Hiszpania wiele w Rosji nie ugrała, to jednak hierarchia na tej pozycji w tamtejszym futbolu była jasno ustalona. Zresztą, po zmianie selekcjonera to wciąż Carvajal jest tym pierwszym (gdy tylko jest zdrowy). Roberto charakteryzują świetne wyjścia do przodu, co często przynosi efekty w postaci bramek i asyst. Z drugiej strony trochę do życzenia pozostawia jego gra w obronie, tutaj na pewno są rezerwy, więc również dlatego ląduje „jedynie” na trzecim miejscu.
Piłkarzy z La Liga przedziela Thomas Meunier – brązowy medalista mistrzostw świata, mistrz Francji, umiejący grać i na wahadle, i na prawej obronie. Z jednej strony jest bowiem silny, trudny do przepchnięcia, wybiegany, z drugiej nie można go ograniczać tylko do defensywy, czego dobrym przykładem będzie jego bramka z meczu o trzecie miejsce przeciwko Anglikom. W PSG facet dostał trudne zadanie, musiał zastępować kontuzjowanego Alvesa, ale wywiązywał się z niego naprawdę dobrze. W sumie trochę późno został odkryty – niby 27 lat to jeszcze daleko do końca kariery, ale jeszcze w 2016 roku grał dla tylko solidnej Brugii.
Czwarty jest Walker, ósmy Trippier, dziewiąty Alexander-Arnold, tak więc Anglicy mają święty spokój, jeśli chodzi o obsadę prawej obrony na najbliższe lata. Dziś pierwsze skrzypce grają 28-latkowie, dla obu znalazło się miejsce w pierwszym składzie czwartej na mundialu Anglii, jutro do głosu dojdzie finalista Ligi Mistrzów z Liverpoolem (który zagrał w 10 z 13 meczów The Reds w europejskiej elicie). Spokojni mogą być też Portugalczycy, jeśli tylko zdrowy będzie Cancelo. Gość ma wielkie możliwości, jest kapitalny technicznie, z dobrym dryblingiem, z dużą szybkością. Ma wszystko, jakby powiedział Maciej Terlecki. Tak właściwie to nie będziemy nic a nic zdziwieni, jeśli za rok to on zwycięży w naszej klasyfikacji. I to zdecydowanie.
Co należne oddaliśmy też Vrsaljko, wicemistrzowi świata oraz Kimmichowi, który jednak zawiódł nas drugą połową roku. Stawkę zamyka Azpilicueta i co ciekawe, w pierwszym rzucie rozważaliśmy w jego miejsce Piszczka. Polak miał beznadziejny mundial, ale dziś jest podstawowym piłkarzem lidera Bundesligi, który dystansuje faworyzowany Bayern, więc można by go docenić. Ostatecznie postawiliśmy jednak na równiejszego w mijającym roku Azpilicuetę, a Piszczek zostaje w poczekalni. Dla Łukasza to w sumie i tak dużo. Jeszcze na mistrzostwach świata wyprzedzało go przecież 31 innych gości na tej pozycji.