Jeszcze latem wierzyliśmy, że Przemysław Tytoń zahaczy gdzieś w miarę poważnej lidze, w miarę poważnym klubie i po kilku tygodniach bronienia ktoś przebąknie “a może by go sprawdzić jeszcze w kadrze?”. Ale mijały tygodnie, a Tytoń cały czas nie miał klubu. Aż wreszcie ze Stanów Zjednoczonych poszła oficjalna informacja – były bramkarz Deportivo i PSV zagra w FC Cincinnati, beniaminku MLS.
I na pierwszy rzut oka można powiedzieć: cholera, po gościu. Jedzie gdzieś za ocean, nikt ze sztabu kadry już go nie będzie monitorował, europejska piłka traci go z radarów. Słowem – przejście na drugą stronę rzeki. Ale gdyby się tak poważniej zastanowić, to ten ruch wydaje się być logiczny i naturalny. Chłop ma już 31 lat, czyli emerytem jeszcze nie jest, ale gdybyśmy ustalili oś X jako długość kariery piłkarskiej, to bliżej mu końca strzałki z prawej strony niż punktu przecięcia z osią Y. Ponadto szanse na wielką karierę w Europie miał już marne. Na koniec pobytu w Deportivo tamtejszy dyrektor sportowy wystawił mu taką laurkę: – Chcę w zespole ludzi z głodem, którzy naciskają i zwiększają konkurencję. A nie urzędników… Jeśli ktoś stara się na 70%, to nie służy nam do niczego. I dlatego Tytonia nie będzie w kadrze na sezon 18/19.
Ponadto jakoś trudno nam uwierzyć, że Przemek mógł jeszcze tak pokierować swoją karierą, by być brany pod uwagę przy powołaniach do kadry. Niepodważalna dwójka Szczęsny i Fabiański, gdzieś za ich plecami Skorupski i Białkowski, ponadto tłum zdolnej młodzieży, która tylko czeka na swoją szansę – Grabara, Bułka, Majecki, Mleczko, Kucz, Sokół i pewnie dziesięciu kolejnych. Tytoń miał tak iluzoryczne szanse na powołanie, że na jego miejscu w ogóle nie traktowalibyśmy poważnie myśli “a może zostałbym w Europie, nawet w klubie drugiego szeregu, bo mógłbym liczyć na jakieś jedno czy dwa powołania”. Kompletny bezsens z jego perspektywy.
Zatem nic go w Europie nie trzymało, na angaż w wielkiej firmie nie miał już większych szans, motywacja kadrą odpadała, a grą w Ekstraklasie wcale nie był zainteresowany. No to co? No to wyjazd poza kontynent.
Tytoń trafia w miejsce… no… dość ciekawe. Nieczęsto mówimy mówimy bowiem o “beniaminkach MLS”, ale FC Cinncinati wraz z 2019 do amerykańskiej ekstraklasy przystąpi. Pytanie – jak? Ano wystarczy grać na niższym poziomie rozgrywkowym, mieć zapewniony budżet (ponad sto baniek w dolarach), poważny stadion (ten akurat jest w budowie, ale będzie w 2021 roku) i odpowiednie zaplecze kibicowskie (bywało, że na mecze nowej ekipy Tytonia przychodziło nawet i po 30 tys. kibiców). Jeśli te warunki są spełnione, to klub zgłasza coś w rodzaju aplikacji i czeka na decyzję możnych. Cincinnati doczekało się odpowiedzi pozytywnej i od marca zacznie grać na najwyższym poziomie w kraju – razem z Tytoniem właśnie. Polak wielkich gwiazd na miejscu nie znajdzie, bo z kadry Cincinnati kojarzymy tylko Rolanda Lamah, który kiedyś mignął nam w Premier League, Ligue 1 czy La Liga (ale bez przesady, nigdzie nie był gwiazdą).
Nasz bramkarz Euro 2012 udzielił krótkiej rozmowy oficjalnym mediom klubowym. Wnioski? Z angielskim problemu nie ma, więc się dogada. Ale zdziwieni bylibyśmy, gdyby miał problemy z tym językiem po kilkunastu latach gry na zachodzie.
Przemek Tytoń zdążył już dać kilkuminutowy wywiad w Cinci. Z angielskim na szczęście problemów nie będzie 🙂pic.twitter.com/IBoXpbpxFc
— Kotleszka_Soccer 🇺🇸🇦🇺 (@Adam_Kotleszka) 13 grudnia 2018
I wiele wskazuje na to, że Tytoń w tym Ohio będzie grał, zatem nie podzieli losu Kacpra Przybyłko, który w tym roku trafił do MLS i nie powąchał nawet murawy. Zresztą Polacy (lub zawodnicy z polskim obywatelstwem) w ogóle w amerykańskiej ekstraklasie wielkich kariery nie robią, no bo słyszeliście o jakichś spektakularnych sukcesach Damiena Perquisa czy Konrada Warzychy? O Krzyśku Królu nawet nie wspominamy.
Choć pewnie wiele osób będzie z tego ruchu szydziło, to zasadniczo nie wiemy, czy są ku temu podstawy. Po prostu starzejący się piłkarz trafił do ligi dostosowanej do jego poziomu umiejętności. A przy okazji Przemek skoczy sobie nad jezioro Erie, pójdzie sobie na Cavaliers w Cleveland, zobaczy trochę świata. Też wolelibyśmy mieszkać w Cincinnati niż w Płocku, gdzie Tytoń ostatnio trenował.