Strzał w dychę, czyli najlepsi w sezonie 2013/14. Pomocnicy

redakcja

Autor:redakcja

08 czerwca 2014, 17:51 • 10 min czytania

Od razu na wstępie musimy zaznaczyć – to był cholernie ciężki wybór. Poczuliśmy się przez chwilę jak Luiz Felipe Scolari albo inny Vicente del Bosque. Już wyjaśniamy dlaczego. Podobnie jak ci selekcjonerzy, którzy przed chwilą powoływali kadry na mundial, dysponowaliśmy ściśle określonym limitem miejsc w autokarze, a potencjalnych pasażerów, którzy spełniali wszystkie wymagania, by wsiąść na pokład, było prawie dwa razy więcej. Sporo musieliśmy się nagimnastykować, ażeby nasz wybór był jak najbardziej optymalny. Parafrazując Romka Kołtonia: Ekstraklasa pomocnikami stoi.
Ostatecznie – po długich dyskusjach i okopaniu się poszczególnych frakcji na swoich pozycjach – doszliśmy do konsensusu. Możecie się z jego rezultatami nie zgadzać, nie będzie w takiej postawie nic niewłaściwego. Drogowskazem były noty, które wystawialiśmy kolejka po kolejce, ale nie decydowały one o wszystkim. Problemem było również to, że „pomocnik” to dość pojemne pojęcie. Skrzydłowi, rozgrywający, typowe szóstki. Nie było łatwo zestawić ich w jednym rankingu.

Strzał w dychę, czyli najlepsi w sezonie 2013/14. Pomocnicy
Reklama

Najbardziej żałujemy, że w dziesiątce zbrakło miejsca dla Kaspera Hamalainena, ale cóż zrobić, ktoś musiał odpaść. Padło na Fina, który zaliczył bardzo słaby początek sezonu. Szczerze mówiąc, jeszcze pięć minut przed publikacją zastanawialiśmy się, jak wcisnąć Hamalainena do rankingu, ale nie udało się. Tak jak napisaliśmy, zadecydował początek sezonu. W pierwszych piętnastu kolejkach tylko dwa razy zagrał na szóstkę, a za pozostałe mecze dostawał od nas noty poniżej piątki (z jedynkami i dwójkami włącznie). Piętnaście spotkań – jakby nie patrzeć – cała runda. Zjedzcie nas w komentarzach, ale nic na to nie poradzimy. Na listę rezerwową trafili również m.in. Ivica Vrdoljak, Prejuce Nakoulma, فukasz Garguła, Herold Goulon i Szymon Pawłowski. Bardzo mocna grupa piłkarzy, ale o długość buta przegrali oni z laureatami. Dobra, nie ma co przedłużać. Tak wygląda dziesiątka najlepszych pomocników Ekstraklasy sezonu 2013/14 w ocenie Weszło.

10. Filip Starzyński

Reklama

Trochę naigrywaliśmy się momentami ze Starzyńskiego i z nazywania go „chorzowskim Figo”, ale z ręką na sercu musimy przyznać, że w tym sezonie dawał radę. Na pewno nie na miarę słynnego Portugalczyka – porównanie dalej brzmi absurdalnie – ale pomocnik Ruchu cały czas się rozwija. Był liderem i w zasadzie jedyną większą gwiazdą trzeciej drużyny Ekstraklasy. Sezon wcześniej prezentował się również całkiem nieźle, lecz liczby miał beznadziejne. Tym razem wszystko zagrało tak jak należy, jego boiskowa postawa miała odzwierciedlenie w liczbie goli, asyst i kluczowych podań (kolejno: 10-8-5).

Idealnie wpasował się wizję drużyny Jana Kociana. Ma dużo swobody na boisku, nie raz i nie dwa potrafi niesztampowym zagraniem pokolorować szarą rzeczywistość Ruchu Chorzów. Bardzo dobra technika użytkowa, świetnie bije stałe fragmenty gry. Cały czas niedoszły reprezentant Polski, bo choć najeździł się z Nawałką po świecie, to szansy debiutu nie dostał. Uważamy, że to trochę dziwne, ale mniejsza z tym. Będą mieli za czym tęsknić w Chorzowie, jeśli zdecyduje się na wyjazd.

9. Michał Masłowski

Każdy kto oglądał Zawiszę w I lidze, musiał przeczuwać, co wisi w powietrzu. Piłkarzy, którym ten okrągły przedmiot przy nodze nie sprawia problemu, nie ma tym poziomie zbyt wielu, więc Masłowski siłą rzeczy wyróżniał się na ich tle. Pretendent do miana artysty wsadzony pośród rzemieślników. Ale że aż tak szybko się to wszystko potoczy? Jeszcze dwa lata temu nie był nawet pewniakiem w składzie Zawiszy (częściej grywali chociażby Błąd, Ekwueme czy Zawistowski), a dziś – gwiazda ligi, zainteresowanie czołowych klubów i reprezentacyjny dresik. Od pucybuta do milionera, wersja piłkarska.

Bez dwóch zdań, Masłowski jest wyrzutem sumienia skautingu klubów Ekstraklasy.

Radosław Osuch w swoim stylu mówi o nim, że ma umiejętności trzy razy ponad ligę i w każdym klubie byłby najlepszy. Potem rzuca kwotę 10 milionów, oczywiście żartuje, ale z Masłowskim rzeczywiście trafił w dziesiątkę. Początek sezonu miał średniawy, brakowało mu tego luzu z pierwszoligowych klepisk. Szczerze mówiąc, niewiele zabrakło, a zakwalifikowalibyśmy go do kategorii piłkarzy, którzy bez problemu radzą sobie z ogórkami, ale w lepszym towarzystwie tracą rezon. Później powrót na normalny dla niego poziom i w końcu mecz z Piastem. Gdyby nie znęcanie się Robaka nad Lechem, najlepszy indywidualny występ sezonu.

8. Michał Ł»yro

Temu to dopiero dostało się od wszystkich po głowie. Szydera, żarty, podśmiechujki, wysyłanie do Ł»yrardowa. Jakiś śmieszek założył nawet profil na Facebooku o tym, że gra lepiej od Michała i w krótkim czasie zebrał prawie dwa tysiące polubień. Piłkarz niby się od tego wszystkiego odcinał, ale – umówmy się – znacie dwudziestolatka, po którym spływałaby taka fala – bardziej lub mniej wyszukanej – krytyki? Raczej nie.

Odpowiedział najlepiej jak tylko mógł, a więc na boisku. Z formą trafił na kluczowy moment sezonu. Spotkaliśmy się ostatnio z opinią, że resztki emocji w Ekstraklasie zabił właśnie Ł»yro. Ciężko się nie zgodzić, bo kto wie, jak wyglądałaby Legia w najważniejszych meczach grupy mistrzowskiej pozbawiona młodziana na skrzydle. Już raz podsumowaliśmy Ł»yrę, ale przypominanie takich danych jest dla nas przyjemnością: 21 lat, świetne warunki fizyczne, niezłe stałe fragmenty, CV z występami w reprezentacjach młodzieżowych i grą w Ekstraklasie od czterech sezonów, niezła technika. Z głową też jest chyba w porządku. Ma wszystko, żeby wyjechać i pograć za granicą.

7. Semir Stilić

Z jednej strony to cholernie smutne, że facet, który w trochę poważniejszym futbolowym towarzystwie wyglądał przeciętnie, w Ekstraklasie jest prawdopodobnie najbardziej elegancko grającym piłkarzem, ale cóż zrobić, zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić. Choć ocenialiśmy go tylko szesnaście razy, nie mieliśmy wątpliwości, że miejsce w elicie mu się należy. Za piękne bramki, za świetne podania oraz za podejmowanie rzadkich w tej lidze decyzji, które najczęściej nie oznaczają wyboru najłatwiejszego rozwiązania. Przez dużą część rundy nie miał za bardzo z kim w tej Wiśle pograć, zdarzały się przecież mecze, podczas których wszyscy „kumaci” – prócz niego – pauzowali ze względu na kontuzje, a on nie załamywał rąk i robił swoje.

Na mundial się nie załapał (nie grał w eliminacjach, dobrą formę pokazał jedynie w kilkunastu meczach, więc to logiczne), ale jak tak dalej pójdzie, to może i Safet Susić rozważy danie Bośniakowi z Wisły szansy.

6. Takafumi Akahoshi

Końcówka sezonu – podobnie jak całej Pogoni – do bani, ale jeśli bierzemy pod uwagę całe rozgrywki, po prostu nie wypadało nam nie docenić Japończyka. Podobny zjazd zaliczył w zeszłym sezonie, więc powoli staje się to w jego przypadku regułą. Może trener Wdowczyk powinien spróbować ostrożniej szafować jego siłami? Prawdopodobnie przez te wahania formy, niemłody już szczeciński samuraj nigdy nie pogra w piłkę w miarę poważnym klubie europejskim. Tyle o negatywach. Jeśli przyjmiemy tezę, że każdego króla strzelców w dużej mierze kreuje ten, który gra zaraz za jego plecami, to Akahoshi wywiązał się ze swojej roli należycie. Niewątpliwie mocno przyczynił się do zdobycia korony przez Marcina Robaka, natrzaskał przy tym 12 asyst i wszyscy mogą być zadowoleni. Gdy jest w gazie, bawi się z przeciwnikami jak fryzjer z jego włosami, z tym że ze zdecydowanie lepszym skutkiem.

5. Radosław Sobolewski

Zaczniemy nietypowo, bo od…Szymona Drewniaka. Tak sobie pomyśleliśmy, że nie mogło go chyba spotkać na tym etapie kariery nic lepszego od gry ramię w ramię z „Sobolem”. Może i z niego coś jeszcze będzie. Niech się chłopak przygląda, robi notatki, dopytuje. Jednym słowem: uczy. Zdecydowanie ma od kogo.

Doktorat z przeglądu pola, habilitacja z odbioru piłki i profesura z bycia wojownikiem. Tak, właśnie tak. Przy wielkim szacunku dla umiejętności piłkarskich Sobolewskiego, to właśnie jego podejście do sportu jest tym, co go wyróżnia spośród ligowej szarzyzny. Jak tak się rozejrzymy po szatniach, to z coraz większym trudem dostrzegamy podobnych piłkarzy. Poza tym, siedem bramek w lidze. „Personal best” w wieku 37 lat. Wyczyn godny rankingu. Ostatnio „Sobol” przedłużył kontrakt w Zabrzu o kolejne dwa lata. Bardzo rzadka praktyka w przypadku tak zaawansowanego wieku piłkarza, ale skoro mówimy o Sobolewskim – ryzyko wtopy jest minimalne. Temat jego odejścia z Wisły wałkowaliśmy już niejednokrotnie, ale myślimy, że warto przypomnieć: pod Wawelem Stjepanović z Burdenskim.

4. Tomasz Jodłowiec

Należy do wąskiego grona regularnie grających ekstraklasowiczów, którym zaledwie raz wystawiliśmy notę niższą niż czwórka (za mecz z Lechią w 20. kolejce). To sporo mówi. Jodłowiec jest więcej niż solidny, a z naszych ust to bardzo duży komplement. Legia sprowadzała go do siebie w charakterze stopera, ale – dość przypadkowo – trafił do linii pomocy i wyrósł na kluczowego piłkarza. Przy takim Jodłowcu, Danielowi فukasikowi nie pozostaje nic innego, jak zapakować się w samochód i poszukać szczęścia w innych regionach kraju.

„Jodła” nie popełnia już głupich gaf, którymi raz po praz raczył nas, gdy grał jeszcze w tyłach, a z Ivicą Vrdoljakiem stworzył – niezależnie od formacji – jeden z lepszych duetów lidze. Opanował przestrzeń powietrzną nad Łazienkowską, wygrane pojedynki główkowe idą w dziesiątki, a jak jest potrzeba, to i zapędzi się do ofensywy, gdzie też potrafi siać spustoszenie. No dobra, może porusza się nieco koślawo, ale za to robi to z siłą Rudego 102.

3. Dani Quintana

Hiszpan jest jedynym piłkarzem w tym zestawieniu, który dostał się do niego grając w grupie spadkowej. Złośliwi twierdzą, że rozegrał w tym sezonie nie 35 spotkań, a zaledwie 19. Z reguły błyszczał na Podlasiu, lecz gdy ruszał w Polskę – eufemistycznie rzecz ujmując – nie szło mu aż tak dobrze. Pytamy o niego Hiszpanów z elbląskiego akademika: „Quintana jest u was gwiazdą? Powaga?” Szok i niedowierzanie. A potem przychodzi kolejka ligowa, obserwujemy jak ten grajek z Wysp Kanaryjskich poczyna sobie na boisku i nikt nie zadaje już żadnych pytań. Wszystko jasne, pozamiatane.

W ciągu sześciu sezonów (2007-13) Dani strzelił łącznie 16 bramek, a w ostatnim wystarczyło 37 kolejek, by nieomal podwoił swój dorobek. Do tego 8 asyst i 7 kluczowych podań. Jak na piłkarza, który rzekomo potrafi grać tylko i wyłącznie u siebie, całkiem niezły wynik. O ile potrafimy sobie wyobrazić, jak w innych zespołach zastąpić można kluczowych zawodników, o tyle w przypadku Jagiellonii nie mamy zielonego pojęcia. Jaga bez Quintany to jak Cafe Futbol bez Mateusza Borka. Niby wszystko wygląda podobnie, ale nie da się tego zbytnio oglądać.

2. Gergo Lovrencsics

Może i nie potrafi podczas rozgrzewki trafić piłką w ogromny stadionowy sektor, ale na boisku z celnością jest zdecydowanie lepiej. Wypatrzony przez Lecha gdzieś na węgierskiej prowincji sam stał się specjalistą od wypatrywania – głównie فukasza Teodorczyka w polu karnym. Kilka asyst mu zapewne przez „Teo” uciekło, ale mniejsza o to. W Gergo najbardziej podoba nam się ułańska fantazja i wcale nie mamy na myśli fryzury. Irytujące natomiast są jego wahania formy, nazwaliśmy go nawet kiedyś człowiekiem-sinusoidą, ale jak już przyśpieszy, to zdarza się nam zbierać szczęki z podłogi. Akcja i bramka w meczu z Górnikiem, dajmy na to. Tak w Ekstraklasie mógł zagrać tylko Węgier. Najlepszy „zewniak” w lidze. Do efektywności można się u niego czasem przyczepić, ale nie do efektowności. Plus sezonu, czyli nagroda dla najlepszego piłkarza sezonu według gustów kibiców, nie wziął się z niczego.

1. Miroslav Radović

O ile w przypadku innych formacji można było jeszcze dyskutować nad tym, komu należała się żółta koszulka lidera, najwyższy stopień podium, szampany i buziaki od cycatej blondynki, o tyle wśród pomocników wszystko było jasne. Miroslav Radović, chyba nikt nie ma w tym wypadku żadnych wątpliwości. Serb zasłużenie zmonopolizował wszystkie plebiscyty. Zgoda, jeśli chodzi o europejskie puchary, miewał lepsze sezony. Choćby 2011/12, kiedy siedem razy trafiał do siatki w Lidze Europy. Jednak na krajowych boiskach to właśnie w minionych rozgrywkach wykręcił rekord życiowy (14 bramek).

Gole to jednak nie wszystko, bo Radović to przede wszystkim lider zespołu. I to taki pisany przez wielkie, wyboldowane „L”. Jak trwoga, to piłka do Miro. Ktoś liczył, ile razy oglądaliśmy takie obrazki na Legii w tym sezonie? Rola „fałszywej dziewiątki” zdecydowanie mu służy. Jedna tylko uwaga, a mianowicie: dziwne gierki wokół reprezentacji Polski. Nie wchodząc w szczegóły, komu jak komu, ale tobie Miro po prostu nie wypada.

A tak na marginesie – zastanawiamy się, czy z naszego „Weszło z butami” nie usunąć, pytania o najlepszego piłkarza Ekstraklasy. Odpowiedź „Radović” jest już chyba zbyt oczywista.

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
1
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama