Weszło del Mundo: Brazylia, czyli jak nie teraz, to kiedy

redakcja

Autor:redakcja

31 maja 2014, 12:00 • 14 min czytania

Ruszamy z nowym cyklem artykułów, w których chcemy przedstawić sylwetki najciekawszych uczestników nadchodzącego mundialu od każdej strony – łącznie z tą weszlacką, czyli prezentując największych przypałowców i największe odpały każdej z ekip. My szlifujemy formę od lat, zaprawieni bojami ekstraklasowymi i hektolitrami różnych cieczy wspomagających łykniemy bez większego problemu nawet Algierię o 3 w nocy, ale was wolimy zaopatrzyć w ekwipunek wiedzy, z którą niestraszne będą wam przeróżne „szpaki”, „jagodzianki” czy kogo tam traficie za mikrofonem.
Po tym przydługim wstępie, ruszamy. Naturalnie od gospodarzy i jednego z największych faworytów mistrzostw.

Weszło del Mundo: Brazylia, czyli jak nie teraz, to kiedy
Reklama

*

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Setki tysięcy osób protestujących na ulicach. Tragikomiczne murale, które w karykaturalny sposób przedstawiają murzyńskie, wychudzone dzieciaki, którym zamiast obiadu zaserwowano kolorową futbolówkę. Tysiące protestów, gestów i wypowiedzi: na ile państwo może się bawić, gdy jego obywatele przymierają głodem. Na ile fair jest przyjmowanie całego piłkarskiego świata, gdy samemu ma się olbrzymi problem z gangami grasującymi po fawelach, na ile w porządku jest wydawanie lekką ręką ogromnych pieniędzy, gdy za drobne monety wygłodniali ludzie są w stanie zabić, albo trwale okaleczyć?

Tego typu wątpliwości, tego typu pytań było mnóstwo, ale chyba nikt w Brazylii nie ma wątpliwości. Gdy na murawę wybiegnie Neymar, gdy z billboardów uśmiechnie się David Luiz, a błysk geniuszu pokaże Oscar – problemy znów na moment znikną. Znów, jak w 1958, 1962, 1970, 1994 i 2002, Brazylia oszaleje na punkcie futbolu, a nawet najbardziej sceptyczni i najbardziej zajadle walczący z organizacją mistrzostw, wyjdą na ulice, by świętować sukcesy „Canarinhos”. Skład? Z bodaj najsilniejszą obroną w historii. Ze znakomitymi defensywnymi pomocnikami, ze świetnymi skrzydłami i ikoną popkultury – Neymarem Juniorem. Za to… Bez klasycznej „dziewiątki”.

Kadra:

Image and video hosting by TinyPic

Bramkarze: Julio Cesar (Toronto FC), Victor (Atletico Mineiro), Jefferson (Botafogo),

Obrońcy: Marcelo (Real Madryt), Dani Alves (Barcelona), Maicon (AS Roma), Thiago Silva (PSG), David Luiz (Chelsea Londyn), Dante (Bayern Monachium), Henrique (Napoli), Maxwell (PSG)

Pomocnicy: Luiz Gustavo (VfL Wolfsburg), Paulinho (Tottenham Hotspur), Ramires (Chelsea), Willian (Chelsea), Oscar (Chelsea), Hernanes (Inter Mediolan), Fernandinho (Manchester City), Bernard (Szachtar Donieck)

Napastnicy: Neymar (Barcelona), Fred (Fluminense), Jo (Atletico Mineiro), Hulk (Zenit Sankt Petersburg)

Brzmi nieźle? Musi, skoro w domu zostają Philippe Coutinho, Lucas Moura, Diego, Miranda czy Roberto Firmino, o takich legendach jak Kaka czy Ronaldinho nie wspominając. Na mecz z Chorwacją nie uda się wybiec całym zastępom piłkarzy światowej reputacji i klasy, którzy całe życie marzyli o zwycięstwach we wściekle żółtych koszulkach na oczach całej Brazylii. Tym większe oczekiwania wobec tych, którzy dostąpią tego zaszczytu.

NAJWIĘKSZA GWIAZDA:

Czy ktokolwiek może mieć wątpliwości, jeśli firmy wypuszczają prezerwatywy stylizowane na trykot tego gościa? Chcesz ubrać penisa w koszulkę piłkarską? Niech to będzie prawdziwy as, załóż mu jedenastkę Neymara Juniora, wraz z nazwiskiem naszej gwiazdy.

