Radosław Majewski to postać niepodrabialna. Gdyby nie istniał, to trzeba byłoby go wymyślić. Król anegdotek, wiecznie uśmiechnięty kawalarz, gwiazda mikrofonu i kamery. Ale w Pogoni zatrudniono go po to, by dobrze grał w piłkę. I Majewski po fatalnym początku sezonu wreszcie wskoczył na właściwie tory – w czterech ostatnich meczach ligowych strzelił trzy gole.
W pewnym momencie mieliśmy już Radka dość. Fajnie, że szkiełko kamery go lubi, że uśmiechniemy się podczas wywiadu z nim. Ale gdybyśmy chcieli się pośmiać z dobrych żartów, to poszlibyśmy na występ Abelarda Gizy albo odpalilibyśmy sobie komedię z Leslie Nielsenem. A Ekstraklasę oglądamy po to, by obejrzeć dobrą piłkę czasami obejrzeć niezłe zagranie. A Majewski w pierwszych pięciu kolejkach odstawiał kabaret i to taki na poziomie kabaretu Koń Polski. Czyli mierny.
Przed meczem z Lechią pisaliśmy o nim tak:
W Szczecinie zalicza właśnie oszałamiającą średnią ocen 2,6. Oczywiście złośliwi mogą powiedzieć, że się uparliśmy i wystawiamy mu tak niskie noty, ale każdy, kto ogląda Pogoń w tym sezonie wie, że Majewski gra po prostu kompletną kaszanę. Znów oddaje te nieprzygotowane strzały z dystansu, znów zakręca się w tych swoich kółeczkach na połowie rywala, a teraz nawet nie kreuje sytuacji strzeleckich. Na początku sezonu jest kompletnie nieprzydatny swojej drużynie, a czasami wręcz przeszkadza.
Po prostu nie dało się go oglądać. Cała Pogoń grała katastrofalnie, ale Majewski na tle tej szarzyzny wybijał się swoją słabą postawą. Przed oczami nadal mamy te spektakularne występy z Zagłębiem Sosnowiec czy z Miedzią Legnica… Brrr. Aż przechodzą ciarki od tego wybitnego kaleczenia piłki.
Wtedy przebąkiwaliśmy, że może klątwa Weszło zadziała i skoro ochrzaniliśmy “Maję”, to wkrótce zacznie grać na miarę swojego pobytu w Anglii czy pierwszego sezonu w Lechu (double&double goli i asyst). No i co? No i klątwa zadziałała. Pogoń przestaje fałszować, a Majewski wyrasta na jej głównego dyrygenta.
Z Górnikiem Zabrze strzelił gola na wagę punktu.
W starciu z Koroną Kielce otworzył wynik spotkania i miał też najwięcej kluczowych podań spośród wszystkich piłkarzy.
W meczu z Wisłą Kraków był bardzo aktywny, oddał aż sześć strzałów, ale błyszczeli koledzy i Pogoń wygrała 2:1.
Podczas spotkania z Zagłębiem Lubin był najlepszym piłkarzem na boisku i popisał się cudowną bramką na 2:0.
Majewski przeszedł odmianę jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najlepiej pokazują to nasze oceny. Zły Majewski w pierwszych pięciu kolejkach: 3, 4, 2, 2, 2. Następnie Runjaić wysłał go na ławkę w meczu z Lechią, a potem było już tak: 5, 6, 5, 7.
Jesteśmy dalecy od stwierdzenia, że lepsze wyniki Pogoni przyszły dzięki zwyżce formy Majewskiego. Nieźle wyglądają przecież Drygas, Walukiewicz czy Nunes. Niemniej Portowcom potrzebny jest “Maja”, który zamiast wadzić, pomaga zespołowi. Mecz w Lubinie mocno podkreślił jego wagę dla zespołu – to przez jego nogi przechodziła większość akcji, to on pokazywał się do piłki, gdy Drygas czy Podstawski wychodzili z nią z własnej połowy. No i to wreszcie on przylutował z dystansu tak, że Hładun mógł odpuścić sobie interwencję, podbiec do strzelca i pogratulować mu strzału.
Fajnie, Radku, że wróciłeś do świata żywych.
fot. NewsPix.pl