Reklama

Brazylijski skaut pracuje w faweli. Wokół stoją dilerzy z AK-47

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2018, 13:59 • 12 min czytania 0 komentarzy

Marcelo Teixeira to jedna z najważniejszych postaci w brazylijskiej piłce ligowej. Dyrektor sportowy Fluminense, ekspert od szkolenia, wieloletni skaut Manchesteru United. Zna Marcelo od najmłodszych lat, wprowadzał do Manchesteru Fabio i Rafaela, odpowiadał za nie do końca udaną współpracę Legii z Fluminense. Spotkaliśmy się w Warszawie by pogadać o tym, jak kraj bez systemu szkolenia wydaje na świat tyle perełek. – Kluby regularnie przeszukują fawele, więc właściwie nie ma możliwości, by przegapić zdolnego dzieciaka. Fluminense organizuje w fawelach coś w rodzaju miesięcznego obozu – dzieci przychodzą do nas, trenują, grają, a my je obserwujemy. To część naszego skautingu. Przed wejściem do faweli musimy prosić gang o zgodę. Bywa, nawet bardzo często, że trwa trening, a dookoła boiska stoją gangsterzy, dilerzy, oglądający to wszystko z AK-47 w ręce – opowiada nam o realiach brazylijskiej piłki. 

Brazylijski skaut pracuje w faweli. Wokół stoją dilerzy z AK-47

Dlaczego młody chłopak wywodzący się z biednej faweli ma problem z aklimatyzacją w Europie? Czemu do Manchesteru United nie trafili Neymar czy Coutinho, mimo rekomendacji skautów? Jak został wypatrzony Marcelo? Dlaczego Belgia i Francja zawdzięczają sukcesy w szkoleniu fali imigrantów? Z jakich powodów dużo tracimy przez limit obcokrajowców spoza UE? O tym wszystkim porozmawialiśmy z Marcelo Teixeirą. Zaparzcie yerba matę i przeczytajcie! 

– Główna różnica pomiędzy polską a brazylijską piłką dotyczy samych krajów. Brazylia jest wielka, mamy ponad 200 milionów mieszkańców, jedno Rio de Janeiro jest pod względem populacji wielkości Słowacji. Ściera się u nas masa kultur, byliśmy kolonizowani przez europejskie kraje, obecnie przyjeżdżają do nas uchodźcy z Afryki. Poza tym jesteśmy biednym krajem, dzieci mieszkają w fawelach i nie mają co robić z wolnym czasem, więc ich jedynym zajęciem jest granie w piłkę. To są więc te główne różnice, które przekładają się na futbol: miks kulturowy i dzieci grające dzień w dzień na ulicy w piłkę. W Polsce takiego wymieszania kultur nie ma, a wasze dzieci mają inne zajęcia niż kopanie po osiedlach.

Dziecko z faweli ma paradoksalnie łatwiejszą drogę, by zrobić karierę?

Tak. Kluby regularnie przeszukują fawele, więc właściwie nie ma możliwości, by przegapić zdolnego dzieciaka. Fluminense organizuje w fawelach coś w rodzaju miesięcznego obozu – dzieci przychodzą do nas, trenują, grają, a my je obserwujemy. To część naszego skautingu. Kto ma talent, trafia do naszej akademii. Robimy tak cały czas i oczywiście nie jesteśmy pod tym względem jedyni.

Reklama

Jak patrzą na was gangi, gdy wchodzicie do faweli?

Musimy poprosić gang o zgodę.

Musicie za tę zgodę płacić?

Nie, bo oni cieszą się z tego, że wchodzimy do faweli i pomagamy dzieciom. No, ale tę zgodę muszą wydać. Nie spotkaliśmy się jeszcze z odmową. Natomiast bywa, nawet bardzo często, że trwa trening, a dookoła boiska stoją gangsterzy, dilerzy, oglądający to wszystko z AK-47 w ręce.

W jak młodym wieku szukacie dzieci i jak trenujecie?

Reklama

Szukamy dzieci mających po sześć-siedem lat. Trenujemy od trzech do pięciu dni w tygodniu, w zależności od wieku. Rano się uczą, po południu grają na boisku, a wieczorem na hali. Nie traktujcie tego jednak jako recepty, którą jeśli zastosujecie w polskich warunkach, to przyniesie ona wam tyle talentów, co nam. Przeszkodą jest choćby klimat: jak w ciągu polskiej zimy dzieci mogłyby wychodzić co chwilę na podwórko? Niemożliwe. W Brazylii gra się codziennie o każdej porze roku, bo tu nie jest zimno, jedynie na południu bywa chłodniej. Co natomiast można i trzeba przenieść od nas, to fun, który mają dzieci, grając w piłkę od najmłodszych lat. Muszą się nią najpierw bawić, potem myśleć o taktyce, ustawieniu i tak dalej.

Gdy takie dziecko z faweli dostanie trochę pieniędzy za granie, pewnie zdarza się, że odlatuje.

Tak, to duży problem. W końcu, gdy bierzemy takie dzieci, to one wcześniej nie miały pieniędzy, nie miały też rodzin z pieniędzmi, które na bazie własnego doświadczenia mogłyby im pomóc rozsądnie wydawać zarobek. Takich przykładów jest mnóstwo, weźcie choćby Adriano. Był gwiazdą, grał w Europie dla wielkich klubów, ale interesowały go imprezy i inne rzeczy, którymi nie możesz żyć, jeśli myślisz o naprawdę dużej karierze. On stawiał futbol dopiero jako drugą sprawę w swoim życiu. Inny przykład: Jobson. Urodził się na północy Brazylii, gdzie wszyscy są biedni. Stał się sławny jako 18-19 latek, grał dla Botafogo, ale szybko zainteresował się imprezami, dziewczynami i narkotykami. Poszedł do więzienia. Najpierw zawieszono go za kokainę, dostał drugą szansę, ale nie wykorzystał jej i skończył za kratkami. Teraz ma 30 lat i zaczyna grać znowu, ale to będzie dla niego trudne, na pewno trudniejsze, niż gdyby przy pierwszym podejściu nie uległ pokusom.

Na szczęście są też pozytywne przykłady jak Marcelo, którego odkryłeś.

Spotkałem go, gdy był piłkarzem futsalu. Grał już dla Fluminense, ale byłem odpowiedzialny za to, że przeniósł się z drużyny futsalowej do piłkarskiej. Na swój pierwszy dzień w akademii pojechał ze mną samochodem, bo nie miał pieniędzy nawet na bilet autobusowy. Od początku wyglądał bardzo dobrze, pomagaliśmy mu finansowo i szybko dostał się do Brazylii U-14. Rósł i stał się wielką gwiazdą. Tak naprawdę nie potrzebował zbytnio nauczycieli, wielu rzeczy uczył się sam. Poza tym był i jest silny psychicznie, zawsze w siebie wierzył.

Jest twoim zdaniem lepszy niż Roberto Carlos?

Tak i to zdecydowanie. Można mu zarzucać, jak Messiemu, gdy porównuje się go do Maradony, że nie zdobył mistrzostwa świata, ale Marcelo ma większe osiągnięcia, jeśli chodzi o futbol klubowy. Zobaczcie: on utrzymuje się w Realu już od 10 lat. To cholernie trudne, biorąc pod uwagę, jak futbol przyspieszył przez ten czas.

Inny talent, który znalazłeś, to Thiago Silva.

Nie znalazłem go osobiście, ale pracował ze mną we Fluminense. Zaczynał jako pomocnik, ale trener w końcu przesunął go na środek obrony. To był strzał w dziesiątkę. Szybko wyjechał do Europy i stał się super graczem.

Pracowałeś też jako skaut na Amerykę Południową dla Manchesteru United i poniekąd sprowadziłeś tam Rafaela i Fabio. Dlaczego nie do końca wyszła im ta przygoda?

Po pierwsze warto powiedzieć, że trudno pracować jako skaut na Brazylię dla angielskich klubów, bo oni mają bardzo restrykcyjne zasady dla przyjezdnych. Razem z moim szefem polecaliśmy Neymara, ale nie przeszedł tam, bo nie miał odpowiednich papierów. Rafael i Fabio je mieli, bo ich pradziadek był Portugalczykiem. Rozegrali wiele meczów w United za sir Alexa Fergusona, ponieważ on zobaczył w nich coś ekstra. Obaj nie maja profilów odpowiednich do grania w Premier League, przede wszystkim dlatego, że są niscy, ale Szkotowi to nie przeszkadzało. Dał im szansę. Wszystko zmieniło się po jego odejściu. Moyes preferował już typowo brytyjski styl grania. Wolał mieć po bokach wysokich obrońców i Fabio z Rafaelem musieli odejść.

Ile lat miał Neymar, gdy go poleciłeś?

Prawdopodobnie 16-17. Poza tym sugerowaliśmy United Coutinho i Lucasa. To są przykłady piłkarzy, którzy nie pojawili się w Anglii wcześniej, przez brak odpowiednich papierów.

Od początku wiedziałeś, że Neymar będzie takim kozakiem?

Widziałem, jaką ma bajeczną technikę, widziałem, że jest inny niż wszyscy. Natomiast był niski, mały, wątły i trudno było przewidzieć, że stanie się piłkarzem aż takiego formatu. Albo inaczej: to było wręcz niemożliwe do przewidzenia.

Skoro Brazylia ma tyle talentów, dlaczego nie wysłaliście choć jednego do Legii, gdy współpracowaliście z nią jako Fluminense?

Wydaje mi się, że wysłaliśmy tutaj kilku dobrych piłkarzy, ale dla Brazylijczyków aklimatyzacja w Polsce jest wyzwaniem. Wasz kraj jest kompletnie inny niż nasz. Różni się kulturą, pogodą, jedzeniem, stylem grania. Wasz futbol jest bardziej fizyczny niż techniczny. Spróbowaliśmy więc czegoś trudnego, wysyłania bardzo młodych piłkarzy do pierwszego zespołu Legii, w której oczekiwania są ogromne. Mogliśmy zrobić to inaczej. Wysłać tych zawodników najpierw do mniejszego klubu, by tam zaadaptowali się do nowego kraju i dopiero potem, po roku-dwóch, przenieść ich do Legii. Wtedy mogliby sobie dać radę. To, że sobie nie poradzili, nie znaczy jednak, że byli słabi. Ilu innych Brazylijczyków przepadło w waszym kraju? Wielu. Są pozytywne przykłady, jak Roger i Guilherme, ale wielu wcześniej i później nie dawało sobie rady.

Naszym zdaniem dobry piłkarz się jednak zawsze obroni. Zwróć uwagę, że Dyego, Raphael Augusto, Ronan, Alan Fialho nawet po wyjeździe stąd nie porobili zawrotnych karier.

Augusto jest teraz milionerem, zarabia świetne pieniądze w Azji. Ile w Legii zagrał meczów Dyego? Niewiele, a w Fluminense gra, wchodzi z ławki, ale gra. Ma 25 meczów w tym roku, nie ufajcie Transfermarktowi, że mniej, bo ten jest często niedokładny, zwłaszcza jeśli chodzi o brazylijską ligę.

Okej, ale nie są to przykłady talentów takich jak Paulinho, który też był w Polsce, odbił się, ale dalej zrobił bardzo dużą karierę.

Tak. Jednak on też przyjechał za szybko i takich przykładów jest mnóstwo. Powtórzę: Brazylijczykowi nie jest łatwo zaadaptować się w takim kraju, jak Polska.

Jest im łatwiej, jeśli pierwszy krok postawią na przykład w Portugalii?

Tak, wtedy ten przeskok jest mniejszy. Jest masa przykładów piłkarzy, którzy trafili najpierw na rynek francuski, niemiecki albo angielski, ale wcześniej byli na rynku portugalskim albo hiszpańskim. Pamiętajcie, że mówimy o dzieciach. Nie o mężczyznach. W dodatku o takich dzieciach, które pochodzą z fawel, które nigdy nie były za granicą i nie znają angielskiego. Pierwszy krok, by dobrze grać w piłkę za granicą, to znać język. A czasem i to nie wystarcza. Kleberson przeszedł do Manchesteru United i musiał stamtąd odejść, bo to jego żona nie znała angielskiego i nie przystosowała się do tamtej kultury. Zmieniła jego życie, gdyż nie mógł tam zostać i grać.

Fluminense może coś zrobić, by ten przeskok z Brazylii do Europy był mniejszy? Edukujecie piłkarzy też pozaboiskowo? 

Kupiliśmy klub na Słowacji, Samorin. Jest teraz w drugiej lidze, chcemy awansować do pierwszej, ale nie mamy ciśnienia na mistrzostwo kraju. Po prostu wysyłamy tam naszych piłkarzy, oni są tam od sześciu miesięcy do roku, poznają to wszystko, z czym będą musieli się zmierzyć w Europie. I gdy wracają do Brazylii, wracają jako inni ludzie. Już przygotowani na to, by żyć w Europie.

Wiesz, że w Polsce mamy limit obcokrajowców spoza UE?

Tak, dwóch graczy, prawda? Uważam, że to zły pomysł. Zamykacie się na inne kultury, nie pozwalacie swoim graczom uczyć się od Brazylijczyków, Argentyńczyków, Afrykańczyków. Tylko dlatego, że mają inny paszport. Natomiast graczy z Bułgarii, Słowenii i tak dalej – nawet jeśli mieliby być gorsi – może być na boisku więcej.

Wybraliście Słowację dlatego, że jest bardziej liberalna?

To jeden z powodów. Tam limit dotyczy pięciu piłkarzy spoza Unii Europejskiej. Inne powody są takie, że koszty życia i inwestowania w futbol są na Słowacji mniejsze niż w większości europejskich krajów. Lokalizacja kraju jest świetna, wielkość też. To naprawdę ciekawe miejsce, by wprowadzać tam młodzież.

Ta wymiana kulturowa jest dla ciebie chyba ważna.

My, jako Brazylijczycy, mamy dobre wyniki, bo 150-200 lat temu w naszym kraju zaczęło dochodzić do takich wymian. Obecnie jest właściwie niemożliwe, by powiedzieć, kto ma korzenie wywodzące się z innego kraju, a kto jest w 100% Brazylijczykiem. Prawie każdy ma korzenie z innych miejsc i to sprawia, że jesteśmy tak utalentowani. W mojej opinii podobny miks we Francji i Belgii sprawi, że będą w piłce równie dobrzy, co my.

Ale na przykład w Belgii mają problem z identyfikacją względem swojego kraju, stąd miałyby się brać – wyłączając ostatni mundial – mimo wszystko średnie wyniki kadry.

Na razie mają takie problemy, bo ta wymiana jest u nich w gruncie rzeczy świeża. U nas trwa od wielu lat. Ja sam o sobie wiem, że mam niemieckie, włoskie, portugalskie i prawdopodobnie afrykańskie korzenie. W Belgii tamci gracze wiedzą, że mają już rodziców pochodzących z innych krajów. Nie mają więc większego uczucia wobec kraju, w którym żyją. Ale ich dzieci i dzieci tych dzieci, będą dorastać tam i będą do tego kraju żywić większe uczucie.

Jest coś takiego jak idealny miks genów? Siła Afrykańczyka, głowa Niemca…

…technika Brazylijczyka. Tak, to byłoby idealne. Słuchajcie, u nas w akademii mamy chłopaka, pochodzącego z Kongo. Przybył tu, gdy miał dwa lata. Jest niezwykle silny, ale też świetny technicznie. To nowy Pogba. Mniej więcej o takim mieszaniu się kultur i ras mówię.

Ze względu na to, o czym rozmawiamy, Francuzi i Belgowie wyprzedzą Brazylię w – mówiąc brzydko – produkowaniu talentów?

Będzie nam trudno rywalizować. Już przed meczem z Belgią na mundialu mówiłem swojemu ojcu, że będzie nam z nimi bardzo ciężko wygrać. Mamy lepszych piłkarzy, ale oni mają większych. Gdyby mundial trwał rok, wciąż zawsze byśmy go wygrywali. Jednak to krótki dystans, dlatego przegrywamy. Wiemy więc, że w Brazylii musimy nad tą fizycznością pracować.

A mentalność waszych zawodników się zmienia? U nas modne staje się na przykład zdrowe odżywianie.

Może troszkę. Jak każdy, tak i nasi zawodnicy mają dostęp do większej wiedzy, jak lepiej dbać o swój organizm. Jest mniej przykładów takich jak Romario czy Ronaldinho, którzy imprezowali codziennie i nie przeszkadzało im to w treningu. Jednak Brazylijczycy wciąż są zwariowani, lubią się bawić i to się nie zmienia.

Jakie inne problemy ma wasz futbol?

Problemem futbolu w naszym kraju jest nasz kraj. Nie ma pieniędzy na nowe technologie, na najlepszy sprzęt, na ładne stadiony i zatrzymywanie zawodników. Dziś tracimy ich, gdy mają po 18-19 lat. Stworzenie mocnej, konkurencyjnej ligi, jest w takich warunkach niemożliwe. Reprezentacje będziemy mieli dobrą, skoro w takiej Lidze Mistrzów, tylko dwa zespoły – Viktoria Pilzno i Borussia Dortmund – nie mają w składzie Brazylijczyka. Trenerów mamy dobrych, dyrektorów w federacjach też. Jednak oni nic nie zrobią bez pomocy kraju, a tej pomocy nie ma.

To musi być dziwne: wiedzieć, ile Brazylia wydaje dobry piłkarzy i jeździć po Europie, widząc te wszystkie nowocześniejsze ośrodki.

To dla nas marzenie. Mieć tak wszystko zorganizowane, posiadać taką infrastrukturę jak najlepsze kluby w Europie. No, ale u nas wszystko jest droższe – koszt utrzymania murawy jest droższy niż w Polsce, piłka, jako przedmiot do gry, też jest droższa niż w Polsce. Płacimy wiele podatków.

Jaką bazę ma Fluminense?

Pierwsza drużyna ma trzy boiska, akademia ma osiem. My jednak mamy się dobrze i jesteśmy jednym z wyjątków. Natomiast większość drużyn ma jedno boisko i to w słabym stanie.

Z tego, co wiemy, piszesz książkę, która jeszcze bardziej przybliży brazylijski futbol.

Zabieram się do niej, mam nadzieję, że zostanie wydana w 2020 roku. To ogromny research, dotyczący piłkarzy w Brazylii. Pokażę, z jakich rejonów Brazylii pochodzi najwięcej piłkarzy, ile produkujemy zawodników w jednej generacji, na jedną pozycję. To nie będą opinie, tylko fakty. Niektóre regiony prawie w ogóle nie wydają piłkarzy – na przykład te na północy kraju, gdzie jest wiele opuszczonych miejsc. A z kolei bramkarze i obrońcy w większości pochodzą z południa Brazylii. Wiem też, że część pozycji jest lepiej obsadzona w danym kwartale, bo wówczas akademie decydują, że mają braki na takich, a nie innych miejscach na boisku. To wszystko udowodnię danymi.

A co doradziłbyś nam, by nasz futbol stał się silniejszy?

Otwórzcie drzwi na piłkarzy z innych kultur. Będziecie się uczyć od nich, a oni od was.

Rozmawiali JAKUB BIAŁEK, PAWEŁ PACZUL i PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...