Jóźwiak o Lewczuku i Piechu: dysonans poznawczy nie pomaga ocenie…

redakcja

Autor:redakcja

19 czerwca 2014, 09:43 • 6 min czytania

Legia się wzmacnia. To znaczy – tę frazę, w naszych warunkach, można rozumieć na wiele sposobów. Począwszy od tego, że nie powiela pomysłów mistrzów Polski z poprzednich lat, czyli nie zachowuje się, jak sieciówki po sezonie, na zasadzie pakietowej: „bierzesz dwóch, trzeci gratis”. Brak osłabień przed eliminacjami do Ligi Mistrzów to na pewno plus. Tego tłumaczyć nie trzeba. Natomiast jeśli bliżej przyglądam się wzmocnieniom, w mojej głowie zachodzi coś, co mądrzy ludzie określiliby mianem dysonansu poznawczego, a ci na bakier z psychologią – po prostu chaosem w głowie, wywołanym porozrzucanymi wycinkami z pamięci. Tak czy inaczej: to jest coś, przez co nie potrafię obiektywnie ocenić nowych zakupów.

Piech oraz Lewczuk. Lewczuk oraz Piech. 

Każdy z nas pamięta różne mecze. Najczęściej =te, które zapadły mu w pamięć z jakiejś konkretnej przyczyny. I ja też tak mam, choć dziś – prawie osiem lat później – sam już nie wiem, na ile ten obraz jest zgodny z prawdą, a na ile, poprzez to częste przywoływanie, niechcący go sobie wyidealizowałem. Czasami wydaje mi się, że zwyczajnie przesadzam, zaś kiedy indziej, że miałem szczęście, akurat wtedy zamiast do szkoły, wybierając się do Pruszkowa. Zwłaszcza że skusiłem się z dość błahego powodu. Otóż trzecioligowy Znicz wylosował w Pucharze Polski drużynę z czołówki Ekstraklasy, Groclin Dyskobolię Grodzisk Wielkopolski. 

Pamiętacie ich jeszcze? Jesień 2006 roku. Piłkarze Drzymały właśnie zaczynali drogę po drugi w historii klubu Puchar Polski. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie przypominam sobie na kameralnym obiekcie Znicza takiego ścisku, w sumie cztery tysiące ludzi. Nie byłem jedynym, którego przywiało z Warszawy. Wśród miejscowych – wszyscy wyłącznie o Radku. Radek to, Radek tamto. Nasz Radek. Radek Majewski, ich ulubieniec. Ostatecznie gospodarze, mimo że naprawdę walczyli jak dzicy, przegrali po bramce w doliczonym czasie, którą zdobył „knyp” – jak na niego wołali – Nowacki. 

***

I moje przebłyski.

– Majewski zagrał świetnie, rzadko to widok, by trzecioligowiec bawił się z Piotrem Świerczewskim, który – jeśli się nie mylę – za faul na nim dostał kartkę. Po tym występie minął miesiąc, jak Radek podpisywał kontrakt z Groclinem.
– Lewczuk wygrał absolutnie wszystkie głowy. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego zwróciłem uwagę akurat na niego, w każdym razie na pewno nie dlatego, że był wirtuozem.
– Dokładnie przyglądałem się również Osolińskiemu, wówczas 18-latkowi, który miał być lepszą wersją Majewskiego. To samo zresztą kilka miesięcy później będą mówić o Grzeszczyku.

***

W tamtym spotkaniu młody, zdolny trener Andrzej Blacha (kim on miał nie być!) wystawił w ataku takiego chudego gościa, co niedawno przywiało go z Legii. Nazywał się Robert Lewandowski, jednak – trochę mi głupio – nawet nie zauważyłem, że gra. Kojarzyłem nazwisko, gdzieś mi dzwoniło, tylko nie do końca wiedziałem, w którym kościele. To były jego początki, które w żadnym stopniu nie zapowiadały, że będzie aż tak dobrze. Ba, ciągle narzekano, że leczy się Chałas, w tamtym momencie człowiek-szklanka, lecz jednocześnie najzdolniejszy – według obiegowej opinii – napastnik Znicza. A po Paluchowskim, pewnie i całego Mazowsza…

Dobra, wybaczcie tę dygresję. Lewczuk. Wczoraj usłyszałem, że do Legii został sprowadzony głównie pod kątem środka obrony, mimo że poprzedni sezon, najlepszy w dotychczasowej karierze 29-latka, tak jak i kilka poprzednich, spędził na prawej flance. Bo Igor to siła, wytrzymałość oraz przyzwoite dośrodkowanie. Halo, zaraz, a kiedy on niby regularnie był ustawiany na stoperze? W Pruszkowie właśnie. Przy okazji rozmowy z Kibu o klęsce Hiszpanów na mundialu, zapytałem go o nowego legionistę. Poprawnie wymienił wszystkie poprzednie kluby, po czym cofnął się aż do Pruszkowa. – Zaraz, zaraz, pamiętam. Dziwne, że biorą zawodnika do środka, jeśli on tak dawno tam nie grał. Skąd wiedzą, że sobie poradzi? – zachodził w głowę Hiszpan.