Image and video hosting by TinyPic

Gwiazdy, która niemal w pojedynkę zadecyduje o liczbie strzelanych przez gospodarzy goli. Liczba opcji w ataku niestety nie może równać się z liczbą wiosen na karku Freda. Odkąd Diego Costa wypiął się na swój kraj (Scolari stwierdził rzeczowo, że to po prostu zdrada), Brazylia będzie polegać w głównej mierze na swojej „dziesiątce”, czyli właśnie cudownym dzieciaku z Santosu. Główne problemy? Głowa kompletnie nienadążająca za talentem oraz wąski zakres ofensywnych zagrań ograniczający się właściwie do dwóch opcji: przedrybluj, albo strać. Gazety nie zostawiają na Neymarze suchej nitki, gdy ten prezentuje „majtkową” reklamę, zamiast skupić się na doskonaleniu własnych umiejętności, a kolejna krucjata jest szykowana właśnie na okres mistrzostw. Cel jest prosty – wymusić na brazylijskim celebrycie grę z korzyścią dla zespołu, z podniesioną, ale przede wszystkim otwartą głową. Opierać skład na gościu z takimi fryzurami? Raymond Domenech mógłby się załamać, ale fakty są proste: Brazylia ma doskonale zabezpieczone tyły i… Neymara w przodzie.

To może być ogromne błogosławieństwo, albo gigantyczne przekleństwo. Błogosławieństwo, bo Neymar w koszulce „Selecao” wygrał swojej reprezentacji Puchar Konfederacji, rozbijając Hiszpanię 3:0 i zostając najlepszym zawodnikiem turnieju. Przekleństwo, bo równie dobrze może zaprezentować formę ze swoich najgorszych meczów dla Barcelony. „El Mundo Deportivo” po tamtym fenomenalnym Pucharze Konfederacji wrzeszczało z nagłówków: „Koronacja Neymara!”. Po sezonie w Europie wiadomo już, że królami nadal są Messi i Ronaldo. Tyle tylko, że mundial odbędzie się w Brazylii.

Image and video hosting by TinyPic

Tam król jest jeden, zagrał już w setce reklam, a Carlos Alberto apeluje: „Brazylia musi dbać o Neymara, chronić go i pozwolić mu skoncentrować się na mundialu”. Niektórzy zagłaskani w ten sposób piłkarze gubią ostrość widzenia, ale Neymarowi rola jedynego władcy pasuje nieporównywalnie bardziej, niż łatka pomagiera argentyńskiego fenomenu z Barcelony. Szansa na potwierdzenie tej teorii – już w meczu z Chorwatami.

NAJWIĘKSZY ATUT:

Mimo protestów, mimo płonących na ulicach opon i przewróconych aut – atut własnego boiska. Własnych, kończonych naprędce stadionów, własnych ścian i własnych ulic, wokół których zbiorą się brazylijskie elity nagrywające każdy przejazd autokaru w technologii HD swoimi wypasionymi smartfonami i brazylijskie niziny, które będą po prostu trwać, być i asystować swoim bohaterom, wielokrotnie wyrosłym z tych samych biednych dzielnic, w których ci walczą o życie.

Można się spierać, na ile atut własnego boiska pomaga Podbeskidziu Bielsko-Biała, ba, można się spierać na ile atut własnego boiska pomaga Polakom i czy nie wygodniej gra im się choćby w Anglii, gdzie doping dla nich brzmi lepiej i głośniej, niż na Narodowym w Warszawie. W przypadku Brazylii takich wątpliwości nie ma. Atut własnego boiska to dla nich coś więcej, niż stadiony, które dobrze znają i rodziny na trybunach tychże. To Mistrzostwa Świata. To czas, podczas którego wszystko inne schodzi na dalszy plan, a w Brazylii, w miejscu gdzie piłka jest jedynym sensem i jedyną treścią życia wielu rodzin – będzie to jeszcze mocniej odczuwalne. Możliwość pokazania swoich umiejętności rodakom, możliwość gry dla swoich kibiców, nie tych na trybunach w Anglii czy Hiszpanii, gdzie są jedynie przejazdem, ale dla tych prawdziwie „swoich” ludzi. To coś niepowtarzalnego, coś, co każdemu z nich przydarzy się tylko raz. Coś, za co chętnie oddaliby swoje tytuły i Ronaldo, i Rivaldo, i wielu innych przed nimi. Możliwość triumfu w najważniejszym turnieju, w tym jednym, najważniejszym miejscu.

