Po kilkunastu dniach zapełnionych szczelnie meczami, po kilkunastu przeprowadzonych relacjach LIVE, po genialnych meczach, po niesamowitych zwrotach akcji, po pięknych historiach, po “uroczych katastrofach” i wielkich zwycięstwach, po znakomitych golach, fenomenalnych asystach, “swojaku” strzelonym “przewrotką kolanem” oraz emocjach, które ostatni raz odczuwałem w 1998 – przerwa. Dzień przerwy, dzień bez meczów, dzień bez tej kapitalnej mundialowej sieczki, dzień bez relacji LIVE i najlepszej piłki od lat.
Czas więc wrócić do rzeczywistości, która już tak kolorowa jak trybuny Maracany nie jest. Zresztą, mundial też nie jest jakimś piknikowym festiwalem klaunów (określenie upatrzone przez zagranicznych kiboli na międzynarodowym forum ultras-tifo.net) z perukami i śmiesznymi strojami. Wbrew pozorom dzieje się sporo – Chorwaci walczący na trybunach z Meksykanami, Chilijczycy wjeżdżający z bramą (konkretnie – ścianą centrum prasowego), pirotechnika u Chilijczyków, Algierczyków, świętujących Greków, Bośniaków podczas przemarszów na mecz. Trochę się działo, a przy dobrych wiatrach i porządnym rozbiciu spotkań, polscy wojewodowie mogliby po fazie grupowej pozamykać wszystkie areny mistrzostw.
Szczerze wątpiłem, że użyję tego brzydkiego, niemal wulgarnego słowa jeszcze podczas mistrzostw. Do tej pory odpoczynek od, za przeproszeniem, wojewodów (jak oni mogli tak zniechęcić ludzi do tej pozostającej wiecznie w cieniu funkcji?) wyglądał całkiem porządnie, przywoływani byli tylko w potwarzanych wiecznie żartach o zamykaniu stadionów, na których “coś” się w Brazylii działo. Ale niestety. Dzień przerwy, to i dzień bolesnego upadku z poziomu mundialowej fiesty na glebę rodzimej sytuacji na trybunach. Otwieram stadiony.net, potem czytam “Głos Wielkopolski”.
– “Przed upadkiem komunizmu zmuszano osoby wyjeżdżające na Zachód do podpisywania lojalek, w ramach których te osoby zobowiązywały się do „szpiegostwa”. Dziś pan wojewoda stosuje ten sam mechanizm oferując w zamian „mniejsze zło”” – mówi dla „Głosu Wielkopolskiego” Karol Klimczak, prezes KKS Lech Poznań. – “Stawia nas pod ścianą i mówi: podpiszcie, to zamknę tylko trybunę. Nie podpiszecie, zamknę wam stadion. Nie zgodzimy się na żaden układ i szantaż. To już nie jest atak tylko na naszych najwierniejszych kibiców i klub. To jest atak frontalny na wszystkich, którzy chodzą na Kolejorza”.
O co chodzi? Na wniosek policji wojewoda wielkopolski zażądał od Lecha, by klub nie tylko zamknął trybunę południową Inea Stadionu. Oczekiwanie jest takie, by klub nałożył również zakaz wstępu na jeden mecz dla wszystkich, którzy na tej trybunie mieliby zasiąść. Byłby to czyn niezgodny z prawem, ponieważ żadnemu z widzów nic nie udowodniono. Jeśli jednak Lech się nie zgodzi, może otrzymać karę zamknięcia całego stadionu – tak sprawę opisuje Lech.
Tak, tak. Mistrzostwa mistrzostwami, kiboling na Maracanie, w Manaus czy Sao Paulo swoją drogą, a polskie bagno polityczne wjeżdżające z imptem w świat sportu nadal tak samo brudne. Wiadomo, jakie jest moje zdanie na temat rac i opraw z ich użyciem, wiadomo rówież, jakie jest moje zdanie na temat zamykania stadionów, a w szczególności najnowszego triku – odmawiania sprzedaży biletów wszystim kibicom z sektora, na którym złamano prawo na meczu. Opina na temat tego ostatniego zawarłaby się zresztą w jednym wulgarnym określeniu.
Dlaczego to robią? Czemu znów sie szamoczą, czemu znów wymyślają kolejny głupi sposób na uprzykrzanie życia? Przede wszystkim zaś – czemu w swojej krucjacie uciekają się do szantażowania klubów piłkarskich? Przecież to nacisk polityków (którymi wojewodowie bez wątpienia pozostają, mimo urzędniczej funkcji) na prywatne przedsiębiorstwa (którymi są kluby). Oczywiście, można to rozpatrywać jako negocjacje na temat kary za błędy samego przedsiębiorstwa (wniesienie na sektor pirotechniki) i wówczas nie byłoby w tym nic zdrożnego i dziwnego, ale pamiętajmy, że cały czas rozmawiamy o “prewencji”.
Zamykanie stadionów przez wojewodów to prewencja, więc negocjowanie na zasadzie: “albo wy wymierzycie kary kibicom, albo my wam zamkniemy stadion” zaczyna brzmieć groteskowo. Stadion albo jest bezpieczny, albo bezpieczny nie jest. Jeśli na jeden mecz wykluczy się z niego wszystkich fanów z “Kotła”, wrócą za tydzień. Jeśli zamknie cały stadion – również. Ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie ma żadnego wpływu na bezpieczeństwo, które przecież nie schodzi z ust politykom przy wydawaniu tych swoich “prewencyjnych” decyzji. Rozumiemy Legię, która po Jagiellonii zamknęła sektor gości, naprawiła go i poprawiła bezpieczeństwo, otworzyła klatkę na nowo. Ale co ma zrobić Lech z “Kotłem” przez okres, gdy stadion zostanie zamknięty (jeden mecz)?
Prewencja wykorzystywana jako kara już jest dość obrzydliwa, ale gdy w dodatku wzmacnia się to wrażenie, używając jej do szantażu na klubie…
Czekamy na decyzję w sprawie mundialowych aren. Jak nic, trzeba zamknąć.
JAKUB OLKIEWICZ
Fot.FotoPyk