Niepojęte. Polskie kluby uniknęły wyjazdu na Kaukaz, nie pojadą też do Azji. Tradycyjne cmentarzyska naszych klubów, wszelkiego rodzaju Kazachstany, Gruzje, Azerbejdżany, będą musiały obejść się smakiem. Łysy z UEFA wybrał naszym inne kierunki.
LEGIA – SAINT PATRICK ATHLETIC (IRL)
Legia jak przed rokiem zagra dwa mecze u siebie. Tylko tak trzeba traktować wylosowanie rywala z Irlandii, gdzie pół stadionu zajmie pewnie grupa wyjazdowa, drugie pół Polacy mieszkający na zielonej wyspie, a miejscowi zmieszczą się co najwyżej na schodach. Choć z drugiej strony warto zauważyć, że fani St Pats są uważani za jednych z najbardziej fanatycznych w Irlandii, więc może wywalczą sobie te parę krzesełek.
Pod względem piłkarskim należy spodziewać się tego samego poziomu co rok temu u TNS. Czyli możemy teraz klepać w nieskończoność synonimy zdania “Mistrz Polski ma obowiązek przejść dalej”, “trzeba wygrać, ale nie można lekceważyć rywala”, co sobie darujemy. Pod względem kadry Irlandczycy mają dwóch ciekawych graczy. Pierwszy to Keith Fahey, zawodnik, który z powodzeniem grał w Birmingham City. Występował z tą ekipą w Premiership (34 mecze w sezonie 10-11), potem w Championship. Załamanie przyszło w sezonie 12-13, gdzie musiał wrócić do ojczyzny z powodów rodzinnych, przez to nie trenował, a potem jeszcze dowlekły się kontuzje… Wybrał więc teraz opcję tymczasową, czyli grę dla Pats. Pseudonim boiskowy? Trzymajcie się: Irish Iniesta. Ale prawda, podać to i owo potrafi. Tu asysta:
Najbardziej znanym nazwiskiem w ekipie z Inchicore jest jednak Pat Jennings. Mówi wam to nazwisko co nieco, prawda? No cóż, wątpliwe jednak, by Pat w ogóle pojawił się na boisku, bo to Jennings junior. Niezwykle mało uzdolniony syn legendy, typowy “prawy ławkowy”. Raczej futbolowa ciekawostka niż piłkarz. Aktualnie trzeci bramkarz.
Pats w tym sezonie zajmują trzecie miejsce w tabeli irlandzkiej ligi. Ostatni raz w eliminacjach LM grali, gdy ŁKS mierzył się z United. Naprawdę, z której strony by nie patrzeć, szału nie ma. Ale trzeba im oddać, że w zeszłym sezonie tak jak Lech grali z Żalgirisem i zdołali w Wilnie zremisować, co nie udało się poznaniakom. Z Ligi Europy wyrzucił ich Bilińśki, który ukłuł i na Litwie i w Irlandii.
LECH – FRAM (ISL) / NOMME KALJU (EST)
Zaczyna się pucharowe rumakowanie. Lech powinien bez problemu ograć którąkolwiek z tych drużyn, a właściwie obie naraz też. Jedyne co gra na jego niekorzyść, to historia. Rumak póki co ma tragiczny bilans meczów w eliminacjach Ligi Europy, dlatego nad jego Lechem trzeba postawić pewien znak zapytania. Na razie jednak najważniejsze, że zespół nie został rozsprzedany, bo umówmy się: to było też kluczem fiaska poprzednich dwóch kampanii pucharowych Lecha.
O drużynach nie ma za bardzo jak się rozpisywać. Nomme Kalju w zeszłym sezonie zostało zjedzone przez Dnipro 1:5 w dwumeczu, gra tam też brat Henrika Ojamyy. Fram (a raczej: Knattspyrnufélagið Fram) w latach osiemdziesiątych prowadził Andrzej Strejlau, do EL awansowali poprzez puchar, bo w lidze islandzkiej bronili się przed spadkiem. Teraz zresztą też to robią, weszło im widać w nawyk. Tak czy inaczej nie ma tu wielkiej filozofii, z kim by nie zagrał Lech – musi wygrać oba mecze. Rozgrzewka przed poważniejszymi rywalami. Biletowane sparingi.
RUCH – VADUZ (LIE) / COLLEGE EUROPA (GIB)
Gdy Ruch wylosował FC Vaduz nie brakowało reakcji w rodzaju: w Chorzowie już otwierają szampana. Lepiej trafić się nie dało, trzeba puknąć amatorów, co nawet własnej ligi nie mają. Otóż wszystko fajnie, ale pewność siebie w stosunku do ekipy z Liechtensteinu bierze się tylko i wyłącznie stąd, że to drużyna z Liechtensteinu. A trzeba pamiętać, że to przecież ekipa grająca w lidze szwajcarskiej. Ostatnio drugiej, ale za chwilę o promocję do pucharów będzie mogła uzyskać z miejsc Szwajcarii. Vaduz rozbiło drugą ligę z dużą przewagą nad resztą stawki, bilans – trzydzieści siedem bramek na plusie. W pokonanym polu konkretne ekipy, Servette, FC Schauffhausen.
W zeszłym sezonie Vaduz odpadło przez wyjazdowe gole z wicemistrzem Gruzji. Tamten zespół się jednak wzmocnił, a przecież przed grą w najwyższej klasie rozgrywkowej Szwajcarii jeszcze na pewno dokona zakupów. Już w ostatnich latach potrafił zaskoczyć, choćby wyeliminować Vojdovinę. Nie, na pewno nie bylibyśmy tutaj hurraoptymistami, porażka Ruchu ani trochę nas nie zdziwi. Piłkarsko i budżetowo to równorzędny rywal, a mówiąc to być może nieco naginamy prawdę. Ruch pierwszy mecz zagra u siebie, czyli to kolejny pucharowy minus.
ZAWISZA – WAREGEM (BEL)
Zulte Waregem najbardziej znane jest przez Thorgana Hazarda, który regularnie sztukował w barwach tego klubu rywali. Wątpliwe, by został w tej drużynie na kolejny sezon i to na pewno dobra wiadomość dla Zawiszy. Warto też zauważyć, że mają swojego reprezentanta na mistrzostwach świata: jest nim osiemnastoletni Fabrice Olinga z Kamerunu, najmłodszy gracz mundialu.
W lidze dali się wyprzedzić tylko największym: Anderlechtowi, Brugii, Standardowi. Bez Hazarda to może być jednak zupełnie inny zespół, ale tak czy siak – Zawisza od razu wsiada na wysokiego konia. To może być krótka przygoda, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie jednak wymagał od zespołu z Bydgoszczy cudów, co może zagrać na korzyść polskiego klubu. Ale tak czy inaczej najbardziej przewidywalny, a i tak optymistyczny scenariusz? Odpadnięcie po walce. Po pokazaniu niezłej piłki.