– Byłem spokojny o to, że będziemy dobrze zorganizowani. Mecz w Krakowie (0:0) przed przerwą na kadrę pokazał, że idziemy w dobrym kierunku, widać było zalążki dyscypliny taktycznej. Spotkanie z Lechem (1:0) pod względem organizacji gry było już bardzo dobre. Świadczył o tym choćby fakt, że nie miałem prawie nic do roboty, bo koledzy zawsze interweniowali na czas. W ostatnim czasie treningi faktycznie były mordercze, ale widać, że trener ma pomysł. Trzeba mu zaufać i iść w tym kierunku – przyznaje Radosław Cierzniak w “Przeglądzie Sportowym”. Zapraszamy na przegląd prasy, która oprócz Ligi Mistrzów zapewnia nam dzisiaj sporo polskich tematów.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Nasz napastnik przerwał fatalną serię minut bez gola i dał Bayernowi prowadzenie.
Aż 462 minuty na gola w Champions League czekał Robert Lewandowski. W nowej edycji szybko zakończył kiepską passę i już w dziesiątej minucie dał Bayernowi Monachium prowadzenie w spotkaniu z Benficą Lizbona. Mistrzowie Niemiec bez większych problemów pokonali Portugalczyków i pokazali, że i w tym sezonie należy się z nimi liczyć, nawet jeśli latem nie wydali ani euro na wzmocnienia. Nie był to jeszcze Bayern optymalny i niesamowicie skuteczny, ale powoli widać, że debiutujący w Champions League chorwacki szkoleniowiec Niko Kovač dobrze sobie radzi z bawarskimi gwiazdami.
Poprzedni rok był dla Ousmane Dembele najgorszym w karierze. Teraz Francuz strzela gola za golem i jest kluczowym graczem Barcy.
W niedzielę minął rok od najgorszego dnia w karierze Ousmane Dembele. W spotkaniu z Getafe (2:1) napastnik zerwał mięsień dwugłowy. Pauzował kilka miesięcy, a tuż po powrocie doznał kolejnej kontuzji. Gdy wreszcie wrócił do pełni sił, grał słabo. Dużo mówiło się, że szefowie Barcelony chcą się go pozbyć, by odzyskać choć część z zapłaconych za niego Borussii Dortmund 145 mln euro, jednak ostatecznie do transferu nie doszło. Dziś w Katalonii wszyscy się z tego cieszą, bo w ciągu dwunastu miesięcy piłkarz przeszedł drogę od zera do bohatera.
Wywiad z Sonnym Kittelem.
Kiedy rozmawialiśmy pod koniec zeszłego roku, czekał pan na polski paszport. Dostał go pan?
Jeszcze nie, ale lada moment będę go miał. Dosłownie kilka dni temu moja mama była w konsulacie w Monachium. Usłyszała od pani tam pracującej, że wszystko jest gotowe i razem z moim młodszym bratem Sammym, który złożył wniosek razem ze mną, dostaniemy paszporty za dwa, maksymalnie trzy tygodnie. Wszystko jest już załatwione, zapłaciliśmy, czekamy już tylko na odbiór dokumentów.
Wie pan, dlaczego sprawa tak się przeciągała? W grudniu mówił pan, że złożyliście dokumenty trzy miesiące wcześniej.
Dostaliśmy potem odpowiedź, że brakuje jakichś papierów. Musieliśmy wypełnić jeszcze dodatkowy formularz. To są skomplikowane, urzędowe sprawy i nawet moja mama, która urodziła się i żyła w Polsce, nie wszystko z tego rozumiała, ale sprawa jest już na fi niszu. Nareszcie.
Pięć miesięcy czekania. Matej Palčič wyleczył urazy, ale droga do składu jest dla niego, jak i innych rezerwowych, bardzo długa.
Latem, gdy z Wisły Kraków odchodził piłkarz za piłkarzem, wydawało się, że nieliczni, którzy zostali, na brak okazji do gry nie będą narzekać. Dla wielu był to wręcz wabik. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że krakowski klub jest w trudnej sytuacji finansowej, ale dla zawodników po przejściach mogło to być dobre miejsce, by się odbudować. Skorzystali z tego choćby Zdenek Ondrašek, Dawid Kort, Rafał Pietrzak czy Martin Koštal, którzy w poprzednim sezonie w Wiśle lub w innych klubach odgrywali marginalne role. Mimo bardzo wąskiej kadry w zespole Wisły jest jednak zaskakująco liczne grono piłkarzy, którzy w tym sezonie występują tylko epizodycznie. Ale powoli nadchodzi ich czas.
Rogne – obrońca ze szkła.
Trener Kolejorza Ivan Djurdjević planował, że Thomas Rogne będzie centralną postacią obrony. Ma bowiem umiejętności, żeby pełnić taką rolę i kiedy tylko pojawia się na boisku, nie zawodzi. Sęk w tym, że często nękają go problemy zdrowotne.
Wywiad z Radosławem Cierzniakiem.
Trener Sa Pinto ewidentnie ma już dość pytań, dlaczego stawia na Radosława Cierzniaka. A pan już wie, dlaczego zastąpił w bramce Arkadiusza Malarza?
Niektórzy mi zarzucali, że spędzam miło czas na ławce Legii i w zupełności mi wystarcza, choć nigdy tak nie było. Absolutnie nie wystarczała mi rola bramkarza numer dwa. Dlatego przez cały czas ciężko pracowałem i wszyscy w klubie o tym wiedzą. Nie chcę komentować tej sytuacji, po prostu cieszę się, że trener dał mi szansę, postawił na mnie w dwóch meczach. Ale też nie wiem, co będzie dalej.
W niedzielę zaskoczyliście, bo po przerwie na mecze kadry prezentowaliście się zdecydowanie lepiej pod względem fizycznym. Pan, patrząc na to, jak wygląda wasza postawa na treningach, był spokojny o dyspozycję?
Byłem spokojny o to, że będziemy dobrze zorganizowani. Mecz w Krakowie (0:0) przed przerwą na kadrę pokazał, że idziemy w dobrym kierunku, widać było zalążki dyscypliny taktycznej. Spotkanie z Lechem (1:0) pod względem organizacji gry było już bardzo dobre. Świadczył o tym choćby fakt, że nie miałem prawie nic do roboty, bo koledzy zawsze interweniowali na czas. W ostatnim czasie treningi faktycznie były mordercze, ale widać, że trener ma pomysł. Trzeba mu zaufać i iść w tym kierunku.
Estoński skrzydłowy Miedzi jest najlepiej podającym zawodnikiem ekstraklasy.
Tuż po awansie do ekstraklasy, kiedy właściciel Miedzi Andrzej Dadełło ogłosił, że pierwszym transferem legniczan będzie Henrik Ojamaa, trudno było znaleźć fachowców, którzy biliby brawo. Estończykowi zarzucano, że na boisku zachowuje się, jakby miał swój świat i z tak nieobliczalnymi ludźmi nie zanosi się na długi pobyt Miedzi w elicie. Pierwsze dwa mecze wręcz potwierdziły obiegową opinię o 27-latku, który wypadł w nich kiepsko. Potem karta się odwróciła: po ośmiu kolejkach Ojamaa jest liderem klasyfi kacji najlepiej asystujących w ekstraklasie. Już cztery jego podania pozwoliły partnerom zdobyć bramkę. A przecież w Legii zarzucano mu, że nie odda piłki partnerowi wtedy, kiedy powinien.
GAZETA WYBORCZA
Brak ciekawych tematów piłkarskich, więc skupmy się na siatkówce.
Tylko mały krok dzieli reprezentację Polski siatkarzy od wypełnienia planu minimum, jakim jest awans do najlepszej szóstki mistrzostw świata. A drużyna gra coraz lepiej.
Do drugiej rundy turnieju awansowała w imponującym stylu: wygrała wszystkie pięć spotkań, tracąc tylko trzy sety. Lepszy bilans mieli jedynie Włosi, którzy jednak rywalizowali z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Owszem, nasza drużyna nie musiała się mierzyć z nikim ze ścisłej światowej czołówki, jednak Iran i Bułgaria to zespoły silne i dla Polaków tradycyjnie niewygodne, bo tej drugiej drużyny nie potrafiliśmy pokonać na kilku ostatnich imprezach. Tymczasem w Warnie zwycięstwa były bardzo przekonujące, niepozostawiające wątpliwości, kto jest lepszy.
Fot.FotoPyk