W sobotniej prasie najwięcej miejsca poświęcono ekstraklasie. Jest sporo o meczu Jagiellonii z Legią, imponującym zwycięstwie Śląska, a także coś o nadchodzących derbach Trójmiasta. Oczywiście nie mogło zabraknąć też tekstów na temat El Clasico, które pierwszy raz od wielu lat odbędzie się bez udziału Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. I które – co jest niemal równie ważne – dla Julena Lopeteguiego może być ostatnim meczem w roli szkoleniowca Realu Madryt.
PRZEGLĄD SPORTOWY

Zaczynamy od tekstu o meczu Jagi z Legią.
Cztery ostatnie mecze bez gola, ledwie dwa punkty na dwanaście możliwych – urobek Legii w czterech minionych spotkaniach przeciwko Jagielloni fatalny. – To cyferki, statystyka, historia. Dzisiaj Legia jest inna, z nowym trenerem, piłkarzami – bez emocji oceniał bilans trener białostoczan Ireneusz Mamrot. Przecież to było starcie czołowych zespołów ekstraklasy. W końcu wicemistrz podejmował panującego mistrza, a oba zespoły na identycznych miejscach finiszowały też dwa sezony temu. Mecz numer dwa 13. kolejki należało reklamować więc jako hit.
Umiejętności naszym ligowcom może brakować, wiary w lepsze jutro, lepszy wynik – absolutnie. Nawet biorąc to dosłownie. Kilku z grupy legionistów maszerujących w piąkowe południe po centrum Białegostoku, na moment wdepnęło do kościoła.
Swego czasu, gdy nasza pięściarska nadzieja na tytuł mistrza świata wagi ciężkiej została błyskawicznie znokautowana przez Lennoxa Lewisa, fani boksu ukuli termin „jedna Gołota”. Pan Andrzej zanim został powalony na deski, ustał na nogach marne 95. sekund, prześmiewczą „jedną Gołotę”. Wczoraj legioniści otrzymali cios, który zamorczył ich jeszcze szybciej, gdy nie minęła minuta.

Obok mamy pięć wniosków po meczu w Białymstoku.
1. Nieudany eksperyment
Portugalski szkoleniowiec wymyślił, że na trójkę silnych środkowych pomocników Jagi (Romanczuk, Kwiecień, Pospisil) lekarswtem będzie wzmocnienie centralnej części boiska i Antolić zagrał za Kucharczyka. Koncepcja nie zdała egzaminnu – już w przerwie Chorwata zmieił Kante, bo zespół z Warszawy przegrywał, a środek pola był pod kotrolą gospodarzy (…)
2. Jaga wytrąciła atuty Legii
– W ofensywie więcej jakości ma mistrz Polski – mówił przed spotkaniem były piłkarz obu klubów Marek Citko. Ale białostoczanie zablokowali na skrzydłach Vesovicia, Hlouska oraz Szymańskiego i Nagy’ego, nie pozwalali przedostawać się pod bramkę Kelemena także podaniami przez środek boiska. Carlitos znowu zagrał bardzo słabo, bo nie dostawał podań w polu karnym (…)
3. Passa Legii trwa
Już 209 dni zespół z Warszawy jest niepokonany w spotkaniu rozgrywanym na wyjeździee. Od przegranej 0:1 w Gdyni 31 marca (Wielka Sobota) legioniści na obcych stadionach wygrali dziesięć spotkań, pięć przegrali. W drugiej kolejce z rzędu urtowali punkt niemal w ostatniej chwili.
Świetny mecz w Legnicy rozegrali piłkarze Śląska Wrocław, którzy rozbili Miedź niczym najlepszy bokser.
Po 30 minutach oglądający zwykle całe spotkania na stojąco trener Miedzi Dominik Nowak już usiadł zrezygnowany. Po 34 minutach Śląsk prowadził już 4:0, a kilkadzisiąd sekund później fani gospodarzy (są w przyjaźni z tymi z Wrocławia) odpalili pod stadionem fajerwerki. I w sumie w tym groteskowym klimacie nie było już wiadomo, czy to na cześć gości, czy w ramach ironicznego podsumowania gry beniaminka.
Emocje wśród fanów gospodarzy zostały podgrzane jakieś dwie godziny przed meczem, kiedy ogłoszono skład i tak przetrzebionej kontuzjami Miedzi. Henrik Ojamaa, wicelider klasyfikacji asyst ekstraklasy, do tej pory jeden z niekwestionowanych liderów drużyny, tym razen na ławce! Bomba druga: para stoperów Fran Cruz-Kornel Osyra. Dotychczas razem jako środkowi obrońcy nie zagrali nawet minuty (…)
Taka Miedź, rozbita kontuzjami, została po prostu zmasakrowana. Dziury w drugiej linii i w obronie miejscowych były takie, że można było tam między nimi spokojnie kręcić bączki samochodem.

W Lubinie trwa konkurs na napastnika. Na razie najbliżej wygranej jest Bartłomiej Pawłowski.
To nie są łatwe dni dla Miedziowych, ale właśnie tacy piłkarze jak Pawłowski dają im nadzieję, że uda się przełamać kryzys. – Rywalizacja o pozycję napastnika zaczyna się od nowa – ogłasza trener Mariusz Lewandowski. Kontuzja Jakuba Maresa, który w meczu z Pogonią Szczecin doznał pęknięcia kości jarzmowej, i słabsza forma Patryka Tuszyńskiego sprawiły, że szkleniowiec KGHM Zagłębia Lubin wystawił na szpicy w ostatnim meczu nominalnego skrzydłowego. Pawłowski kilka razy bywał już napastnikiem w poprzednim sezonie, ale w duecie z Jakubem Świerczokiem. Tym razem, w starciu z Wisłą Płock (3:3), pełnił rolę fałszywej dziewiątki – piłkarza atakującego środkiem boiska i zbiegającego w boczne sektory. Efekt: gol i asysta.
Z kolei w Zabrzu wracają stare koszmary.
W sezonie 2008/09 Górnik miał stabilną sytuację finansową – głównym udziałowcem był Allianz Polska – a w 13 kolejkach drużyna uzbierała zaledwie 9 punktów. Przy Roosvelta podejmowano nerwowe ruchy. Trener Ryszard Wieczorek został zwolniony po czterech kolejkach, bo pilkarze wywalczyli tylko punkt, nie strzelając nawet gola. Tymczasowym trenerem został Marcin Bochynek, a później drużynę przejął Henryk Kasperczak. W tamtym czasie świętowano 60. urodziny klubu, dziś zabrzanie obchodzą 70 – lecie.
– Przypominają mi się tamte lata, ale wtedy w Zabrzu byli bardziej oderwani od rzeczywistości. Drużyna znajdowała się w dole tabeli, a Kasperczak wspominał o mistrzostwie Polski. Powiedziałem: „Heniek, co ty gadasz, przecież grozi nam spadek”. I późnej było wielkie bum – wspomina Hubert Kostka, były bramkarz i szkoleniowiec zabrzan.

O tym, jak kiedyśwyglądały derby Trójmiasta opowiadają Józef Gładysz z Lechii i Mieczysław Rajski z Arki.
– Spotkanie prowadził uznany polski sędzia, który zrobił też karierę międzynarodową. Tylko że trójka arbitrów faworyzowała piłkarzy Arki. W 83. minucie zostałem staranowany na środku boiska. To był brutalny faul, ale sędzia udał, że go nie widzi. Puścił grę, poszła akcja prawą stroną, zawodnik Arki dośrodkował i Andrzej Szybalski strzelił jedynego gola spotkania. Sędzia nie reagował na to, że ciągle leżałem na boisku. Czuliśmy się skrzywdzeni. Po zakończeniu meczu, w tunelu, szliśmy ze Zdzisławem Puszkarzem i Januszem Makowskim tuż za trójką sędziowską. Zdzisiek dał upust nerwom i skomentował ich pracę. „ Ty chu…, ty sprzedawczyku” – krzyczał. Sędzia błyskawicznie się odwrócił i pokazał czerwoną kartkę Januszowi, który nic złego nie powiedział. Mało tego, Makowski później został jeszcze zawieszony na osiem spotkań – opowiada Gładysz.

