Teresopolis leży niecałe 100 kilometrów od Rio de Janeiro. Niecałe półtorej godziny samochodem. Prowadzi tam autostrada, a następnie długa droga przez góry i malowniczy park narodowy Serra dos Orgaos. Same nazwy ulic – Rua Bananal czy Estrada do Paraiso – wskazują, że nie tylko Anglicy i Holendrzy wybrali sobie do trenowania rajskie miejsce. Tyle że tamci ulokowali się w samym centrum Rio, niedaleko największych plaż, a selecao upatrzyła sobie miejsce z dala od większej cywilizacji. Gigantyczne skały, góry, lasy, targ z warzywami i sporych rozmiarów sklep ogrodniczy z palmami witają nas tuż przed wjazdem do Teresopólis. Sama brama do miasta to wielkie podobizny Cafu i Neymara, kawałek dalej pomnik Hulka, a na każdej latarni przez kilkadziesiąt kilometrów wiszą identyczne plakaty z napisem Acredita Brasil. Uwierz Brazylio. Między nimi znaki „uważaj na dzikie zwierzęta przebiegające przez drogę” tuż obok zdjęć małp.
Teresopolis żyje reprezentacją. – Oddycha nią – jak powie na konferencji Fred. Kadra nie pozwala jednak setkom kibiców zbliżyć się do swoich idoli na odległość mniejszą niż 100 metrów. Jedyny piłkarz, którego mogą dziś realnie dopingować to Victor. Trzeci bramkarz, na co dzień Atletico Mineiro, który na bocznym boisku ćwiczy wyjścia do dośrodkowań. Trybuna przy głównej płycie treningowej zajęta jest przez convidados. Specjalnie zaproszonych przez piłkarzy. Wystarczy jednak, że piłkarze zejdą w stronę ławki, by wśród kibiców rozległ się trudny do ogarnięcia pisk. Ale nawet jeśli Neymar czy Hulk zdecydują się im pomachać, to ci i tak tego nie zauważą. Są po prostu za daleko.
– Patrz na tego Alvesa, jaka nonszalancja.
– Nasza kamera złapała go jak się głupio uśmiecha. Wiesz, ta jego risadinha.
– I dobrze. Niech zostanie ten Maicon. Alvesa mam dość.
Rozmowy brazylijskich dziennikarzy pokrywają się z tym, co można przeczytać w codziennej prasie. Po tym, jak w końcu odpalił Fred, media wzięły na celownik dwóch zawodników. Najbardziej zbiera się fatalnemu na tym mundialu Daniemu Alvesowi, który pierwszą połowę gierki rozgrywa w podstawowej jedenastce, ale na drugą musi już założyć znacznik dla rezerwowych. Zmienia go Maicon dopingowany przez kilkunastu dziennikarzy. – Mostra que e forte, porra! – pokaż, jaki jesteś silny! Charakter, osobowość, umiejętności, a po przeciwnej stronie głupie uśmieszki i zafarbowane włosy. Czuć wielką ulgę. Alvesa powoli wszyscy zaczynają mieć dość.
Skrajne emocje budzi też Paulinho, który w przeciwieństwie do piłkarza Barcy cały trening spędza już w rezerwie. Tak jak apelowali dziennikarze. I tak jak przewidywali. Czas byłego ełkaesiaka na tych mistrzostwach już minął, szczególnie po tym, co z Kamerunem pokazał Fernandinho. Piłkarz City – jak czytamy we wczorajszym wydaniu „Lance” – w końcu doczekał się swojej szansy, a ogólnie cała jego kariera polegała na czekaniu. Najpierw czekał, aż ktoś go wyciągnie z Szachtara, potem, by przekonał się do niego Mano Menezes i wreszcie na ugruntowanie swojej pozycji w kadrze Scolariego. Dziennikarze „Globo” przewidują z kolei, że Fernandinho może pójść śladami Klebersona, który w 2002 roku zyskał zaufanie Felipao dopiero po demolce nad Kostaryką, a już od ćwierćfinału wychodził w jedenastce u boku Juninho Paulisty.
Atmosfera na samym treningu jest wyjątkowo luźna. Zawodnikom uśmiechy praktycznie nie schodzą z ust. Bernard ucieka Alvesowi, Gustavo przecina kolejne piłki, Maicon po ściągnięciu znacznika przeprowadza większość rajdów, tylko David Luiz razi nonszalancją. Piłki przelatują mu pod stopami, przez co jego drużyna naraża się na kolejne rożne, a Julio Cesar i selekcjoner prowadzący trening ze środka boiska ciągle muszą go upominać. Po samych reakcjach dziennikarzy widać jednak, kogo darzy się tu sympatią. Gdy Luiz zawala kolejną akcję, większość komentarzy to „ach, ten David, myślami jest znów gdzie indziej”, a gdy Alves ogląda plecy Bernarda, błyskawicznie można poszerzyć znajomość brazylijskich przekleństw. Dziennikarze są pamiętliwi – wiedzą, że wszystkie bramki, które kadra straciła w 2014 roku, wynikają z błędów prawej strony.
Kto powinien więc na niej grać?
81% – Maicon
19% – Dani Alves.
Tak oceniają kibice w ankiecie „Lance”. Są wymagający. Bok obrony to już nie tylko szybkość, dynamika i petarda z kilkudziesięciu metrów. Bok obrony to ma być pewność. „Trzeci stoper”. Ktoś, kto poprawi ewentualny błąd któregoś ze stoperów. Ktoś, czyli Maicon.
Na konferencji prasowej pojawia się około 200 dziennikarzy. – Sala praktycznie zawsze się wypełnia – mówi Telles odpowiedzialny za rozdawanie wejściówek. Zainteresowanie kadrą jest potężne. Większość pracujących tu dziennikarzy nie dostało nawet akredytacji na sam mundial, ale pracuje przy kadrze. Na indywidualne wywiady nie ma szans. Wszystko zorganizowane jest niemal perfekcyjnie – swoje stoisko rozstawiło tu nawet Gilette i jeśli któryś z przedstawicieli mediów chciałby się ogolić lub ostrzyc, to może to tu zrobić za darmo, a także Ariel – przywiozłeś ze sobą brudne ciuchy, zostaw je u nas. Absurd, ale sponsorów trzeba promować w każdym miejscu.
Na spotkaniu z dziennikarzami zjawia się Fred. Trudno o lepszy moment. Najbardziej krytykowany piłkarz początku mundialu w końcu się odbił, co widać też po samym jego zachowaniu. Pierwszy mecz zdenerwował go tak, że nawet nie przeszedł przez strefę mieszaną, a teraz na wszystkie pytania odpowiada z uśmiechem i nie unika żadnych kontrowersyjnych kwestii. Całą konferencję, by wycisnąć z niej cokolwiek ciekawego, trzeba byłoby jednak – normalka – przepuścić przez sitko.
Najzabawniej robi się, gdy głos zabiera dziennikarz z Chile. – To teraz mam odpowiadać portunolem? – zagaja Fred nawiązując do mieszanki języka portugalskiego z hiszpańskim.
– Chciałem zapytać o twitterowy wpis lekceważący naszą reprezentację..
– Mój?
– Tak. Ten, który został zdementowany.
– Nic o tym nie wiem. Ale to mój Twitter?
– Pojawił się w dniu ostatniego meczu. „Jesteśmy już w ćwierćfinale”.
– To fejk, to nie mój Twitter – odpowiada napastnik, wyjaśniając chwilę później kolejnemu dziennikarzowi, że – gdy temperatura dochodzi do 40 stopni – jest przyzwyczajony do używania olejków do opalania w trakcie meczu.
Wytłumaczył też między innymi, że nie ma sensu, by wychodził z pola karnego i dryblował, skoro to nie jego charakterystyka, a główna różnica pomiędzy Fernandinho a Paulinho polega na tym, że ten drugi częściej wchodzi w pole karne bez piłki, a pierwszy lubi poklepać. Pojawiła się też oczywiście kwestia Luisa Suareza, który zasłużył na karę, ale Fred chciałby go jeszcze zobaczyć na mundialu. Jedna wielka dyplomacja. Konferencja odfajkowana. Konferencja do zapomnienia.
Konferencja, która też idealnie pokazuje, w jakich nastrojach znajduje się reprezentacja przed najważniejszym meczem tego mundialu. Uśmiechy, żarty, pełen luzik tak jak wtedy, gdy z dziennikarzami spotkali się Neymar i Scolari. Spraw, za które warto krytykować selekcjonera, jest już coraz mniej, bo ten wyciąga wnioski, dokonuje zmian, a wszystkie swoje decyzje tłumaczy najdokładniej, jak tylko się da. Póki co jest spokój. Jeśli jednak pojutrze coś pójdzie nie tak, będziemy świadkami masowej egzekucji. Takiej, jakiej nie przeżyli tu ani Alves, ani Suarez, ani nawet Cristiano Ronaldo. A Giovane Elber, jeden z najtrzeźwiejszych ekspertów w Brazylii, przestrzega: Brazylia wcale nie musi być faworytem. Takie pytania nie są tu jednak mile widziane. Nikt nie chce burzyć wszechobecnej harmonii.