Każdy w was brał pewnie kiedyś udział w imprezie, której długo wyczekiwał, by już na miejscu przeżyć duże rozczarowanie. W końcu z założenia zabawa miała być przednia, jednak gdy przyszło co do czego, to okazało się, że brakuje alkoholu, większość dziewczyn została w domu, a w dodatku upierdliwy sąsiad non stop wali w kaloryfer, domagając się ciszy. Mniej więcej taki przebieg miała 10. kolejka Ekstraklasy, której na pewno nie będziemy długo wspominać.
Na pochwały znów zasłużyli piłkarze Śląska Wrocław, którzy drugi tydzień z rzędu rozjechali swojego przeciwnika, ładując mu cztery bramki. Przed tygodniem u siebie zabawili się z Piastem, tym razem na wyjeździe, co traktujemy za jeszcze większy wyczyn, przeczołgali przez boisko piłkarzy Jagiellonii. Co prawda w pierwszej połowie wrocławianie wyglądali tak, że pożal się Boże, ale po przerwie zagrali po prostu koncertowo. Najlepszy w szeregach Śląska był oczywiście Marcin Robak, ale my docenimy cały zespół, który – choć Jaga nie miała nic przeciwko przyjmowaniu kolejnych ciosów – solidnie na to spektakularne zwycięstwo zapracował.
Bez wątpienia było w czym wybierać. Mieliśmy przecież występ artystyczny duetu Pietrzak&Lis (podwójny kanał po strzale Pućki), mieliśmy Bozicia, który zafundował nam festiwal dziwnych ruchów przy asyście Gytkjaera do Amarala, mieliśmy też nową definicję krycia autorstwa Igora Łasickiego, ale koniec końców postanowiliśmy przyznać nagrodę zbiorową, która wędruje do defensywy Lecha Poznań. Do teraz zachodzimy bowiem w głowę, jak w tej sytuacji lechici dopuścili do straty bramki.
Sześciu piłkarzy broniących, dwóch atakujących, a gol i tak padł. Ambasadorem formacji defensywnej Lecha wybieramy Rafała Janickiego, który chyba jeszcze nie zaliczył w tym sezonie udanego zagrania. Trudno więc się dziwić, że w ogólnym rozrachunku – obok ataku Cracovii i defensywy Zagłębia Sosnowiec – obrona „Kolejorza” jest obecnie najbardziej parodystyczną formacją całej ligi.
Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz wyróżniamy w tej kategorii Piotra Polczaka, który w 10. kolejce sprokurował już trzeci w tym sezonie rzut karny. Obrona Zagłębia Sosnowiec głównie za jego sprawą bardziej niż formację piłkarską przypomina kabaretową trupę niskich lotów i jesteśmy w stanie założyć się o duże pieniądze, że szybko się to nie zmieni. Skoro bowiem Polczak cały czas nie wyleciał ze składu, to chyba nie ma siły, która mogłaby skłonić Dariusza Dudka do odesłania go na ławkę. A najlepiej jeszcze dalej.
Bardzo dobre zawody w Krakowie rozegrał Matthias Hamrol, który w meczu z Wisłą kilka razy ratował Koronie skórę, ale trochę bardziej zaimponował nam jednak Joao Amaral. Portugalczyk po kilku spotkaniach, w których śmiało można było przypisać mu status „zaginiony w akcji”, wreszcie się odnalazł, dzięki czemu Lech przerwał fatalną serię meczów bez zwycięstwa i na własnym stadionie pokonał Miedź. Miejmy tylko nadzieję, że Amaral podtrzyma dłużej dobrą dyspozycję, bo to piłkarz, na którego – gdy się nie wydurnia – po prostu przyjemnie się patrzy.
W Płocku niesamowicie wygłupił się Flavio Paixao, który odstawił konkurencję – co przecież w Ekstraklasie jest wyjątkowo trudne – o kilka długości. Nie dość, że skrzydłowy Lechii spartolił rzut karny (wyjątkowo naiwna próba dobitki po wcześniejszym strzale w słupek), to jeszcze bezczelnie cieszył się z gola, którego kilka minut później strzelił ręką. Na szczęście VAR wychwycił tę podłą próbę oszustwa, a my mamy nadzieję, że piłkarzowi Lechii jest choć trochę wstyd.
Młodzież w tej kolejce specjalnie nie zaimponowała, ale niektórzy mimo wszystko mieli przebłyski. Całkiem przyzwoicie wypadł chociażby Bartłomiej Żynel z Wisły Płock, a o takim Sebastianie Walukiewiczu z z Pogoni Szczecin śmiało można powiedzieć, że rozegrał co najmniej dobre zawody. Nagroda trafia więc do zawodnika „Portowców”, który coraz mocniej pracuje na zagraniczny transfer.
Mniej więcej takie oczy zrobiliśmy na widok bramki, którą w sobotę zapakował Radek Majewski.
Jeśli ktoś przegapił, niech nadrabia jak najszybciej – KLIK
Nawiązując do słów znanej piosenki – Dariusz Mioduski smutną ma twarz. Piłkarze Legii w sumie też.
#LEGARK ⚽ pic.twitter.com/g8FjD1rTk5
— Maćko Maćkowiak (@Macko_75A) 28 września 2018
„Przepisy gry w piłkę nożną” w formie książkowej dla Flavio. Mógłby się wreszcie czegoś nauczyć.
– Po karach Ondraška i Dytiatjewa widać, że są równi i równiejsi. To także rola panów dziennikarzy, ale trudno się wam przebić, bo wiadomo, że wśród was jest więcej kibiców Wisły – stwierdził Michał Probierz jeszcze przed rozpoczęciem kolejki. Chyba nikt do tej pory nie zapewnił sobie wygranej tak szybko.