Adrian Mierzejewski podpisał trzyletni kontrakt z Al Nassr, mistrzem i zdobywcą pucharu Arabii Saudyjskiej. Przynajmniej taką informację wypuściły właśnie władze saudyjskiego klubu.
Wieść brzmi lekko sensacyjnie, ale w gruncie rzeczy oznacza tylko dwie dość oczywiste sprawy. Po pierwsze – Mierzejewski idąc do „Arabów, nie Arabów”, jakby to powiedział Franiu Smuda, szybkim ruchem wypisuje się ze świata względnie poważnej piłki. Trudno przesądzać, że definitywnie. Teoretycznie, parę lat kariery przed nim, ale na dziś takie są właśnie fakty. Po drugie, naszym zdaniem, dość wyraźnie wypisuje się też z walki o miejsce w kadrze Nawałki, któremu w ostatnich miesiącach i tak było z „Mierzejem” nie po drodze.
Oczywiście nie wątpimy, że Jarosław Tkocz, a może i sam selekcjoner chętnie wybraliby się na przeszpiegi do Rijadu, ale powiedzmy sobie szczerze – Mierzejewski właśnie wytransferował się do zupełnie niepoważnej ligi, w której można robić wiele rzeczy, ale nie grać w piłkę z myślą o tym, że opiekun drużyny narodowej będzie na poważnie brał te występy pod uwagę.
Al-Enezi, Hawsawi, Hussein, Al-Ghamdi, Khames, Noor, jeszcze drugie tyle równie potężnych nazwisk… Klub niby z krainy kojarzonej z wielkim dobrobytem, ale piłkarsko – sami amatorzy. Plus Brazylijczyk Elton, z którym – no cóż – z czasów Legii przypomina nam się sporo historyjek, ale w pierwszej kolejności na pewno nie te dotyczące grania w piłkę.
Ł»eby było jasne: dalecy jesteśmy od tego, by „Mierzeja” krytykować. Nie, bynajmniej. Nie ma sensu tego robić, kiedy w grę wchodzi długi kontrakt i z pewnością bardzo dobre warunki finansowe. To jest zawsze wybór zawodnika. Jego priorytety, jego sprawa. Chciał grać w piłkę to grał w Trabzonsporze. Chce zarabiać i ustawiać kolejne pokolenia swej rodziny, to niech robi to nawet u facetów w turbanach. Ktoś powie, że się sprzedał? Oj, niejeden chciałby się tak sprzedać, zamieniając pracę gorzej płatną na tę płatną lepiej. I w dodatku pewnie lżejszą. Podkreślamy – jego prawo.
Tyle że taki wybór to zawsze jest „coś” za „coś”.
Fot. FotoPyK