Ten patos będzie obficie wylewał się z brazylijskiej prasy, będzie towarzyszył zespołowi od pierwszego wspólnego treningu, aż po ostatni mecz. – Zawsze jestem optymistą, jeśli przychodzi rozmawiać o naszym zespole. Potrafimy pokonywać trudności i osiągać sukcesy. Tak było już wiele razy. Neymar to wyjątkowy piłkarz, który ma jednak mniej doświadczenia niż otaczający go partnerzy. Ronaldo w 1998 roku też był pod wielką presja. Tamten zespół posiadał większe doświadczenie, ale nie miał takiego wsparcia narodu” – tłumaczy dla FourFourTwo Cafu, który doskonale pamięta zarówno przegrany finał we Francji, jak i zwycięstwo na turnieju cztery lata później.

Przez moment – głównie z uwagi na brak oficjalnych meczów o punkty – spadli nawet na dziewiętnaste miejsce w rankingu FIFA. Mają jednak coś, czym nie dysponuje żadna inna reprezentacja, ba, coś czego nie mieli nawet wcześniejsi gospodarze. To bowiem nie tylko wsparcie trybun zaludnionych rodakami. To wsparcie narodu, który ma fioła na punkcie łaciatej kulki.

NAJWIĘKSZE PROBLEMY:

Dwa. Po pierwsze – presja, po drugie – brak doświadczenia. Zmiksowane w jednej szklance mogą dać trujący koktajl, po którym kaca będzie musiał leczyć cały naród.

Presja jest tym groźniejsza, że nie płynie wyłącznie z oczekiwań piłkarskich. Zwycięstwa jak tlenu potrzebuje władza, potrzebuje opozycja, potrzebuje każdy polityk, który przyłożył rękę do projektu „Mistrzostwa Świata w Brazylii”. Niepokoje społeczne, protesty i rozruchy będą malały z każdym wygranym meczem kadry, ale przedwczesne pożegnanie z turniejem może oznaczać początek prawdziwego piekła. Nie da się uciec od słów Pelego, który przestrzega, że nawet zwycięstwa nie zakończą rozrób na ulicach. Nie da się wyłączyć, nie da się odgrodzić szczelnym murem, tak jak luksusowe hotele dla turystów odgradzają się od faweli. Rodziny piłkarzy, ich znajomi, dalsi i bliżsi – wszyscy znają sytuację w Brazylii. Wszyscy wiedzą, że od ich gry nie zależy wyłącznie wynik sportowy. Od ich gry zależy sukces organizacyjny całych mistrzostw i nastroje w całym, ogromnym i nabuzowanym społeczeństwie.

Image and video hosting by TinyPic

– Olbrzymie pieniądze są przeznaczane na stadiony, a ludzie oczekują, że powinno się inwestować w większą ilość szpitali i w podnoszenie jakości w szkołach. Wszystko będzie w porządku na start turnieju, ale po turnieju wszystko znajdzie się w rekach rządu. To oni odpowiadają za wydatki, które mają sprawić, że Brazylia będzie stawała się lepszym krajem do życia – zapewnia Pele. Piłkarze też zresztą wielokrotnie podkreślali, że są świadomi złej sytuacji w państwie. To znaczy, że liczą się z konsekwencjami każdej porażki, z konsekwencjami każdego potknięcia i każdego niecelnego podania.

