Taras Romanczuk, który otwarcie krytykował sędziowanie w meczu z Lechią Gdańsk nie cofa swoich słów, a w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” wylicza: – W marcu tego roku graliśmy z Lechem w Poznaniu. Było 2:1 dla nich, gdy po dośrodkowaniu Darko Jevticia piłka odbiła się od naszego zawodnika i ten sam sędzia Musiał podyktował dla nich jedenastkę. Wtedy wielu ekspertów uważało, że popełnił błąd i teraz też, gdy wracaliśmy autokarem z Gdańska, dowiedzieliśmy się, że w „Lidze+ Extra” stwierdzono, że rzutu karnego dla Lechii raczej być nie powinno.
SUPER EXPRESS
Nie ma w Polsce lepiej zarabiającego maszynisty niż Adam Nawałka kierujący poznańskim Kolejorzem.
Adam Nawałka (61 l.) jako trener Lecha będzie zarabiał 150 tysięcy miesięcznie.
– Aby zarobić 3,5 tysiąca złotych, muszę wyjeździć 170 godzin miesięcznie. Żeby dostać tyle co pan Nawałka musiałbym prowadzić skład bez żadnych przerw przez dziesięć miesięcy w roku! Wypadałoby zabrać z domu kredens, wstawić do lokomotywy i w niej zamieszkać – zżyma się pan Krzysztof, maszynista z dziesięcioletnim stażem, z którym rozmawialiśmy na dworcu Warszawa – Wschodnia. Pan Krzysztof zastrzega, że nazwiska nie poda, bo: – Kiedyś coś tam powiedziałem do mediów o tym ile zarabiamy i o mało mnie z pracy nie zwolnili – wyjaśnia.
Dzięki Legii Warszawa pracę ma ponad 2 tys. ludzi. Ciekawe dane opublikowane przez stołeczny klub.
Klub zatrudnia bezpośrednio 519 osób (w tym 107 piłkarzy), ale pośrednio, dzięki jego działalności, pracę ma kolejnych 1,7 tys. osób. Duże korzyści promocyjne dają też występy w pucharach. Zainteresowanie w internecie klubem i miastem w krajach rywali Legii rośnie wtedy dwu-, czterokrotnie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Gwiazdy PSG znów świecą jasno.
Paryżanie wzięli rewanż za porażkę w pierwszym spotkaniu z Liverpoolem (2:3). To ich jedyna przegrana w tym sezonie.
A trener mistrzów Francji Thomas Tuchel mógł się cieszyć, bo w końcu jego zespół pokonał ekipę prowadzoną przez Jürgena Kloppa. W 13 poprzednich starciach drużyn niemieckich trenerów tylko raz górą był obecny szkoleniowiec lidera Ligue 1.
Dalej mamy pozostałe pomeczówki z Ligi Mistrzów, nie będziemy cytować każdej po kolei. Dziś zaś w Lidze Europy o awans z grupy gra Dynamo Kijów Tomasza Kędziory.
Pozostali Polacy albo już zapewnili sobie wyjście z grupy (Damian Kądzior z Dinamem Zagrzeb), albo stracili na nie szanse (Jacek Góralski i Jakub Świerczok z Łudorgorca) są kontuzjowani (Igor Lewczuk z Bordeaux) lub mają niewielkie szanse na grę (Jakub Piotrowski z Genku, Patryk Małecki ze Spartaka Trnawa).
Kędziora poleciał z kolegami do Kazachstanu przypieczętować awans. Dynamo w starciu z Astaną potrzebuje remisu. Wówczas co prawda istnieje możliwość, że po ostatniej kolejce ekipa Polaka, zespół z Kazachstanu i Rennes będą mieć tyle samo punktów, ale drużyna z Kijowa ma najlepszy bilans bezpośrednich starć w małej tabelce, która zadecyduje o kolejności.
Przechodząc do tematów ekstraklasowych – Mateusz Janiak porozmawiał dłużej z prezesem Pogoni Szczecin, Jarosłąwem Mroczkiem. Między innymi o tym, jak bardzo piłkarze ufają Koście Runjaiciowi.
– Przeżyliśmy z Runjaicem bardzo trudne chwile, osiągnęliśmy coś dużego. W listopadzie ubiegłego roku wszyscy nas skreślili. Pamiętam, kiedy jeździłem do Warszawy na spotkania w Ekstraklasie SA i słyszałem, że dobrze gramy, że na pewno nie spadniemy…
– Ale?
– Ale dało się odczuć, że to uprzejmość, a tak naprawdę według większości byliśmy już w I lidze. A my zostaliśmy w ekstraklasie dzięki Runjaicowi i nie mogliśmy nagle powiedzieć: „To jest słaby trener”. Przecież to zaprzeczałoby logice. Dla mnie szalenie ważne są kwestie mentalne.
– To znaczy?
– To, w jaki sposób zespół będzie się prezentował, w ogromnej mierze zależy od relacji między piłkarzami a szkoleniowcem. U zawodników widziałem olbrzymią wiarę. Dla nich trener to alfa i omega. Wierzyli mu i wierzą, że zrobi z nich dobrą drużynę. Znali swój potencjał. Kiedy wyniki są słabe, jest to nawet ważniejsze. Wtedy ta chemia jest kluczowa.
Taras Romanczuk zarzuca sędziom brak konsekwencji.
– Po przegranym 2:3 meczu z Lechią zasugerował pan w wywiadzie telewizyjnym, że drużyna z Gdańska jest trochę faworyzowana przez sędziów. Powtórzyłby pan dzisiaj te słowa?
– Powiedziałem, że Jagiellonii tylko raz w tym sezonie przyznano rzut karny, a Lechii aż siedmiokrotnie. I że prawie za każdym razem, gdy przyjeżdżamy na stadion w Gdańsku, sędzia dyktuje przeciwko nam jedenastkę. Nie cofam tych słów, bo to są fakty (…). Zdenerwowała mnie ta sytuacja, bo to nie pierwszy raz, gdy dyktuje się przeciwko nam podobny rzut karny. W marcu tego roku graliśmy z Lechem w Poznaniu. Było 2:1 dla nich, gdy po dośrodkowaniu Darko Jevticia piłka odbiła się od naszego zawodnika i ten sam sędzia Musiał podyktował dla nich jedenastkę. Wtedy wielu ekspertów uważało, że popełnił błąd i teraz też, gdy wracaliśmy autokarem z Gdańska, dowiedzieliśmy się, że w „Lidze+ Extra” stwierdzono, że rzutu karnego dla Lechii raczej być nie powinno.
– Z czego biorą się te problemy?
– Sędziom brakuje konsekwencji. Niedawno graliśmy w Pucharze Polski w Katowicach z GKS i w regulaminowym czasie gry kilka razy piłka odbijała się w polu karnym od ręki ich zawodników. Sędzia ani razu nie podyktował jedenastki i trzeba było grać dogrywkę.
Śląsk miał stawiać na młodych, a… no wyszło jak wyszło. Gra tylko Damian Gąska.
We Wrocławiu przed sezonem wyznaczyli sobie dwa cele: awans do górnej ósemki i odmłodzenie składu. Jak wychodzi realizacja pierwszego – widać po miejscu w tabeli. Drugi na razie komplikują problemy zdrowotne piłkarzy, którzy mieli być „twarzami” zmiany pokoleniowej.
– Bardzo żałuję, że ten proces nam się rozlatuje. Daje się we znaki zwłaszcza odwlekający się powrót 21-letniego Jakuba Łabojki po kontuzji kości śródstopia – mówi trener Tadeusz Pawłowski.
Legia za Sa Pinto gra lepiej, ale trener punktowo zaliczył najgorszy debiut w Legii od ośmiu lat.
Pod jego wodzą w dwunastu spotkaniach ekstraklasy warszawska drużyna zdobyła 22 punkty. Odkąd Sa Pinto pracuje w klubie, lepszy bilans mają Lechia (26 pkt) oraz Pogoń (24). Ze szkoleniowców, którzy od sezonu 2010/11 (czyli już na nowym stadionie) prowadzili Legię i wytrwali na stanowisku minimum 12 kolejek (dwóm się nie udało), tylko Maciej Skorża miał słabsze otwarcie.
Nawałka robi przegląd wojsk. Tłumy na treningach Lecha.
Po pierwsze, kadrowicze wrócili do klubu i są do dyspozycji. A po drugie, dawno nie było tak dobrej sytuacji zdrowotnej – nikt nie narzeka na kontuzje! Niedawno do treningów z pełnym obciążeniem wrócili bowiem Nikola Vujadinović, Tomasz Cywka, Tymoteusz Klupś oraz Maciej Makuszewski. Ten pierwszy zaliczył dwa występy w trzecioligowych rezerwach, dwaj kolejni po jednym, a „Maki” był nawet w podstawowym składzie podczas ligowego starcia z Wisłą Płock (2:1).
To wszystko sprawia, że takich tłumów na treningach poznaniaków nie było od bardzo dawna.Sztab szkoleniowy we wtorek i środę mógł przyglądać się grupie aż 32 piłkarzy.
SPORT
Martin Konczkowski jest nie do zajechania. On się męczy, kiedy nic nie robi.
Pytamy pochodzącego z Rudy Śląskiej 25-latka, skąd ma tyle sił do biegania i czy w ogóle odczuwa zmęczenie? – Im więcej gram, tym lepiej się czuję. Nawet czasami, gdy mamy przerwę na kadrę i dostajemy dwa dni wolnego, to nigdy nie jest tak, że nic nie robię, bo wiem, że to może wybić mnie z rytmu. Jestem taki, że lubię ciężko pracować i trenować. Zawsze też korzystam z możliwości dodatkowego treningu. Potem widać efekty. Tak było w Ruchu, gdy grałem regularnie przez wszystkie sezony, czy ostatnio w Piaście, gdzie wystąpiłem w każdym z 37 meczów. Mogę grać co trzy dni i nie jest to dla mnie żaden problem – tłumaczy nam.
Magistrat odroczył Wiśle płatności za wynajem stadionu przy Reymonta 22.
Zgodnie z umową najmu Wisła na 48 godzin przed każdym meczem musi wpłacać na miejskie konto 123 tysiące złotych. Za mecz z Jagiellonią (8 grudnia) „Biała gwiazda” musi więc zapłacić do 6 grudnia, a za spotkanie z Lechem (21 grudnia) do dziewiętnastego.
Wniosek Wisły został zaakceptowany i tak za mecz z Jagiellonią klub będzie musiał zapłacić do 12 grudnia, a za spotkanie z Lechem – do 27.12. Dla miasta to niewielka kosmetyka terminów, za to klubowi daje możliwość, by za najem stadionu zapłacić dzięki dochodom z dnia meczowego.
Junior Torunarigha wyląduje na liście transferowej. To już właściwie przesądzone.
Aktualna wartość rynkowa zawodnika kształtuje się na poziomie 125 tys. euro. Nigdy wcześniej nie była wyższa, co oznacza, że na angażu przy Kresowej czarnoskóry gracz zrobił całkiem dobry interes. Przynajmniej w teorii. Wątpliwe bowiem, by w tej chwili ktoś był skłonny wyłożyć za niego wymienioną kwotę. Dlatego najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się półroczne wypożyczenie piłkarza.
Dokąd może trafić Torunarigha? Jeśli zostanie w Polsce, największe szanse zatrudnienia będzie miał w jednej z niższych klas rozgrywkowych. Niewykluczone jednak, że wróci do Niemiec, gdzie przed parunastoma laty z wielkim entuzjazmem rozpoczynał futbolową karierę.
W rozmowie ze „Sportem” Marcin Bułka opowiada o swojej pozycji w Chelsea.
– Czy o Marcinie Bułce można mówić jako o pełnoprawnym członku pierwszej drużyny Chelsea?
– Od lata jestem włączony do składu pierwszego zespołu i codziennie z nimi trenuję. Grałem w meczach sparingowych, byłem na ławce podczas meczów Pucharu Ligi Angielskiej. Dlatego już wiem, jak to jest uczestniczyć w spotkaniach takiej drużyny, jak Chelsea. Nie ukrywam, że walczę o miejsce w składzie i czekam na swoją szansę, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mam nadzieję, że na nią zapracuję i w końcu ją otrzymam.
– Nie zastanawiał się pan nad wypożyczeniem do innego klubu, np. grającego na niższym poziomie rozgrywkowym?
– Na pewno jest to jedna z opcji i z tego co słyszałem, taki plan na zagospodarowanie mojej osoby jest, ale nie jest to jedyna możliwość. Na razie jednak o tym nie myślę, tylko skupiam się na tym, aby jak najlepiej trenować i walczyć o pozycję w Chelsea. Jeżeli będą konkrety, które pojawią się np. w trakcie najbliższego okienka transferowego, to wówczas się tym zajmę. Na razie nie warto sobie tym zawracać głowy.
fot. FotoPyK