To był naprawdę niezły mecz dla postronnych – obie ekipy stworzyły sobie kilka sytuacji strzeleckich, na tempo też nie mogliśmy narzekać, kilka indywidualności wybijało się ponad przeciętność, Lech wreszcie mógł się podobać, Wisła Płock do przerwy próbowała coś wskórać. Natomiast nie dało się go oglądać przez murawę. W Poznaniu nie mają boiska. Mają zwyczajne klepisko.
Zwracamy na to uwagę już nie po raz pierwszy, bo już jakoś z miesiąc temu widzieliśmy na zbliżeniach kamery, że trawa odrywa się od podłoża całymi kępami. Gdy taki Makuszewski czy Jóźwiak biegli rozpędzeni, to piłka skakała tak, że skrzydłowi Kolejorza musieli prowadzić ją piszczelami. I bynajmniej nie dlatego, że bawili się w Janusza Chomontka.
W meczu z Wisłą Płock znów wiedzieliśmy, że to klepisko na stadionie przy Bułgarskiej nadaje się do zajęć praktycznych Akademii Rolniczej z przedmiotu “metodologia orania”. Nadaje się też do rozgrywania meczów Mistrzostw Świata w Udawaniu Gry w Piłkę (chociaż o organizację tego turnieju musi powalczyć z Bibianną). Na pewno nie nadaje się do rozgrywania spotkań o – podobno – poważną stawkę.
Najbardziej kuriozalne w tym wszystkim jest to, że przecież mówimy o wyjątkowo łagodnej jesieni. Nikt w Lechu nie może powiedzieć “łeeee, panie, zimno od października, pada od września, z gówna bicza nie ukręcisz”. No nie. Przecież jeszcze dwa tygodnie temu termometry wskazywały nawet kilkanaście stopni Celsjusza, a miesiąc temu jeszcze bywało tak, że na mecz można było iść w samej bluzie. Ponadto Lech gra u siebie dwa razy w miesiącu, bo nie ma meczów w Lidze Europy czy w Pucharze Polski. Kolejorz ma zatem wszelkie sprzyjające okoliczności, by murawę mięć na poziomie “ą, ę”. Tymczasem ma na poziomie Ludowego Zespołu Sportowego.
Wiemy, że Lechowi sprawę mocno utrudnia konstrukcja stadionu, która sprawia, że promienie słońca nie docierają do boiska. Słyszeliśmy opinie ekspertów zagranicznych, którzy mówili wprost – a kto to panu tak spierdolił? architekt stadionu dał ciała po całości, tutaj nie da się zachować dobrej, naturalnej trawy przez cały rok. Dziwi nas jednak to, że przez te wszystkie lata Lech nic z tym nie zrobił – nie poszedł w hybrydę, nie poszedł w półhybrydę, tylko reanimuje trupa i próbuje po nocach naświetlać tę trawę.
Nie po to ściągasz Hiszpanów, Portugalczyków i innych Szwajcarów, żeby wypuszczać ich na taki szajs. Znaleźliśmy nawet wypowiedzi prezesów Lecha sprzed kilku lat, gdy przebąkują, że może potrafią na trawę syntetyczną, bo przecież lepsze boisko pozwala na wykorzystanie pełni atutów klasowych piłkarzy.
No i tak to się kręci przez te wszystkie lata. Na stadion nie spadł jeszcze płatek śniegu, a boisko wygląda jak po treningu rugbystów. Albo zawodników polo. I to polo na słoniach.
fot. FotoPyk