Reklama

Kiedyś zaplecze Ekstraklasy, dziś ostatni klub III ligi

redakcja

Autor:redakcja

15 grudnia 2018, 11:30 • 18 min czytania 0 komentarzy

Listopad 2017. Na stadionie Widzewa Łódź ŁKS 1926 Łomża odnosi chyba największe, a już na pewno najgłośniejsze zwycięstwo od kilku lat. Drużyna z Łomży pokonała podopiecznych Franciszka Smudy w stosunku 2:1. Wydawało się, że to może być przełomowy moment dla futbolu w tym mieście. Na koniec sezonu ŁKS uplasował się na pewnym, 10. miejscu w tabeli z dużą przewagą nad strefą spadkową. W jakże innej sytuacji znalazł się ten klub niemal dokładnie rok po pamiętnym meczu z Widzewem. Ostatnie miejsce, 11 punktów straty do miejsca dającego utrzymanie, najgorsza drużyna spośród wszystkich grup III ligi. W klubie wszyscy sprawiają wrażenie, że są już pogodzeni z IV-ligowym losem.

Kiedyś zaplecze Ekstraklasy, dziś ostatni klub III ligi

Na pytania dotyczące obecnej sytuacji, a także przyszłości Łomżyńskiego Klubu Sportowego, zgodził się odpowiedzieć prezes Łukasz Uściłowski. Opowiedział także o problemach, z jakimi zmagają się inne kluby występujące w niższych ligach.

Najgorsza drużyna rundy jesiennej spośród wszystkich grup III ligi. Czy przed sezonem coś wskazywało na to, że może wyglądać to aż tak źle?

Łukasz Uściłowski: Biorąc pod uwagę to, że drużyna mocno się nie zmieniła pod względem personalnym, a wręcz pierwsza jedenastka jest mocniejsza, wydawało się, że miejsce w okolicach środka tabeli będzie w naszym zasięgu. Niestety, rzeczywistość brutalnie to zweryfikowała. Zostały popełnione błędy na wielu płaszczyznach. Myślę, że zarówno jeżeli chodzi o przygotowania, jak i o dobór personalny poszczególnych piłkarzy. Młodzi zawodnicy, którzy do nas doszli, nie dali tyle jakości ile wydawało nam się, że są w stanie dać. Stąd ta sytuacja w jakiej jesteśmy, chociaż nie ukrywam, że nałożyło się tutaj także wiele innych czynników takich jak kontuzje, kartki itd.

Skład się bardzo nie zmienił od poprzedniego sezonu.

Reklama

Nie. Dołączył do nas Czarek Demianiuk. Jest to napastnik, który ma już na koncie ponad 50 spotkań w 1. lidze, na pewno był wartością dodaną. To jest plus w tej rundzie, chociaż był trochę osamotniony. Damian Gałązka, który był naszym mocnym punktem, nie mógł się do końca określić i dołączył do nas praktycznie na sam koniec okresu przygotowawczego. Było to widać później w meczach ligowych, jego dyspozycja sportowa pozostawiała wiele do życzenia. Jeżeli chodzi o pierwszy skład, odszedł bramkarz oraz Daniel Lemański.

Czyli 9. miejsce w poprzednim sezonie było na wyrost?

Myślę, że opieraliśmy się w tej rundzie na tym co było w tamtym sezonie i liczyliśmy, że samo to się jakoś ułoży. Każdy punkt trzeba wywalczyć i wybiegać, zwłaszcza w niższych ligach. Nikt się przed nikim nie będzie kładł. Jeżeli nie ma zaangażowania, nie ma także przygotowania fizycznego – bo to się rzucało w oczy – to nie można mówić o utrzymaniu.

Czy to wina poprzedniego trenera, Krzysztofa Ogrodzińskiego, że nie ma przygotowania fizycznego?

Gdzieś ta odpowiedzialność rozłożyła się równomiernie na wszystkich. To nie jest tak, że tylko trener jest winny. Piłkarze są też odpowiedzialni za to co się dzieje na boisku. Przykładów mamy kilka. Jeżeli w 90. minucie nie strzela się karnego. Jeżeli, także w 90 minucie, robi się prezent rywalowi i fauluje się go na 20 metrze, po czym pada gol. Zamiast strzelić gola z Aleksandrowem Łódzkim w 90. minucie, gdzie jest sytuacja na 4:3, tracimy po kontrze gola na 3:4… Odpowiedzialność rozkłada się równomiernie i na piłkarzy, i na trenerów, i na zarząd, bo zarząd, także w mojej osobie, akceptował i dokonywał transferów przed rundą. Tutaj też na pewno były popełnione błędy. Już nie wchodząc w szczegóły, kto.

Trener Ogrodziński został zwolniony już pod koniec września, po czym narzekał na sytuację finansowo-organizacyjną klubu. Czy zmieniła się ona w stosunku do poprzedniego sezonu? Wyglądało to wówczas zupełnie inaczej.

Reklama

Sportowo wyglądało inaczej. Organizacyjnie, jeżeli chodzi o kwestie finansowe, to nawet w wyższych klasach widzimy przykłady Stomilu Olsztyn, czy teraz Wisły w Krakowie. W niższych ligach, jeżeli chodzi o zastrzyki finansowe, życie toczy się tak naprawdę od dotacji do dotacji. Ja to traktuję jako usprawiedliwienie. Wiadomo, że trener zawsze szuka wytłumaczeń, natomiast sytuacja była mu znana od początku, Wiedział jak to będzie wyglądało. Zresztą zawodnicy też są świadomi tego, że muszą czekać na środki z budżetu miasta. Jako klub staramy się organizować im pracę, zapewniać zatrudnienie. Tak, żeby mogli łączyć pracę z treningiem. To, że nie wszyscy są chętni do tego żeby pracować i jednocześnie trenować, to już jest inna kwestia.

To też ciekawa sytuacja, że trenerem jest ktoś, kto w innym miejscu startuje w wyborach na burmistrza.

Trener Ogrodziński powiedział mi o tym przed początkiem przygotowań, praktycznie po zakończeniu poprzedniego sezonu kiedy rozmawialiśmy o przedłużeniu współpracy. Wyraziłem na to zgodę.

Wydaje się, że ciężko to łączyć.

Nie wiem czy miało to jakiś wpływ na jego podejście do obowiązków. Zweryfikowały go wyniki.

Wyniki ŁKS-u i wyniki wyborów w Wyszkowie.

Tak, 7% chyba uzyskał. Ja darzę go szacunkiem. Daliśmy mu szansę, ŁKS to był jego pierwszy klub na tym poziomie. To jest młody trener, wcześniej pracował w niższych ligach, z juniorami. Ten pierwszy sezon dawał nadzieje. Odkąd jestem prezesem nie zwalniam trenerów pochopnie. Był prawie półtora roku, trzeba było reagować. Wtedy wydawało się, że być może da się jeszcze coś uratować.

Można powiedzieć, że nowa miotła nie pomogła.

Nie pomogła, chociaż moim zdaniem drużyna przynajmniej pod kątem fizycznym prezentowała się już znacznie lepiej. Trener to jedno, a to co piłkarze grają to drugie. Już za trenera Speichlera mieliśmy sytuacje stykowe w 90. minucie właśnie z Aleksandrowem Łódzkim, czy ostatnio z Sokołem Ostróda. W ostatnim meczu w Zambrowie prowadziliśmy 1:0, później rywale strzelili dwie bramki. Ten mecz był jeszcze na styku, graliśmy jak równy z równym i w 35. minucie dostaliśmy czerwoną kartkę za nieodpowiedzialny faul. Dużo czynników się na to nakłada. Mamy niewątpliwie młodą drużynę, co widać po Pro Junior System. Jest oparta w większości na zawodnikach stąd. Są to wychowankowie, lub zawodnicy, którzy z Łomżą się związali. Zawodników z zewnątrz można policzyć na palcach jednej ręki. Gdy obejmowałem funkcję prezesa, gdzie mieliśmy wielu zawodników z zewnątrz, słyszałem często, że postawmy na swoich i swoi też dadzą radę. Widać to niestety nawet na poziomie III ligi, że na samych wychowankach daleko się nie zajedzie.

W niższych ligach często spotykamy się z podobnymi sytuacjami, że przykładowo zawodnik odchodzi, ponieważ wyjeżdża na studia do innego miasta.

Nawet w tamtym sezonie bardzo fajnie nam się ograł Mateusz Drozdowski. Wszedł z juniora, zagrał 90 minut na Widzewie w wygranym meczu 2:1. Był bardzo dobrym uczniem, skończył najlepsze liceum w Łomży, napisał dobrze maturę. W takich sytuacjach nie da rady utrzymać na tym poziomie. No chyba, że naprawdę przedstawilibyśmy jakieś argumenty finansowe, jednak myślę, że dla młodego zawodnika nie jest pouczające żeby go przekupywać pieniędzmi za wykształcenie.

Trener Speichler kilka lat temu był w tym klubie w innej roli. Wiedział na co się pisze? To kolejny mało doświadczony trener.

Z Robertem miałem bardzo dobre relacje. Ma przede wszystkim doświadczenie piłkarskie. Grał w Grecji, jeżeli chodzi o polskie kluby, w Jagiellonii, był chwilę w Lechii Gdańsk. Obycie piłkarskie na pewno ma, widział jak na wysokim poziomie wygląda szatnia piłkarska. Niedawno skończył kurs trenerski UEFA A. Prowadził kluby w IV lidze, chwilę też nas w III, więc można powiedzieć, że to powrót. Jest młodym trenerem przy młodej drużynie. Myślę, że to rozwiązanie optymalne, już w tym momencie można powiedzieć, że pod kątem przygotowywania drużyny do kolejnego sezonu, który prawdopodobnie spędzimy w IV lidze.

Czyli może pan powiedzieć, że po 8 latach spędzonych na tym poziomie rozgrywkowym, ŁKS na pewno spadnie? Asystent Marcin Mroczkowski po meczu z Sokołem Ostróda właśnie w tym tonie się wypowiadał, że trzeba już przygotowywać zespół na IV ligę. To dopiero połowa sezonu.

Jest półmetek sezonu i 11 punktów straty do miejsca bezpiecznego. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że na pewno nie powtórzy się tak słaba runda w naszym wykonaniu, jeżeli zachowamy oczywiście skład. Pozostaje otwarte pytanie, czy w tym składzie personalnym jesteśmy w stanie się utrzymać. Trzeba byłoby wygrać prawdopodobnie 11/12 spotkań z 17. Wiara to jedno, można wierzyć jako kibic, natomiast też trzeba patrzeć realnie na to co się na ten moment będzie kalkulowało najbardziej w naszym przypadku. Trzeba patrzeć też na to, ile drużyn spada z II ligi. Elbląg i Siedlce są w tej chwili zagrożone spadkiem, wtedy aż 5 spada z III, więc już ten stopień trudności rośnie. Trzeba zadać sobie pytanie, czy nie lepiej ograć juniorów i dać sobie szansę w IV lidze żeby wrócić i unormować sytuację, zwłaszcza organizacyjną, finansową, która już się ciągnie od dłuższego czasu. Zbudować solidnie, można powiedzieć od zera, zespół na III ligę.

Ale czy członek sztabu powinien wypowiadać się w taki sposób? Rozmawiał pan z nim o tym?

Rozmawiałem. Być może była to trochę niefortunna wypowiedź. Akurat Marcin pochodzi stąd, jest związany z klubem od zawsze, więc naprawdę mam go za ostatnią osobę, która wywiesiłaby białą flagę. Być może nieuważnie dobrał słowa. Chodziło mu o kontekst taki, że będzie bardzo ciężko się utrzymać. Takie są fakty, nie oszukujmy się.

2. miejsce w klasyfikacji Pro Junior System. Czy było warto tak odważnie postawić na młodych?

Myślę, że tak, zależy jak na to patrzymy. Jeżeli patrzymy na klub i piłkę nożną przez pryzmat jednego roku, to może się okazać, że spadniemy i będzie płacz. Natomiast zobaczmy co się dzieje w Polsce, ilu młodych zawodników gra nawet w III lidze. Przecież grają w niej faceci pod trzydziestkę, jakieś spady z Ekstraklasy, I i II ligi. Nie daje się szansy młodym zawodnikom.

W tabeli prowadzi Sokół Aleksandrów Łódzki. Jest tam kilku, którzy mają na koncie występy nawet w Ekstraklasie, trener ze znanym nazwiskiem, a miasto chyba dwa razy mniejsze od Łomży.

W Aleksandrowie wypożyczyli bramkarza z Wisły Płock o którego się staraliśmy, z tego co wiem mają tam jeszcze jednego młodzieżowca, który gra regularnie w pierwszym składzie. Poszedł tam m.in. Paweł Lipiec od nas i też miał grać, ale młodzieżowiec w bramce wygryzł go ze składu. Wszystko jest generowane przez finanse. Sokół na pewno jest zamożnym klubem. Tak samo jak Olimpia Zambrów. Malutkie miasto, ale mają tylko jeden klub sportowy, na który idą całe fundusze. W Łomży jest ich około 20 – piłka ręczna, siatkówka, koszykówka – i mimo tego, że środki na sport są znacznie większe, to trzeba je podzielić. W Zambrowie wydając pieniądze tylko konkretnie na jedną dyscyplinę sportu de facto wychodzi więcej. Podejrzewam, że tak samo jest w Aleksandrowie Łódzkim. Uważam, że to jest oczywiście dobre rozwiązanie. Nie sztuką jest tych samych młodziaków wystawiać, dobrze żeby mieli się też z od kogo uczyć. Był Czarek Demianiuk – jest na testach w Wigrach Suwałki – od którego moim zdaniem młodzi zawodnicy z formacji ofensywnej mogli się dużo nauczyć. Jeżeli chodzi o ściągnięcie zawodnika z wyższej klasy rozgrywkowej do III ligi, jest to koszt miesięczny rzędu 5 tys. zł. Da się to zrobić, jeżeli są odpowiednie środki. Jeżeli ktoś ma 100-200 meczów w 1. lidze, przekłada się to na jego oczekiwania finansowe.

Patrząc globalnie, to nie jest tak, że w III lidze jest wysyp młodych zawodników. Wiadomo, są rezerwy Legii, w innych grupach są rezerwy innych klubów Ekstraklasy, dla których jest to jakieś naturalne środowisko. W niższych ligach mało jest klubów samodzielnych, które odważnie stawiają na młodych. To samo jest w II lidze, pojedyncze zespoły, może Siarka Tarnobrzeg. Jeżeli ci chłopcy stąd zostaną w klubie i wrócą do III ligi, to w dłuższej perspektywie czasu, za 3-4 lata to zaprocentuje i będziemy mieli grupę ogranych zawodników, która da nam gwarancję odpowiedniego poziomu sportowego. Pozostaje pytanie, czy my patrzymy w perspektywie tego roku, czy w perspektywie długofalowej. Mamy, tak jak większość klubów, oparcie w samorządzie. Na prezydenta Łomży nie możemy narzekać i tutaj też mamy pewność, że ten klub nie zniknie.

Skład jest bardzo młody, a pewnie będzie jeszcze młodszy. Uważa Pan, że juniorzy w IV lidze poradzą sobie i awansują z powrotem?

Skład raczej nie będzie już młodszy, po prostu będą pewnie inne personalia. Jeżeli chodzi o różnice między III a IV ligą, to jest przepaść szczególnie po reformie. Województwo podlaskie jest szczególnie ubogie i wydaje mi się, że mamy jedną z najsłabszych grup IV ligi w Polsce. Przed rundą nie odejdzie wielu zawodników, może 4-5, reszta jest stąd. W IV lidze kluby wcale tak ochoczo nie szykują się na awans, bo wiedzą też jaki to jest przeskok finansowy. Podejrzewam, że budżet potrzebny do utrzymania w trzeciej lidze jest ponad dwa razy większy, niż ten potrzebny do wygrania czwartej. Jeżeli chodzi o II ligę, poziom centralny, wyjazdy są po całej Polsce, i tak jak wiadomo, z podlaskiego nie ma na ten moment żadnej drużyny na tym poziomie. Na II ligę 1 mln 200 tys. zł na ten moment to jest minimalny budżet, chociaż w poprzednim sezonie stopień niżej Warta Sieradz miała 1 mln zł budżetu i spadła.