Trzyletni kontrakt dla prawie 30-latka. Jasne, Brzyski też nie należy do nastolatków, a przyjął się na Łazienkowskiej, po trudnym pierwszym półroczu, bardzo fajnie. Tyle że tym Brzyskim nie można sobie wycierać ust przy każdym transferze kogoś, na kim klub już raczej nie zarobi. Brzyski jest jeden, nie dziesięciu. I kolejna rzecz, która odrobinę mnie niepokoi: pytając o Lewczuka ludzi, którzy go znają, słyszę, że to świetny chłopak. Proszę o doprecyzowanie: świetny, ale konkretnie, w czym jest przynajmniej dobry?MIŁY jest. Gość do rany przyłóż. Błyskotliwy, dowcipny, inteligentny.

Lewczuk, wiążąc się z mistrzem Polski na tak długi czas, w tym wieku, złapał pana Boga za nogi. Chciałbym się mylić, jednak dzięki tym trzem wyżej wymienionym cechom, bardziej rozpatruję go w kontekście wzmocnienia szatni niż wyjściowej jedenastki. Atmosfera w drużynie to nie jest ważna? – ktoś może zapytać. Tu nie ma dobrej odpowiedzi. Fajniej pracuje się w miejscu, gdzie większość się lubi lub chociaż toleruje, lecz polscy dziennikarze – według mnie – zdecydowanie demonizują znaczenie tej mitycznej „szatni”. A jeśli chcieli wziąć kogoś śmiesznego, jakiegoś Stańczyka dzisiejszych czasów, to czemu nie Dańca, Drozdę czy Trybsona? Boki zrywać…

***

Piech. Z nim mam dwa wspomnienia. Pierwsze z serii: przypadkowa opowieść kolegi. Drugie bardziej piłkarskie. No to od początku, czas start. Wpadłem kiedyś, ładnych parę lat temu na kumpla, a że gra w piłke, kurtuazyjnie zapytałem, jak idzie. I słyszę, że sponsor konkretny, że klub na tle ligowych rywali zarządzany perfekcyjnie, że kasa się zgadza i w ogóle nie ma na co narzekać. Nie pamiętam już dokładnie okoliczności, ale nagle wpadło mi w ucho zdanie: „Taki gościu jest z przodu, co wyszedł z więzienia jakiś czas temu, cholernie szybki, do Widzewa będzie szedł”. Ostatecznie w Łodzi go odpalono, trafił do Ruchu, a resztę każdy średnio zorientowany kibic dopowie sobie sam.

Zakładam, że zapamiętałem ten fragment ze względu na słowo „więzienie”. Nie żebym szczególnie pasjonował się sensacjami, lecz to przecież w futbolu rzecz niecodzienna, dlatego zostało w głowie. Dopiero po pierwszych golach w Chorzowie skumałem, że chodzi o gościa, o którym wspominał znajomy.

Drugi flashback. Nie jestem przekonany, który to był rok, lecz wiem, że 20 kwietnia. Urodziny mojej dziewczyny, z których urwałem się po angielsku, szybko do auta i jazda, na Legię. Do meczu z Ruchem ledwie kilkadziesiąt minut, a od Sobieskiego (hotelu), korek. Maska w maskę, lusterko w lusterko. Momentami jadę pod prąd, by ostatecznie porzucić środek transportu przy KFC na wysokości Marszałkowskiej i stamtąd, szybkim truchtem – dobrze, że z górki – prosto na stadion. Kilka minut spóźnienia, dwa szybkie gole legionistów. „Nasza Legia najlepiej rucha Rucha” – niesie się po stadionie, a mnie wydaje się, że oglądam kolejny mecz bez historii. 

I wtedy Piech zrobił coś, w związku z czym zawsze mam kłopot z realną oceną jego możliwości, choć wprawdzie lepszym określeniem byłaby kwestia przydatności. hattrick, przy wydatnej pomocy Komorowskiego i Antolovicia. Dosłownie wydymał tych, którzy jeszcze chwilę wcześniej śpiewali. 

Czyli co, na kontrę i warunki Ekstraklasy – wydaje się być idealny. Pytanie brzmi: jak często Legia zamierza grać z kontry? W Europie? Ale ten pan na większe granie jest za krótki, udowodnił to w Sivassporze. 

***

Łatwo, naprawdę łatwo przyszło mi odnalezienie zasadności sprowadzenia Ronana, Budziłka i Szwocha. Coś tam pograją, a teraz był najlepszy „ekonomicznie” czas, aby po nich sięgnąć. Całkowicie logiczne. Natomiast co do Lewczuka oraz Piecha – nie umiem ocenić, naprawdę. Potrafię sobie wyobrazić, że obaj nie obniżają poziomu, a przy natłoku jesiennych meczów wydłużają kadrę zespołu. Próbując na chwilę pozbyć się mętliku w głowie, splotu wspomnień, myślę, że ja bym nie zaryzykował. Nie wziąłbym ich. 

Pochwała przeciętności kojarzy mi się z transferem Ostrowskiego, mam przekonanie, że podobnie będzie z tą dwójką. Wspomniany dysonans poznawczy. No, tyle że każdy zawiesił ten próg, powyżej którego po zaprezentowaniu nowego piłkarza robi „wow”, na innej wysokości. A może lepiej wziąć Lewczuka i Piecha w ramach oszczędności, byle priorytetowo utrzymać zespół z rundy wiosennej?

PIOTR JÓŹWIAK

Jóźwiak o Lewczuku i Piechu: dysonans poznawczy nie pomaga ocenie…
Reklama

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
0
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama