Reklama

Michniewicz-show w Stanie Futbolu

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

02 grudnia 2018, 10:25 • 11 min czytania 0 komentarzy

Czesław Michniewicz to wymarzony rozmówca – gada jak najęty, ciekawie, z humorem i bez wahania zdradza smaczki, które z perspektywy obserwatora są niemożliwe do wychwycenia. W ostatnim Stanie Futbolu oczywiście nie zawiódł, dlatego zachęcamy do oglądania. A jeśli ktoś woli wersję tekstową rozmowy, to przygotowaliśmy dla nas najciekawsze fragmenty.

Michniewicz-show w Stanie Futbolu

Krzysztof Stanowski, Wojciech Kowalczyk, Andrzej Iwan i Michał Sadomski proponowali rozmaite tematy w dyskusji. Oto, co Czesław Michniewicz powiedział…

… 0 2018 roku ze swojej perspektywy:

Nie wiem, jak inni uważają, ale dla mnie był to udany i bardzo ważny rok. Rok, w którym awansowaliśmy na młodzieżowe EURO, na którym dawno nas nie było. Oczywiście wcześniej bywały różne momenty. We wrześniu nie było tak fajnie, gdy w Lublinie zremisowaliśmy z Wyspami Owczymi. Finał jest taki, że możemy się cieszyć.

Reklama

Plan był taki, żeby wygrać grupę i nie grać baraży. Wyszło tak, że zmierzyliśmy się jeszcze z Portugalią, wyszło nieźle, wygraliśmy i zamazaliśmy te wcześniejsze mecze z Wyspami Owczymi, bo tylko o nich mówimy. Przez te wpadki zabrakło nam tego jednego punktu, żeby wyprzedzić Danię. Eliminacje do Euro U-21 są bardzo trudne, wchodzi tylko 12 zespołów. Masz 10 meczów, raz się pomylisz, nie wykorzystasz drugiej szansy i może być po wszystkim, a w barażach też grało dość wąskie grono.

… o wysiłku włożonym w rewanż z Portugalią:

Dzięki GPS-om widać, kto ma problem motoryczny, analizujemy to w trakcie przerwy. Trener przygotowania fizycznego pokazał nam, kto z jaką intensywnością pracuje. Byliśmy przerażeni, że graliśmy w pierwszych czterdziestu pięciu minutach aż tak intensywnie. Już wtedy było wiadomo, że w tym tempie nie wytrzymamy całego spotkania. Po prostu – nie da się tak grac przez cały mecz. To trochę tak, jak gdyby wystartować w biegu na 10 kilometrów, a ruszyć tempem jak w biegu na 400 metrów. Ale udało się strzelić trzy bramki, było czego bronić.

… o tym, że im mocniejszy rywal, tym lepiej prezentuje się na jego tle reprezentacja Polski:

To złożony problem. Andrzej i Wojtek grali w piłkę, wiedzą, jak się gra przeciwko zespołom, które się głęboko bronią. Jak nie masz kreatywności, brakuje ci ostatniego podania, to zawsze tych paru centymetrów brakuje i nie potrafisz strzelić gola. Później pojawia się nerwowość. Rywal teoretycznie słabszy, więc każdą upływającą minutą dodajesz mu otuchy, zwiększasz jego pewność siebie. Jeszcze przypadkowo stracona bramka jak w obu meczach z Wyspami Owczymi tę nerwowość dodatkowo zwiększa.

Reklama

Mówię przypadkowa w sensie, że mieliśmy 30 okazji do oddania strzału, a oni mieli jedną, może dwie. Ale niczego im nie odejmuję, tak grają. Co ważne, dziś z tymi słabszymi zespołami trener pracuje od czternastego roku i ta sama drużyna razem z trenerem przechodzi na kolejny szczebel rocznikowy. Zawodnicy regularnie grają w swoich ligach. Te ligi są jakie są, kluby szybko odpadają z pucharów, ale ci chłopcy grają, nabierają doświadczenia i do przeszkadzania silniejszym to wystarcza. Bywa jednak, że my też jesteśmy dla kogoś jak Wyspy Owcze i z Duńczykami głęboko się bronimy, gramy na swoje szanse w kontrach. Gdzieś to wszystko się równoważy.

… o pierwszym meczu z Portugalią:

Powtarzaliśmy zawodnikom i sami się w tym utwierdzaliśmy, że rozstrzygnięcie nastąpi w Portugalii, że nie możemy się za bardzo odkrywać i dawać Portugalczykom okazje do łatwych kontr. Akurat tak nam strzelili zwycięskiego gola, ale wiedzieliśmy, że czy minimalnie wygrywamy, czy minimalnie przegrywamy i tak wszystko rozstrzygnie się w rewanżu. Oczywiście marzyliśmy, żeby wygrać już wtedy, ale dziś z perspektywy tego drugiego meczu… Kto wie, gdybyśmy pojechali tam mając w zapasie 1:0 i nastawili się na obronę, czy to nie my stracilibyśmy bramki na samym początku. A tak nie mieliśmy czego bronić, od razu musieliśmy bardzo mocno zaatakować.

… o motoryce:

Patrząc na motorykę naszej drużyny, najgorzej biegaliśmy pod względem dynamiki i sprintów po stracie gola. Tak było z Wyspami Owczymi i tak było w Zabrzu. Mówię o kulisach, odczytach z GPS-ów. Pozytywem było jednak to, że największa intensywność, czterokrotnie wyższa niż z całego meczu, dotyczyła ostatniego kwadransa plus doliczony czas. Z kolei u Portugalczyków ta intensywność wtedy spadała. Wiedzieliśmy, że jeśli w rewanżu bardzo intensywnie zaatakujemy i uda się coś strzelić, będziemy mogli to obronić. Nie chcieliśmy czekać z atakami na końcówkę spotkania, dlatego od razu zagraliśmy agresywnie i wysoko. Ale musieliśmy wziąć pod uwagę zmęczenie zawodników. Dziś nie jest już tajemnicą, że Szymek Żurkowski miał kinazę bardzo wysoką, poziom zmęczenia sześciokrotnie przekroczony. Zwykły Kowalski ma kinazę kreatynową na poziomie 200, a Szymek miał 1200. A za trzy dni kolejny mecz, wcześniej podróż.

Niektórzy mało ostatnio grali, jak Kamil Pestka czy Robert Gumny. Musieliśmy bardzo mądrze do tego podejść indywidualnie, żeby zawodnicy trochę odpoczęli i mogli na świeżości wejść w drugi mecz. 1:0 to żaden wynik. Po pierwszym spotkaniu pokazywałem chłopakom, że to my od 60. minuty dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce na połowie przeciwnika, budowaliśmy akcje z wielu podań. Ale trzeba przyznać, że przez godzinę Portugalia była zespołem dojrzalszym, swobodnie operowała piłką, czego zresztą się spodziewaliśmy.

… o tym, czy przestraszył się niebezpiecznego prowadzenia 2:0:

Mamy taką zasadę w młodzieżówce. Przez całe eliminacje tłumaczyłem chłopcom, że 2:0 to jest bardzo niebezpieczny wynik. Co trzeba wtedy zrobić? Strzelić trzecią bramkę. Tak się udało uczynić w Gruzji i w Portugalii też. Z Portugalczykami prowadzisz 2:0 po ośmiu minutach. Cztery minuty doliczone zostaną do pierwszej, cztery do drugiej połowy – tak naprawdę mieliśmy jeszcze cały mecz przed sobą. I siedzisz tak, albo stoisz przy ławce rezerwowych, myśląc: „Kurcze, jeszcze kupa grania”. A nie można niczego zmieniać, trzeba kontynuować swoją grę. Bo jak się od razu cofniesz, to będą cię coraz głębiej spychać.

… o Portugalczykach, którzy nie wymyślili na odrobienie strat innego sposobu niż wrzutki:

Bardzo się obawialiśmy tych dośrodkowań. Z trzydziestu trzech bramek, które Portugalczycy zdobyli w eliminacjach, szesnaście wpadło po dograniach z bocznych sektorów. Na szczęście dla nas kontuzję odniósł Dalot, boczny obrońca Manchesteru City. On wrzuca tak, że ta piłka mija pierwszego obrońcę i spada w świetle bramki. Tak zresztą wpadł gol dla Portugalii. Dużo nad tym pracowaliśmy na zgrupowaniach, bo widzieliśmy, że pół metra błędu w ustawieniu może spowodować, że przeciwnik dojdzie do sytuacji bramkowej. Wiedzieliśmy, że jeżeli zablokujemy środek, to im pozostaną tylko te dośrodkowania. Mieliśmy w świetle bramki dobrze grających głową Wieteskę i Bielika. Rywale natomiast mieli w świetle bramki jednego zawodnika, akcję zawsze zamykał Jota z prawej, albo Felix z lewej strony. Byliśmy na to przygotowani. Trudniej nam się grało z Duńczykami, ich zawsze było pięciu w polu karnym przy dośrodkowaniach. Portugalczyków góra dwóch, trzech. Tutaj było troszkę łatwiej.

… o tym, czy rozpaczliwa defensywa w drugiej połowie rewanżu była planem, czy koniecznością:

Kiedy nie masz siły, to wszędzie jesteś spóźniony o ułamek sekundy. Tu metr za późno, tam metr za późno. W pełni się z tymi krytycznymi uwagami na temat naszej gry w drugiej połowie zgadzam. Gdybyśmy mieli więcej energii, ten mecz pewnie dalej by wyglądał tak jak do przerwy. Nie jest problemem odebrać piłkę. Tylko bierzesz tę piłkę i trzeba ją do kogoś zagrać. Przeciwnik jest bardzo blisko, trzeba zrobić wolną przestrzeń, uciec, urwać się.

Ostatnią zmianę trzymaliśmy do końca. Pestka chciał zmiany, skurcze go łapały – nie dziwię się, chłopak mało gra. Dawid Kownacki też miał kłopoty, Sebastian Szymański również. Poza tym, intensywność gry w lidze polskiej jest troszeczkę inna niż w meczach międzynarodowych. Mnóstwo zdrowia kosztował nas już pierwszy mecz w Zabrzu, bardzo dużo biegaliśmy bez piłki, przesuwaliśmy się. Potem mieliśmy bardzo mało czasu na regenerację.

… o powoływaniu zawodników, którzy nie grają regularnie w klubie:

We Włoszech zagramy trzy mecze w ciągu sześciu dni. Nie wyobrażam sobie, że na turniej pojedzie ktoś, kto nie gra w polskiej lidze i będziemy tam mogli na niego w stu procentach liczyć. Chcesz grać na międzynarodowym poziomie, musisz być maksymalnie przygotowany. Jeśli czegoś będzie brakowało, od razu to będzie widać. Ja mówię to zawodnikom świadomie. Żeby wiedzieli, że jeśli zdecydują się na klub, w którym są trzecim wyborem, to nie mogą liczyć na to, że ja będę chciał z nich korzystać. Będę szukał innych opcji. Może się tak zdarzyć, że takich opcji nie znajdę. Podajemy przykład Kamila Pestki – na dzień dzisiejszy nie mam innego lewego obrońcy. Jest Gryszkiewicz, ale będzie grał w kadrze u-20 na mistrzostwach świata. Innych wyborów nie ma. Zostanie Kamil. Nie wiem, czy Michał Probierz będzie chciał go wypożyczyć. W grę wchodzi nawet Raków Częstochowa. Dobry trener, fajna drużyna, grałby regularnie.

… o Walukiewiczu:

Jesteśmy przed spotkaniem z trenerami Magierą, Brzęczkiem i z prezesem Bońkiem. Nie wiem, jakie będą ustalenia. Nie chciałbym wybiegać za bardzo do przodu. Walukiewicz to na pewno ciekawy chłopak, ale nie będzie takiej sytuacji, że my go zabierzemy, a on wyląduje na ławce, zamiast grać u Jacka Magiery. Bochniewicz zagrał dziesięć meczów, Wieteska grał bardzo solidnie. Jest Bielik, Bednarek może u nas zagrać.

… o Buksie:

Przede wszystkim musi być zdrowy. Chcieliśmy go powołać na mecz z Litwą, miał problemy z plecami. Teraz zaczął dobrze wyglądać, chcieliśmy go zabrać, ale przejął go selekcjoner. Problem polega na tym, że on przez całe eliminacje nie zagrał u nas ani minuty. Patrzymy na niego oczywiście, bo jest jedyny chłopak, który strzela w ekstraklasie bramki. U nas byłby numerem dwa, Jurek chciał go poprzymierzać na skrzydle. Nie wiem, jaka będzie jego rola na wiosnę. Cały czas selekcja trwa. Nie wszyscy, którzy wyeliminowali Portugalię siedzą już w samolocie do Włoch. Ale nie przeprowadzimy już rewolucji.

… o Kapustce:

Kapustka w moim odczuciu był najlepszym naszym zawodnikiem w tym dwumeczu z Portugalią. Ma świetną technikę, obraca się z przeciwnikiem na plecach. Tego w polskiej lidze się nie nauczysz, za duże są odległości między formacjami. Im dłużej mecz trwa, tym jest gorzej – obrońcy zostają na szesnastym metrze. Patrzysz na Ligę Mistrzów – tam się wszystko odbywa na przestrzeni podstawki od piwa. Gdybym miał typować zawodnika, który najszybciej złapie pierwszy skład reprezentacji, to właśnie stawiam na Kapustkę. Gra regularnie – dla niego dobrze, jeśli w swoim obecnym klubie zostanie. Tylko druga liga belgijska kończy się na początku kwietnia. To kolejne zadanie dla nas, żeby go odpowiednio do turnieju przygotować.

… o tym, czy jest mu wstyd, że – zgodnie ze słowami Jana Tomaszewskiego – hamuje niektórym zawodnikom kariery:

Bardzo mi wstyd z tego powodu, ale traktuję to trochę jak żart. Czasami warto jest zrobić krok w tył, żeby awansować na mistrzostwa Europy, regularnie grać i się pokazać. Niczego nie ujmując tym zawodnikom, bo bardzo im kibicuję, żaden z nich nie byłby pierwszym wyborem w reprezentacji. Nawet Szymek Żurkowski. Za kogo miałby ewentualnie zagrać? Za Krychowiaka, być może? Ja też czekam na ten moment, kiedy on już zagra w tej pierwszej reprezentacji. Chciałbym się dowiedzieć, gdzie on w tej chwili jest. To jest trochę jak z bułką. Ona już jest w piekarniku, ale trochę czasu jeszcze potrzeba, żeby się upiekła, miała odpowiedni smak i kolor. Będziemy chuchać i dmuchać na tych zawodników, ale to nie jest jeszcze tak, że oni już teraz są gotowi do gry w kadrze.

… o planach na przyszłość:

Pracuję najlepiej jak potrafię. Kontrakt jest tak skonstruowany, że turniej przedłuża umowę. Praca z młodzieżówką daje mi dużo możliwości, dużo satysfakcji. Zobaczymy, nie planuję niczego do przodu. Piłka nauczyła mnie tego, żeby nie planować nic, co będzie pojutrze. Trzeba myśleć o tym, co wydarzy się jutro. Dzisiaj zapanowała euforia, wszyscy się cieszymy, że jesteśmy na tym Euro. Ale przegramy tam trzy mecze i okaże się, że do niczego się nie nadajemy. Taka sytuacja może być, a z drugiej strony – mogą być igrzyska. Gdyby przełożyć mój podwójny remis z Wyspami Owczymi na realia klubowe, to zostałbym zwolniony. Nie miałbym zwierzchnika w postaci Zbigniewa Bońka, to pakowałbym torby i przyszedłby w moje miejsce strażak. Ale – jak tak popatrzymy na nazwiska trenerów młodzieżówek – oni są z reprezentacjami bardzo długo. Przychodzą kolejne roczniki, trenerzy się nie zmieniają.

… o rozwoju i preferowanym stylu gry:

Jako trener bardzo się rozwinąłem. Trenerzy pracujący w klubach marzą o tym, żeby pojechać gdzieś na tydzień i przyjrzeć się pracy innych. Ja mam takie możliwości. Zawsze coś dla siebie podejrzę, również dla reprezentacji. Nawet analizując szczegółowo każdego przeciwnika, zawsze pojawi się jakieś zaskoczenie. Czy to ze strony zawodnika, czy też trenera drużyny przeciwnej.

Styl mojej drużyny może się nie podobać, ale w Szczecinie na 30 kolejek przegraliśmy cztery mecze. Legia zdobyła mistrzostwo Polski, przegrała jedenaście razy. Patrzę na potencjał zespołu, zawsze zakładam, że będę pracował w zespole długo. Jeden z kolegów mi mówi: „ciągle stawiasz na tych młodych, ale przecież i tak nie doczekasz czasu, jak oni będą starsi”. Coś w tym jest. Najpierw uczymy się systemowo bronić. Gdyby nie to, nie byłoby nas w ogóle w barażach. Ja nie wyobrażam sobie, ze będę grał z kimkolwiek, jak nie nauczę zespołu dobrze reagować po stracie piłki. Z przodu zawsze się coś urodzi, jest improwizacja. Z tyłu nie ma na to miejsca. Moim największym problemem było zawsze to, żeby usystematyzować myślenie, co kto ma robić na boisku. Okej, nie wygląda to jakoś super-ekstra, zdarza nam się bronić szóstką w linii. Ale co to przeszkadza? Przecież nie stoimy tak przez cały mecz, tylko kilkanaście sekund. Na tym polega moja rola. Ograniczyć przypadek.

… o niewdzięcznym zawodzie trenera:

Trener zawsze musi coś udowadniać. To nie jest tak, że raz coś wygrasz i do końca życia prace masz pewną. Jeśli chcesz się utrzymać na rynku, musisz cały czas coś osiągać. Najgorsze to być trenerem środka. Zawsze siódme, ósme miejsce, o nic nie grasz, wszyscy cię chwalą, bo szybko się utrzymałeś, ale o nic nie grasz. Ja staram się cały czas rozwijać. Patrząc na innych trenerów, tych młodszych, którzy dopiero zaczynają, zawsze mówię tak – porozmawiamy za rok.

Wejdziesz do drużyny na fali niechęci do poprzednika, odświeżysz atmosferę, wstawisz tego, który nie grał, porozmawiałeś ze starszyzną – fajnie, super. Tylko potem ta ciuchcia rusza, ale trzeba dołożyć od siebie trochę węgla. W drużynie nie ma nikogo gorszego jak poprzedni trener. Jak na początku na za dużo sobie pozwolisz, później już nic nie zrobisz. Jak pies, który nigdy nie szczekał – zacznie szczekać, to ludzie pomyślą, że zwariował i trzeba go uśpić.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...