Na klubowym kanale YouTube’owym prezydent miasta w rozmowie z panem mówił o tym, że „w Łomży drzemie potencjał”. Zgadza się pan z nim?

Zależy o jakim potencjale myślimy. Na pewno jest potencjał ludzki, ponieważ jest dopływ młodych zawodników w związku z tym, że u nas w regionie nie ma żadnego klubu. Jest dopływ m.in. z Kolna, nawet z Białegostoku. Jeszcze poza województwem, Ostrołęka odległa jest 30 km. Nie trzeba więc inwestować żeby ściągać zawodników z Polski. Baza sportowa jest u nas na odpowiednim poziomie, stadion także. Wszystko rozbija się o kwestie finansowe.

Potencjał jest też wśród kibiców. Trudno żeby na czwartym poziomie rozgrywkowym w Polsce na meczach ostatniej drużyny marzyć o tym żeby chociaż w połowie zapełnić ponad 3-tysięczny stadion. Nie jest to realne. Można podać przykład tego jak graliśmy na zapleczu Ekstraklasy, gdzie dołowaliśmy już w drugim sezonie. Frekwencja na koniec sezonu wynosiła wtedy 400-500 osób. Wszystko generuje miejsce w tabeli. W poprzednim sezonie mecz z Widzewem, czy z Polonią Warszawa, pokazał, że jest potencjał ludzki, jeżeli chodzi o trybuny.

Przychodzą raczej na przeciwników.

Dokładnie. Na przeciwników, albo na odpowiedni poziom, wynik. Myślę, że wyższa frekwencja na pewno byłaby w IV lidze gdybyśmy golili wszystkich po 10:0 i byli na 1. miejscu, niż gdy jesteśmy np. na miejscach 12-14 w III lidze. Doświadczenia pokazują, że jak graliśmy w IV lidze o awans, przychodziło 1000-1200 osób, wygrywaliśmy wysoko z każdym. Taka specyfika. Tu już trzeba byłoby się zagłębić mocniej w socjologię. Tak to jest, że ludzie wolą oglądać zwycięzców, a nie przegranych.

Przed objęciem funkcji prezesa, prowadził pan także różnego rodzaju akcje marketingowe. Ma pan jakiś pomysł na to żeby podnieść frekwencję, oprócz tego, że drużyna ligę niżej będzie notować lepsze wyniki?

Zanim zostałem prezesem, będąc tylko członkiem zarządu mogłem zająć się właśnie takimi akcjami. Wcale nie jest to takie łatwe. Zarządy na tym poziomie działają społecznie, więc wszystko to co robię, czy to co robiłem, było w ramach wolnego czasu, po pracy zawodowej, w weekendy. Jako prezes trudno łączyć organizację marketingu z zarządzaniem klubem na poziomie III ligi. To nierealne, bo dochodzi wiele czynników dodatkowych, takich jak współpraca z klubami, drużyna, trenerzy, policja, która zresztą też żyć nie daje na tym poziomie. Żeby myśleć o marketingu potrzebujemy chętnych osób. Wiem, że wszyscy wymagają i oczekują cudów, natomiast musi być przynajmniej 10 osób zaangażowanych w klub, które chciałyby się tym bawić. Obecnie jest pięć. Wiadomo, że każdy z nich gdzieś tam zawodowo działa. Ten rok był dosyć trudnym, bo był to rok 600-lecia nadania praw miejskich, a ja jako urzędnik jestem na co dzień odpowiedzialny jeszcze za działkę stricte promocyjną. Do tego wybory samorządowe, do tego klub, więc czasu wolnego nie ma tak naprawdę zbyt wiele. Wcześniej mieliśmy różnego rodzaju akcje promocyjne, do dnia dzisiejszego z niektórych nie zrezygnowaliśmy. Przykładowo razem z piłkarzami odwiedzamy szkoły, przedszkola, zorganizowaliśmy autokar klubowy, ale dobry marketing nie może opierać się na jednej osobie.

Z tego autokaru tylko klub korzysta?

Historia tego autokaru jest ciężka. Trzeba by wchodzić w historie między właścicielami firmy przewozowej, którzy w pewnym momencie się pokłócili.

Ile mniej więcej wynosi roczny budżet klubu?

Około 700 tys. zł. To jest nasz roczny budżet, przy czym jest to obecnie jeden z najniższych budżetów w III lidze, być może niższy jest w Ełku. Nie jestem pewny, ale raczej pozostałe kluby mają budżety około 1 mln zł, albo powyżej. W ostatnim czasie głośno było o Lechii Tomaszów Mazowiecki, która była zagrożona wycofaniem się z rozgrywek. Wycofał się forBET, czyli główny sponsor, który pochodzi z tamtych regionów. Miasto 1. stycznia powoła spółkę akcyjną. Bodajże 1,5, albo 2 mln zł rocznie będzie wpływało na konto Lechii. Widzimy więc jakie różnice finansowe są nawet na poziomie III ligi. Żeby było ciekawiej, Tomaszów Mazowiecki, jeżeli chodzi o wielkość, to miasto porównywalne do Łomży.

Jaki procent zawodników ŁKS-u to zawodowcy?

Obecnie nie mamy żadnego zawodnika na zawodowym kontrakcie. W poprzedniej rundzie wszyscy u nas byli zatrudnieni na zasadzie amatora.

Jak wyglądają warunki finansowe zawodników? Mam na myśli nie tylko ŁKS, ale ogólnie piłkarzy klubów na poziomie trzecioligowym.

Jeżeli mówimy o rozpiętości finansowej, zarobki są od 600 zł do 3000 zł. Tych z wyższymi zarobkami u nas jest mniej, niż palców jednej ręki. Jeżeli chodzi o budżet drużyny, to około 32 tys. zł miesięcznie kosztuje nas cały skład.

Jednym z elementów kampanii obecnego prezydenta było to, żeby pomóc klubowi. Czy współpraca z miastem lepiej się układa, niż za poprzedników?

Liczby mówią same za siebie. Tak naprawdę ostatni rok mijającej kadencji, w porównaniu do ostatniego roku kadencji poprzednika, jeżeli chodzi o nas, to jest wzrost tak naprawdę o 200% nakładów na klub. Inna rzecz to wsparcie z łomżyńskiej spółki miejskiej MPEC. Na plus też lobbowanie. Dzięki panu prezydentowi udało się nam uzyskać jednorazowe wsparcia. Może nie były to jakieś potężne kwoty, ale od PGE dostaliśmy dwa razy po 10 tys. zł w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu. Pan prezydent na pewno jest przejęty losem ŁKS-u, zresztą jest to kibic naszego klubu. To jest najważniejsze w tym wszystkim. Rozumie to, w jakim systemie finansowania sportu funkcjonuje nasz kraj. Nie da się mówić o piłce nożnej na poziomie I, II, czy nawet III ligi bez wsparcia samorządu miasta – nie ma klubu, który tak funkcjonuje. Obecny prezydent jest bezpiecznikiem, który gwarantuje, że ten klub będzie się rozwijał mimo trudności, które mamy w tym sezonie.

Około pół roku temu pan prezydent mówił o negocjacjach ze sponsorem. Co z tego wynikło?

Jeżeli chodzi o deklaracje, które składał pan prezydent, to wiem, że te rozmowy się odbywały. Mowa była o spółce skarbu państwa. Wiemy, jaka sytuacja polityczna miała miejsce w Łomży, a jak też wiadomo spółki skarbu państwa przynależą na ten moment do konkretnej partii, więc trudno tutaj mówić o finalizacji tych rozmów. Nie zostały one kontynuowane, są zawieszone. Temat jest, zresztą wspomniane wsparcia jednorazowe pokazują, że dotarcie jest. Jeszcze w międzyczasie od PGNiG dostaliśmy 12 tys. zł na organizację turnieju dla dzieci i młodzieży, więc jeżeli chodzi o te spółki, to szlaki mamy przetarte. Musimy chwilę odczekać aż sytuacja, przede wszystkim polityczna, w naszym regionie się unormuje.

Jeżeli mógłby pan opisać w kilku słowach, dlaczego warto społecznie pełnić funkcję prezesa klubu, który w dodatku nieustannie od lat boryka się z problemami finansowymi?

Też się nad tym zastanawiam. Jako 24-latek zostałem członkiem zarządu. Teraz, w wieku 30 lat, jestem działaczem z 6-letnim doświadczeniem. Przede wszystkim skończyłem studia z zakresu zarządzania sportem. Jako kibic od 7. roku życia chodziłem na mecze ŁKS-u, także jako piłkarz drużyn młodzieżowych, ta pasja się utrwaliła. Dała mi poczucie, że można coś tu zrobić i przy sprzyjających czynnikach miejskich, sponsorskich – nie mówię że tu będzie Ekstraklasa, czy 1. liga – można ten klub na solidnych fundamentach zbudować. Tylko pytanie cały czas o horyzont czasowy, czy ktoś ma na tyle cierpliwości żeby zainwestować jeszcze 3-5 lat czy żeby dojść do pewnego poziomu. Prędzej czy później dojdziemy do tego poziomu stabilności, w tej kwestii akurat jestem spokojny. Na pasji jest to wszystko oparte, także jeżeli chodzi o działalność społeczną w innych stowarzyszeniach, niekoniecznie sportowych. A to, że jest trudno? Jakby było łatwo, byłoby 100 chętnych.

Bez względu na to jak będzie wyglądała runda wiosenna, można przypuszczać, że dalej pan będzie prezesem?

2-letnia kadencja zarządu powoli się kończy. Niebawem będzie walne zgromadzenie i zobaczymy. Jeżeli będzie chętny, który będzie chciał to przejąć bez mojego udziału, to przecież nie będę się bronił. Chodzi o to, żeby to szło w coraz lepszą stronę.

Zapowiada się, że będzie chętny?

Historia mówi, że niekoniecznie. Nie wyobrażam sobie jednak żebym uciekł, szczególnie w takiej sytuacji. Jestem ostatnią osobą, która powinna schodzić z tego okrętu.

Jeżeli pan zostanie, to czy zarząd pozostanie w obecnym kształcie?

To jest najważniejszy element tego wszystkiego. Zarząd, bądź grupa (niekoniecznie każdy chce wchodzić do zarządu), która by działała wokół klubu, musi być znacznie szersza. To jest warunek niezbędny i konieczny. Nie może się to opierać na 3-4 osobach, może pięciu jak wszyscy mają czas, tylko na szerszym gronie osób. Zwłaszcza, jeżeli są oczekiwania do tego, żeby klub jakoś funkcjonował i odpowiednio wyglądał na zewnątrz.

Kiedy w 2013 roku zostawał pan członkiem zarządu, ile osób wchodziło w jego skład?

Wtedy było siedem osób, z tym, że średnia wieku była dosyć wysoka. Byłem najmłodszy w tym gronie. Potem ktoś odszedł ze względów osobistych, bo się dziecko urodziło, bo sprawy zawodowe i zostało na ten moment 5 osób. Jak będzie po walnym, zobaczymy.

ŁKS 1926, stulecie się zbliża. Ciężko przewidywać, ale co się może w tym czasie wydarzyć?

8 lat to dużo czasu, kadencje zarządu są 2-letnie. Trudno powiedzieć, zwłaszcza na poziomie niższych lig, gdzie rzeczywistość jest nieprzewidywalna. Zależy od tego, kto będzie np. za 8 lat prezydentem i jakie będzie miał podejście do sportu. Od tego nie uciekniemy, choćbyśmy się na to obrażali. Na pewno na 100-lecie nie może to być poziom IV-ligowy, co do tego chyba jesteśmy zgodni. Co najmniej 2 lata wcześniej trzeba powołać komitet organizacyjny i zrobić to z godnością przede wszystkim, bo 100-lecie to piękna uroczystość.

Trochę bliższa przyszłość. Runda wiosenna startuje dopiero za 3,5 miesiąca. Jakich konkretnych zmian można się spodziewać? Czy na tym etapie już coś wiadomo?

Na pewno będą zmiany, jak przed każdą rundą. Zobaczymy, bo zawodnicy mają możliwość testowania się w tej chwili w innych klubach, zwłaszcza na wyższym poziomie, w tych, które jeszcze trenują. Myślę, że coś się wykrystalizuje w pierwszych dniach nowego roku. Przygotowania ruszają w połowie stycznia.

Rozmawiał Rafał Szymański

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...