Szczerze mówiąc, nie liczyliśmy na fajerwerki w tym meczu. Ba, spodziewaliśmy się raczej męczenia buły przez 90 minut. Tymczasem ekipy Chrobrego Głogów i Stomilu Olsztyn rozegrały – jak na realia pierwszoligowe – naprawdę niezłe spotkanie. Zwłaszcza przyjezdni z Olsztyna grali dziś w piłkę, co niestety nie przełożyło się na wynik.
Obie ekipy w środku tygodnia wygrały swoje spotkania w Pucharze Polski, ale tylko jedna z nich nie okupiła tego zmęczeniem kluczowych zawodników.
– Zwróciliśmy uwagę na regenerację, a także na pracę, bo żadna z drużyn pierwszoligowych nie ma takiego kalendarza jak my, czyli siedem spotkań z rzędu co trzy dni. Puchar Polski był dla nas ważny i decyzje podjęliśmy adekwatne do sytuacji. Część zawodników mogła zrobić minuty na boisku i się pokazać. Mogliśmy sobie udowodnić, że są zawodnicy, którzy czekają w kolejności i mogą zastąpić innych. Ten mecz spowodował, że niektórzy wywalczyli sobie miejsce w osiemnastce meczowej – powiedział przed meczem trener Stomilu, Kamil Kiereś.
Grzegorz Niciński również rotował składem w Pucharze Polski, ale nie w takim samym stopniu jak szkoleniowiec Stomilu. I trzeba powiedzieć, że efekty tego było widać w dzisiejszym spotkaniu. To piłkarze z Olsztyna przeważali przez większą część meczu. Jednak nie oni, a Chrobry bardzo szybko otworzył wynik tego starcia. Piłkę w bramce po strzale głową umieścił Michał Michalec. Obrońca gospodarzy wykorzystał w tej sytuacji fatalne ustawienie piłkarzy Stomilu, którzy najwidoczniej zapomnieli, że przy rzutach rożnych wypadałoby choćby udawać, że pilnuje się przeciwników.
Podopieczni Kieresia mogli błyskawicznie odpowiedzieć, ale nie potrafili wykorzystać doskonałych dośrodkowań Piotra Głowackiego. Zwłaszcza Michał Góral powinien lepiej się zachować, gdy uderzał głową z bardzo bliska. Chwilę później Miłosz Trojak oddał podobny, czyli niecelny strzał… Generalnie oglądaliśmy naprawdę dobre akcje przyjezdnych, ale zawsze czegoś im brakowało. Czasami precyzji przy uderzeniach z dystansu, bo piłkę obok bramki posłał m.in. Głowacki. Innym razem szwankowało przyjęcie u Górala w polu karnym, gdy kolega podał mu prostopadłą piłkę.
Gospodarze szybko strzelili bramkę, a później skupili się na obronie. Na swoje szczęście mieli w składzie Michalca, który nie tylko strzelił, ale także zaliczył mnóstwo świetnych interwencji w obronie. Defensorowi Chrobrego żarło dziś wszystko, bo raz interweniował ręką w polu karnym, ale arbiter tego nie dostrzegł. Gdyby był VAR, to zapewne skończyłoby się rzutem karnym.
Rzecz jasna szkoda nam trochę Stomilu, bo był zdecydowanie lepszy, a pomimo tego nie ugrał choćby jednego punktu. Chrobremu trzeba jednak oddać, że był do bólu skuteczny. Właściwie przez większą część meczu tylko się bronił, a na grę z kontry zdecydował się dopiero w ostatnim kwadransie meczu. Efekty przyszły jednak bardzo szybko, bo Machaj doskonale zagrał na lewą flankę do Napołowa, który momentalnie dośrodkował do Kowalczyka, by ten strzałem głową skierował piłkę do siatki. Tym samym ukraiński pomocnik zanotował drugą asystę w tym spotkaniu, a jego drużyna postawiła kropkę nad “i”. Co ciekawe, 22-latek mógł do domu wrócić jeszcze bardziej zadowolony, ale jego uderzenie zatrzymało się na poprzeczce bramki strzeżonej przez Skibę.
Co prawda Stomil jest tylko jedno oczko nad strefą spadkową, ale do ogłoszenia alarmu jest jeszcze daleko. Przede wszystkim dlatego, że podopieczni Kieresia naprawdę dobrze grają w piłkę. Warto również pamiętać o tym, że w tym sezonie tylko raz zagrali na własnym stadionie. Wyniki zapewne jeszcze przyjdą.
Chrobry Głogów – Stomil Olsztyn 2:0 (1:0)
1:0 Michał Michalec 7′
2:0 Damian Kowalczyk 85′
Fot. NewsPix