Inaczej być nie mogło: reprezentacja białostocko-sosnowiecka – Jagiellonia Sosnowiec – zdominowała jedenastkę badziewiaków, reprezentacja lubińsko-poznańska – Zagłębie Poznań jedenastkę kozaków. Trzeba było się wybitnie wykazać w żenadzie lub polocie, żeby zasilić te nieprzypadkowe ekipy.
Zacznijmy od kozaków. Tu transfer – można powiedzieć – zza oceanu, bo Ondrasek już zaprezentował się w koszulce FC Dallas. Sympatycznie, że w rzecznych derbach Wisła – Wisła pożegnał się honorowo dwoma bramkami. Bywały takie momenty w jego ekstraklasowej przygodzie, gdy bardziej nadawał się do kapeli Jozin z Bazin niż na boisko, ale oddajmy Czechowi, że ogółem na pewno stanowił tzw. plus dodatni.
Do Zagłębia Poznań dostał się jeszcze tylko William Remy z Legii Warszawa. Hit Legia – Piast miał prawo rozczarować, ale przecież również dlatego, że goście nie mogli się rozkręcić, schowani w kieszeń przez defensywę mistrza Polski, którą dyrygował Francuz.
I tyle transferów z kraju, dalej trójka reprezentantów Lecha, który dokonał teksańskiej masakry absolwentami swojej akademii. Debiutują w zestawieniu kozaków Klupś, a przede wszystkim Gumny, który po takim meczu – kapitalny gol, kapitalne dośrodkowanie, kluczowe podanie – przypomniał o sobie wszystkim skautom i kto wie, czy zimą na jego sprzedaży nie będzie się opierała potencjalna transferowa ofensywa Nawałki. Do tego Gytkjaer, który pojawia się w kozakach drugą kolejkę z rzędu. Taka prawda o Duńczyku: stwórz mu okazje, a swoje strzeli.
No i wreszcie kręgosłup zespołu, czyli sześciu (!) graczy z Lubina. A przecież gdyby się uprzeć, moglibyśmy całą ekipę Miedziowych jeden do jednego przenieść do kozaków – no dobra, może wzmocnionych Gumnym – i nikt by specjalnie nie narzekał. 4:0 w Białymstoku, kadrowicz Frankowski zdegradowany pod lubińskim naporem do miana przedskoczka, obrona Jagi rozjechana jak droga na Ostrołękę, koncert, koncert i jeszcze raz koncert. Będzie zabawnie – a raczej typowo ligowo – jeśli niedługo po takim meczu Ben van Dael pożegna się z drużyną. No bo jeśli potrafisz sprawić, żeby błysnął drwal i mistrz autów w autów Sasa Balić, to w zasadzie porównywalne z potrójną koroną Pepa Guardioli w Barcelonie.
W badziewiakach kapitan, legenda drużyny, Piotr Polczak. Jak dorobią się stadionu, będzie nazwany jego imieniem. Z Sosnowca zabrał ze sobą w torbie jeszcze Mraza – ciekawe ile jeszcze będzie odcinał kupony od dobrej rundy w Gliwicach – wiecznie młodego Cichockiego i Kudłę. W Jagiellonii zwraca uwagę, że to trzeci raz, gdy badziewiaków zasilają Frankowski i Pospisil, którzy w teorii powinni w lidze błyszczeć. Niespodzianką jest też obecność Janoty, ale tak oberwaliśmy w łeb meczem Górnika z Arką, że musieliśmy się zemścić – padło na rozgrywającego Arki i Zapolnika. Co do Parzyszka, to Remy podobno dopiero na drugi dzień zorientował się, że napastnik Piasta wciąż siedzi w jego kieszeni i dopiero wtedy napastnik Piasta został wypuszczony w kierunku Gliwic.
Honorowym prezydentem klubu w tym tygodniu uznajemy Djordje Cotrę, bo słaba gra słabą grą, a debilizm swoją drogą. Nie jest dobrze, jeśli rywal winny jest ci kosz kwiatów, a Korona jak najbardziej powinna zrobić zrzutkę: kielczanie nawet ze Śląskiem nie oddali celnego strzału, a jednak wywieźli remis głownie dzięki głupocie – czerwona kartka, sprokurowany karny – intelektualnego giganta z Wrocławia.
Fot. 400mm.pl