„He just can’t stop scoring”, jak to śpiewają Anglicy. Dzień jak co dzień. Kolejny mecz, kolejny gol Krzysztofa Piątka, tym razem w meczu z Parmą. Czyli beniaminkiem, który jednak nie miał problemów, by pokonać Genoę. Ale nie ukrywajmy – gdyby Piątek co tydzień mierzył się z defensywą, którą ma u siebie w zespole, bylibyśmy spokojni o koronę króla strzelców dla polskiego napastnika.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że Parma – przede wszystkim w ostatnich spotkaniach – jak mało kto potrafiła zaryglować dostęp do własnej bramki i dobrze się przy tym bawić, osiągając korzystne wyniki. No bo spójrzmy – 1:0 z Interem, 2:0 z Cagliari, 1:0 z Empoli. W międzyczasie weryfikacja od Napoli (0:3, dwa trafienia Arka Milika), ale generalnie w defensywie wyglądali solidnie.
Przeciwko Piątkowi wytrzymała jednak całe sześć minut. Pierwszy kontakt z piłką polskiego napastnika, 13 (słownie: trzynasty!) gol dla Genoi. Nabiegnięcie na posłaną z lewej strony wrzutkę, pewne wykończenie strzałem głową. I – tradycyjnie – wysyp pochwał, wysyp porównań, generalnie wysyp wszystkiego co dobre.
Ale nic dziwnego. Licząc od sezonu 2002/03, Piątek jest pierwszym piłkarzem, który strzelał w każdym z pierwszych siedmiu spotkań Serie A. Tak jak wówczas, 16 lat temu, Christian Vieri. Rekord należy do Gabriela Batistuty, który w 1994 roku popisał się trafieniami w jedenastu kolejnych spotkaniach.
Czy Piątka na to stać? Wiadomo, granica jego możliwości przesuwa się z meczu na mecz, ale po przerwie reprezentacyjnej czeka go ciekawa weryfikacja. Spójrzmy na terminarz Genoi, biorąc pod uwagę mecze z najbardziej wymagającymi rywalami.
20.10. – Juventus,
31.10. – Milan,
3.11. – Inter,
10.11. – Napoli,
16.12. – Roma.
Będzie co oglądać, jednak nie wróżymy Genoi sukcesów. Jasne, Piątek robi co może, ale w defensywie ma partnerów, którzy – delikatnie mówiąc – nie są zbyt pewni. Dziś kompromitowali się na każdym kroku. Zaczęło się do bramkarza, który – kilka minut po trafieniu Piątka – nie poradził sobie z wrzutką na czwarty metr, nie trafiając w piłkę. Skrzętnie skorzystał z tego Rigoni. Jak się później okazało – Andrei Radu po prostu dostosował się do poziomu swoich partnerów.
Gol na 2:1 dla Parmy to zejście do środka Siligardiego, do którego nie doskakiwali rywale. Mocny strzał, bramkarz bez szans. 3:1? Mnóstwo miejsca na wrzutkę, krycie na radar w polu karnym, bezproblemowe wykończenie strzałem głową Ceravolo. Nie przesadzimy, jeśli napiszemy, że Piątek dwoił się i troił (strzał w słupek, asysta, po której jednak sędzia anulował gola), ale defensorzy zdecydowanie nie pomagali. Nic dziwnego, że to obecnie trzecia najgorsza defensywa ligi.
W drugiej połowie polski napastnik grał nieco głębiej, w pewnym momencie Genoa przejęła inicjatywę, ale nie przekładało się to na sytuacje i bramki. Nie wróżymy im sukcesów po przerwie reprezentacyjnej, ale oczywiście czekamy na najbliższe spotkania z niecierpliwością. Przede wszystkim po to, by przekonać się, gdzie znajduje się sufit możliwości Piątka.
Fot. Newspix.pl