A tu wkracza do gry mankament numer dwa. Doświadczenie. Tylko Julio Cesar, Dani Alves i Thiago Silva grali na mistrzostwach cztery lata temu, a sparingi z Australią, RPA czy Zambią to nieszczególnie wzbogacający trening dla dwudziestu nowicjuszy przy piłkarskich imprezach tej rangi. Jasne, Neymar otrzaskał się w Pucharze Konfederacji, ale to tak jak żołnierz, który w życiu nie wyszedł z poligonu. Nawet jeśli wystrzelał rekord całej jednostki, na polu walki może polec od pierwszej salwy rywala. – Ł»aden zespół nie wygrywa turnieju, kiedy dorasta. Brazylia będzie niepokonana dopiero w 2018 roku, kiedy gracze będą pomiędzy 26 a 28 rokiem życia – ocenia Carlos Alberto. W 2018 w Rosji Neymar będzie miał właśnie 26 lat…

Do drobnostek można doliczyć kreatywność, a właściwie jej brak w akcjach zaczepnych. O ile Neymar ma głowę pełną zwodów, o tyle reszta gry w przodzie woła o przywrócenie kadrze Ronaldinho, Kaki, Ronaldo i Rivaldo z czasów ich świetności. Angielskie „FourFourTwo” wylicza, że poza Neymarem, który przecież w Barcelonie spełnia rolę skrzydłowego, a nie klasycznej „dziesiątki” Brazylia nie ma wiele do zaoferowania w ofensywie. Presja na Fredzie, cios od Diego Costy, zbyt duża presja na Neymarze… To wszystko nie sprzyja kreowaniu coraz to nowych szablonów w ofensywie. – Scolari za późno zaczął wykorzystywać Freda – twierdzi Mario Zagalo – jedyny obok Beckenbauera facet, który wygrał mundial zarówno jako piłkarz, jak i jako selekcjoner.

PYTANIE NA ŚNIADANIE:

Znów: Neymar, zamieszki, Neymar, zamieszki, Neymar, polityka, Neymar. Angielskie „FourFourTwo” zamieściło na swoich łamach dwugłos prosto z Brazylii – na pytania odnośnie Neymara odpowiedzieli Thiago Arantes z ESPN Brazil oraz Fernando Vives z Yahoo! Brazil.

Thiago Arantes (ESPN Brazil) – TAK: W Pucharze Konfederacji wszedł na kompletnie inny poziom. Wszyscy byli przekonani, ze po mundialu w 2010 będzie należał do najbardziej utalentowanego tercetu zawodników w kraju u boku Pato i Henrique Ganso. Stalo się jednak tak, ze na topie pozostał sam. Przed Pucharem Konfederacji przejął numer 10 od Oscara i wziął na siebie odpowiedzialność. Swoje najlepsze mecze w Barcelonie rozgrywał w momencie kontuzji Messiego. Będzie mu towarzyszyła presja podobna do tej, z którą borykał się Ronaldo w 1998 i Ronaldinho w 2006. Tyle, ze w odróżnieniu od ich dwóch – da sobie rade.

Fernando Vives (Yahoo! Brazil) – NIE: Neymar to nie wszystko, bo kluczowa i najsilniejsza formacja jest defensywa. David Luiz grywał jako pomocnik, ale będzie grał pewnie w linii z Thiago Silva, który jest prawdopodobnie najlepszym stoperem na świecie. Defensywa u Scolariego wydaje się pewniejsza niż np. w reprezentacji Hiszpanii czy Niemiec. I groźniejszą przy stałych fragmentach gry. Bez defensywy turnieju nie da się wygrać. Wydaje mi się, ze Oscar, Ramires i Willian będą grali obok siebie w środku pola, bo znakomicie znają się z Chelsea, wiec nic mnie nie zdziwi. No i w dodatku dochodzi jeszcze kluczowy doping własnych kibiców.

Doping fanatycznych i temperamentnych, gorących głów z brazylijskich miast i wsi. Ł»ywiołem tych ludzi jest ogień – niezależnie, czy tańczą przy ognisku świętując sukcesy reprezentacji, rytmicznie podskakując w rytm brazylijskich pieśni, czy palą opony, wykrzykując antyrządowe i antymundialowe hasła. Neymar i zamieszki. Pytania o te dwa zjawiska dominują już teraz przekaz z Brazylii, a im bliżej pierwszego gwizdka, tym więcej analiz w tych dwóch obszarach.

*

Ogółem jednak – poza płonącymi ulicami, fatalną służbą zdrowia, szklanym sufitem nad aspiracjami średniej klasy, brakiem najpotrzebniejszych środków do życia u biedy z faweli i fali przestępczości również na trybunach – jest całkiem nieźle. Ironicznie można stwierdzić, że w Brazylii solidna jest wyłącznie defensywa, ale to właśnie jednocześnie przyczyna wielkiego optymizmu, również wśród protestujących, którzy niezależnie od oceny mistrzostw, będą dopingować swoich reprezentacyjnych bohaterów. Z drugiej strony nie brakuje pesymistów. Lewonożna legenda Brazylii, Rivelino porównuje ekipę Scolariego ze swoją kadrą sprzed ponad czterdziestu lat. – Czy ta drużyna jest lepsza od mojej Brazylii z 1970 roku? Nie, bo my wiedzieliśmy, jak strzelać bramki – żartuje w wywiadach. – Za wyjątkiem Neymara nikt jakoś specjalnie nie wyraża sobą duszy naszej piłki. Mam nadzieję, że to się zmieni.

REŁ»YSER KINA AKCJI ZNANY RÓWNIEŁ» JAKO – KIM JEST TEN GOŚÄ†?:

Image and video hosting by TinyPic
Bernard Anício Caldeira Duarte

Whooo are you, who, who, who, who? – chciałoby się zacytować legendarny numer grupy „The Who”. Bernard to absolutny gość w worku, nieodkryty jak mapa na początku każdej rozgrywki w legendarnych Hereosów. 800 minut w lidze ukraińskiej przez cały sezon, żelazny rezerwowy Szachtara Donieck. Człowiek, który dał się do tej pory poznać w Europie niekoniecznie jako wielki talent, a wielki malkontent. W ciągu miesiąca raz głosi, że chcę opuścić Ukrainę, bo boi się w niej żyć, by po paru dniach wycedzić, że zamierza wygrać z Szachtarem LM. A potem znów swoje – że wpada w panikę, że specjalnie ściągnął do siebie rodziców i nie wyściubia nosa poza dom.

Jego transfer to jak na razie nieszczególny sukces Rinata Achmetowa, który wybulił na wychowanka Atletico Mineiro aż 25 baniek. Choć Bernard jeszcze przed rokiem chwalił się zainteresowaniem Tottenhamu, Porto czy Arsenalu i powtarzał, że pieniądze wcale nie są ważne… Potem tłumaczył z kolei, że tylko Szachtar byl gotów spełnić warunki narzucone przez Atletico, więc do niego dołączył. Tyle, że jak rozumieć wypowiedź jeszcze przed podpisaniem umowy, że dostaje gęsiej skórki na myśl o wyjeździe z ojczyzny… Dobra, pal licho jego niekonsekwencje, skupmy się na najważniejszym – niby dobry, niby z dryblingiem, szybką nogą, ale na razie bez żadnego pokrycia w poważnej piłce. Chyba, że rzuca kogoś na kolana nagroda zawodnika meczu z Zorią Ługańsk…

Powołanie kompletnie z czapy, ale kto wie – Scolari to gość, który już miał jeden złoty medal za mundial na szyi. Pewnie ma nosa i wie co robi.

SELEKCJONER:

Brazylia do wyjątkowego zadania potrzebowała wyjątkowych wykonawców. Zebrać, poukładać, wyselekcjonować, ułożyć według własnej wizji – to zadanie, które stoi przed każdym selekcjonerem reprezentacyjnym. Ale ułożyć według wizji całego narodu, ułożyć według wizji tysięcy Brazylijczyków podskórnie czujących jak winna grać ich kadra – to zadanie dla kogoś stąd, dla kogoś, kto zna smak zwycięstw odnoszonych z kanarkową koszulką na plecach, kogoś, kto doskonale zna puls tego kraju, wybijany rytmicznie uderzaną o odrapane ściany piłką.

Padło na Luiza Felipe Scolariego, który w listopadzie 2012 roku zastąpił Mano Menezesa. Za Scolarim stał cały kraj. Krytycy tego wyboru musieli zamilknąć – zwyczajnie nie było lepszego kandydata, by w półtora roku odmienić oblicze kadry. Nie było nikogo, kto lepiej czułby atmosferę brazylijskich stadionów, kto lepiej rozumiałby brazylijskiego ducha futbolu.

– Nie interesuje nas nic innego, niż zwycięstwo – Luiz Felipe Scolari. – Gramy u siebie, warunki nam sprzyjają, więc idziemy po swoje.

To nie tylko głos brazylijskiego selekcjonera, to głos całej Brazylii. Scolari dostał czas i zaufanie oraz potężną presję – w wyniku politycznych zawirowań, stał na czele łajby, decydującej o nastrojach w całym kraju w okresie największej burzy. Gdy wczoraj w Sao Paolo wybuchły kolejne duże rozruchy, gdy z przedmieść Rio de Janeiro zaczęto wysiedlać masowo mieszkających tam na dziko rodaków – to Scolari stał się człowiekiem odpowiedzialnym za liczbę strat w miastach, które będą demolowane po każdej porażce, po każdym, nawet najmniejszym potknięciu. Wtedy, gdy naród nie zaspokoją piłkarskie igrzyska, ludzie znów przypomną sobie o chlebie, którego zwyczajnie nie ma…

– Jeśli będziemy pracować tak ciężko jak do tej pory – ciężko sobie wyobrazić sobie naszą porażkę – uspokaja jednak Scolari, przedstawiany przede wszystkim jako ojciec, charyzmatyczny dowódca i człowiek, który musi „tylko” powtórzyć swoje sukcesy. Dla niego zwycięstwo nie będzie niczym nowym, w 2002 poprowadził do tytułu zespół krytykowany i objeżdżany z każdej strony – za powołania, za styl, za porażki. Wtedy się udało. Jak będzie tym razem?

Selekcjoner Brazylii sporo eksperymentował, szczególnie na bokach obrony i w napadzie. Ostatecznie zdecydował się na klasyczną „dziewiątkę” – Freda, ale największy ból głowy nadal ma w bramce. Julio Cesar. Jeden wielki znak zapytania i ożywianie duchów 1950 roku, gdy znakomitą grę kadry przerwał tragiczny kwadrans jej golkipera. Wystarczy jedna pomyłka, by Brazylia wypadła z mundialowej karuzeli, trafiając zresztą wprost do piekła związanego z sytuacją polityczną.

Scolari po raz kolejny uspokaja. – Wychowałem się na mistrzostwach w 1958 i 1962 roku. To tamte wyczyny chcielibyśmy powtórzyć – zapewnia w wywiadach. Puchar Świata na własnym terenie. Spełnienie marzeń, które w 1950 roku tak boleśnie rozwiał Urugwaj. Wszystko w głowie Scolariego i nogach jego wybrańców…

LICZBOWO:

Pod względem liczb Brazylia zamiata pod dywan wszystkie inne reprezentacje. Nie ma sensu przywoływać rekordu zwycięstw w całym turnieju, czy rekordu pojedynczych wygranych meczów.

Image and video hosting by TinyPic

Jak przystało na najwybitniejszy z turniejowych zespołów – gospodarze tegorocznych mistrzostw mają aż 67 wygranych meczów na mundialu. Automatycznie tak wiele gier otwiera drogę także do niechlubnych statystyk, bo „Canarinhos” skompletowali rekordowe 11 czerwonych kartek. Ale żeby było ciekawiej, patrząc już tylko na współczesność i ostatnie lata – ekipa Scolariego przegrała tylko dwa z ostatnich 17 meczów na mistrzostwach świata (z Francją w 2006 i z Holandią w 2010). Robi wrażenie, co? Dlatego pora wyhamować i podać już tylko kilka suchych statystyk o tegorocznej kadrze:
– średnia wieku jest najwyższa w historii – 28,2
– tylko czterej zawodnicy grają w kraju (18 w Europie i 1 w Kanadzie)
– u Scolariego debiutowało wcześniej 17 zawodników.
– tylko 5 z poprzedniego mundialu w RPA z 2010 jedzie na turniej.

***

Pozostaje więc pytanie: jak Brazylia poradzi sobie z mundialem? Jak pogodzić grasujące po ulicach hordy gangsterów i zwyczajnych złodziejaszków z ambicjami klasy średniej, jak pogodzić żyjące w fawelach staruszki z ambicjami hotelarzy i polityków? Jak pogodzić biedę z bogactwem, slumsy z luksusowymi apartamentami, jak pogodzić tych, którzy bojkotują mistrzostwa, z tymi, którzy czekają na nie od 1950 roku?

Sposób jest tylko jeden. Zwycięstwo.

KUBA OLKIEWICZ i FILIP KAPICA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama