Chyba nie zliczymy, ile razy apelowaliśmy do młodych chłopaków – jeśli lewa noga służy wam do czegoś więcej, niż tylko wsiadanie do tramwaju, próbujcie zostać obrońcą grającym na tej stronie defensywy. Od lat polska piłka ma problem z wyprodukowaniem przynajmniej jednego zawodnika dającego sobie radę na tej pozycji na europejskim poziomie i szczerze mówiąc, nie zanosi się na znaczącą poprawę. Nawet jeśli Arkadiusz Reca wyglądał przyzwoicie w dwóch pierwszych meczach kadencji Jerzego Brzęczka, to trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Reca dalej nie gra w Atalancie, więc im dalej w las, tym będzie gorzej. No i Reca zawsze może się rozsypać.
Dziś byłego zawodnika Wisły Płock zabrakło nawet na ławce rezerwowych, więc selekcjoner miał dwie opcje – postawić na Pietrzaka, który od momentu debiutu w kadrze wyglądał słabo, lub kombinować. Wybrał bramkę numer dwa i zdecydował się na Artura Jędrzejczyka, choć mówiło się, że według jego trenerskiej filozofii lewy obrońca – co niby oczywiste – powinien korzystać głównie z lewej nogi. Tym samym zawodnik Legii powoli wyrasta nam na drugiego Wawrzyniaka – jak trwoga, to do niego.
Jędrzejczyk w kadrze zagrał po raz pierwszy od ostatniego meczu mundialu. Na tej pozycji (lewej obronie w systemie z czwórką defensorów) po raz pierwszy od pamiętnego blamażu w spotkaniu z Danią na początku września 2017. Jaki był to powrót? Ano taki, że na przyszłość patrzymy z takim entuzjazmem, jakby czekała nas kolonoskopia.
Naprawdę doceniamy metamorfozę, którą przeszedł w tym sezonie Jędrzejczyk. Dość szybko przebył drogę od gracza, dla którego wysoka forma jest tylko wspomnieniem, przez co stale wypominano mu wysokie zarobki, do jednego z najlepszych obrońców w lidze. Ciężko zapracował na powrót do kadry. Sęk w tym, że udane występy notował na prawej stronie i ostatnio w środku defensywy, a nie na lewej flance. I w dodatku mając naprzeciwko siebie Mateusza Cholewiaka i Fabiana Piaseckiego, a nie Bernardo Silvę z Manchesteru City i Joao Cancelo z Juventusu.
Czyli wypada nam w tym momencie troszeczkę wziąć Jędzę w obronę – Brzęczek wsadził go dziś na minę. Tym większą, że Rafał Kurzawa, z którym piłkarz Legii powinien współpracować, mógł biegać po boisku w popularnej koszulce z napisem “pierdolę, nie robię”. Pomocnik Amiens wyglądał w grze defensywnej dramatycznie.
Ale na tym kończą się okoliczności łagodzące, bo pamiętamy Jędrzejczyka bardziej skoncentrowanego i bardziej nieustępliwego. Dziś wyglądało to po prostu źle. Początek był jeszcze w miarę przyzwoity, ale przypomnijmy sobie, że cała drużyna wyglądała wtedy nieźle i starała się utrzymywać przy piłce jak najdalej od bramki Fabiańskiego. Później było coraz gorzej. Do pewnego momentu notowaliśmy sobie te wszystkie sytuacje, w których Portugalczycy stwarzali zagrożenie po akcjach z naszej lewej strony, ale daliśmy sobie spokój jeszcze przed końcem przed pierwszej połowy. Z czasem chcieliśmy rzucić ręcznik.
O grze do przodu lewego obrońcy nawet nie ma co gadać, bo jej w zasadzie nie było.
Tym samym znalezienie lewego defensora, który ugruntuje swoją pozycję i zapewni nam względny spokój, ląduje na czołowej pozycji na liście wyzwań stojących przed Brzęczkiem. Nawałka – również dysponując lichym materiałem – potrafił sprawić, że jakoś to wyglądało. I tylko na to liczymy, bo – nawiązując do wstępu – naiwni nie jesteśmy.
Fot. FotoPyK