Jasmin Burić chce wreszcie zachować czyste konto.
Takiego występu, w którym piłkarze Lecha schodzili z boiska z czystym kontem, nie było od 2,5 miesiąca! Dokładnie od 12 sierpnia i wysokiej wygranej nad Zagłębiem Sosnowiec (4:0). – Nie powiem, że na pewno wrócimy z zerem po stronie strat, bo od razu mi to wyciągniecie – z uśmiechem mówi Jasmin Burić. – Zresztą biorę w ciemno scenariusz z jednym wpuszczonym golem, ale za to z trzema punktami. Jasne, że jeśli mamy zeto z tyłu, zawsze możemy oczekiwać wygranej, bo potencjał w ataku mamy taki, że logiczne jest, iż powinniśmy coś strzelić – dodaje Bośniak z polskim paszportem przed starciem z Pogonią w Szczecinie.
Skuteczności, którą niegdyś imponował w Holandii, cały czas nie może odszukać Piotr Parzyszek.
Do Gliwic przyjechałem grać, a nie siedzieć na ławce rezerowowych – podkreślał latem Piotr Parzyszek, który wrócił do Polski po latach wojaży. Snajpier nauczył się grać w piłkę w Holandii, gdzie w ostatnich dwóch sezonach strzelił 30 goli. W Piaście nie tylko nie trafia do bramki, ale na dodatek jest rezerwowym.
Trener Waldemar Fornalik stawia na system z jednym napastnikiem, a Michal Papadopulos nie zawodzi, więc nie ma powodu by nie grał. W tym sezonie strzelił cztery gole i miał trzy asysty.

O nowych turniejach, na którymi pracuje FIFA w swoim felietonie pisze Krzysztof Stanowski.
FIFA ma problem z Klubowymi Mistrzostwami Świata – wyraźnie się nie udały. W zamyśle projekt był niezły, ale nazbyt idealistyczny (nie zakładał skrajnych dysproporcji sportowych), dokładnie taki, jakiego ta organizacja nie potrzebuje. Bo ideały ideałami, ale tu potrzebny jest właściwy balans pomiędzy czystym futbolem, a czystym biznesem. Dopuszczanie najlepszych drużyn ze wszystkich kontynentów to dość szlachetny, ale sportowo – i tym bardziej finansowo – kompletnie nieatrakcyjny pomysł. Świat nie oczekuje meczu Realu z Guangzhou, świat oczekuje kolejnego starcia Realu z Barceloną, Barcelony z Liverpoolem, Liverpoolu z Realem, Bayernu z Juventusem i tak dalej. Tak się nieszczęśliwie dla FIFA zadziało, że te wszystkie klubowe hity ma na wyłączność UEFA. A FIFA – same kity. Kwestią czasu było, gdy ktoś postanowi coś z tym zrobić.
W „Magazynie lig zagranicznych” Luis Milla, były zawodnik Realu i Barcelony, mówi, że Królewscy nie powinni zwalniać trenera, ale dziś w futbolu nie ma miejsca na cierpliwość.
Dziwi pana, że po jego odejściu Real nie kupił żadnej wielkiej gwiazdy?
Wydaje mi się, że klub myślał, iż odejście Cristiano nie odbije się na grze drużyny i że jego brak nie będzie odczuwalny, a tak niestety nie jest. Teraz musi sobie z tym radzić trener, który powinien wyciągnąć z tego zespołu to, co najlepsze. Na razie to się nie udaje, ale uważam, że trzeba dać Lopeteguiemu trochę czasu, aby mógł w spokoju popracować.
Tylko że od paru dni mówi się o zwolnieniu trenera i wymienia się ewentualnych następców. Nie sprzyja to spokojnej pracy.
To prawda. Ja uważam, że działacze nie powinni zwalniać Lopeteguiego, tylko że przyszło nam żyć w takich czasach, kiedy w futbolu jest bardzo mało cierpliwości. Szefowie klubów żądają natychmiastowych wyników, panuje olbrzymia presja na wygrywanie i osiąganie różnych celów. A pod względem czysto sportowym powinno się jednak dawać trochę czasu na wdrożenie różnych rzeczy.

Drugi po Messim – tak przedstawiany jest z kolei Marc-Andre ter Stegen
Ter Stegen został pewniakiem w bramce Barcelony i szło mu tak dobrze, że dziś – według np. Jorge Valdano – jest drugim najważniejszym piłkarzem klubu z Camp Nou po Leo Messim. „Leo dobija rywali golami, a Marc przywraca nas do życia” – zachwycali się dziennikarze. W Hiszpanii mówi się, że po kontuzji Argentyńczyka w składzie na kolejne mecze powinni wychodzić „ter Stegen y 20 mas” (ter Stegen i 10 innych, w domyśle dowolnych zawodników). Nie ma w tym wiele przesady. – Marc uratował nam tyłek – przyznał trener Barcelony po ubiegłotygodniowym meczu z Sevillą (4:2). Po tym spotkaniu chwalił go m.in. Carles Puyol, a dwa legendarni golkiperzy Iker Casillas i Gianluigi Buffon znaleźli dla niego miejsce w dwójce najlepszych bramkarzy na świecie u boku Jana Oblaka z Atletico.

SUPER EXPRESS
Piłkarze Barcelony mogą zwolnić Julena Lopeteguiego – tak „Super Express” zapowiada El Clasico.
W Madrycie wrze, posada trenera Julena Lopeteguiego (52 l.) wisi na włosku i to właśnie Barcelona może zwolnić nieszczęsnego szkoleniowca Królewskich.
Ronaldo odszedł do Juventusu, a Messi złamał rękę, więc największych gwiazd nie ma (w tym meczu po raz pierwszy od grudnia 2007), ale… Zdaniem wielu środowa potyczka w Lidze Mistrzów Barcelony z Interem (2:0), bez Leo, była… najlepszym występem Dumy Katalonii w tym sezonie. Świetną formę odzyskał Luis Suarez, Rafinha godnie zastąpił Messiego, a Ter Stegen w bramce zachowuje się jakby miał po trzy nogi i ręce – niemal nie sposób go ostatnio pokonać.

Sytuacja w Realu jest zupełnie inna, po odejściu Zidane i Ronaldo została spalona ziemia. Lopetegui zupełnie sobie nie radzi, w październiku na pięć meczów wygrali tylko jeden, a i to ledwo, ledwo – 2:1 w Champions League z czeską Viktorią Pilzno.
Wracając na polskie boiska – Ireneusz Mamrot jest zły na Mariusza Złotka.
Po 450 minutach posuchy Legia wreszcie wbiła gola Jagiellonii, ale nie wystarczyło to mistrzom Polski do zwycięstwa w Białymstoku (1:1). Po meczu doszło do przepychanki na środku boiska, bo piłkarze gospodarzy mieli ogromny żal do sędziego Mariusza Złotka (…) – Jestem zły, bo nie było faulu, po którym straciliśmy gola! – denerwował się po spotkaniu trener Jagiellonii Ireneusz Mamrot. W wywiadzie telewizyjnym wtórował mu pomocnik Bartosz Kwiecień: – To jest jawne dymanie! Nie było przewinienia! – pieklił się piłkarz.

GAZETA WYBORCZA
W „Wyborczej” tylko jeden piłkarski tekst. Dariusz Wołowski pisze o sądnym dniu dla Realu Madryt.
Po raz pierwszy od dziewięciu lat hiszpański klasyk nie będzie pojedynkiem Leo Messiego z Cristiano Ronlado. Jedna z najlepszych drużyn w historii gra na Camp Nou o przetrwanie.
– Jeśli żądacie głowy trenera, powinniście wyrzucić nas wszystkich – brawurowe slowa pomocnika Realu Isco nie wpłyną na los trenera Julena Lopeteguiego. Według hiszpańskich mediów wyrok na szkoleniowca zapadł bez względu na wynik niedzielnego starcia Barcelony z Realem. Porżka Królewskich może jednak oznaczać, że zmiany w najlepszej ekipie Europy ostatnich lat będą znacznie głębsze. Aby pokazać do jakiego stopnia cierpliwość jest w Madrycie towarem deficytowym, wystarczy wspomnieć, że część fanów sfrustrowanych kryzysem z ostatniego miesiąca zaczęła domagac się dymisji Florentino Pereza.

Perez wyniósł Real na wyżyny, odbudował jego ekonomiczną i sportową potęgę. Zdobył z klubem pieć Pucharów Europy, zaledwie o jeden mniej od legendarnego Santiago Bernabeu. W ciągu ostatnich pięciu lat Królewscy wygrali Ligę Mistrzów cztery razy. Aby znaleźć drużynę z większymi osiągnięciami, trzeba by się cofnąć do Madrytu przełomu lat 50. i 60. Tyle że 60 lat temu konkurencja była znacznie mniejsza.
Fot. Newspix.pl