Profity za konsekwencję. Miedź powoli wychodzi na swoje

redakcja

Autor:redakcja

14 września 2018, 13:37 • 4 min czytania

Trudne były początki Miedzi Legnica w Ekstraklasie. Z jednej strony piłkarze beniaminka nie prezentowali się źle, od początku szlifowali styl oparty na – szeroko rzecz ujmując – grze w piłkę, co w tej lidze nie jest przecież normą i prezentowali się całkiem nieźle. Z drugiej – filozofia Dominika Nowaka na starcie nie zdawała egzaminu w związku z czym głośno zastanawiano się, czy nie zostanie szybko przedefiniowana. W końcu za wrażenie artystyczne punktów nie dają, a te w kontekście utrzymania, na czym Miedzi zależy pewnie w pierwszej kolejności, są po prostu niezbędne. Nowak nie zamierzał jednak zmieniać swoich przekonań, usilnie trzymał się wytycznych, które określił na starcie sezonu i wygląda na to, że dzięki temu Miedź pomału wychodzi na swoje.

Profity za konsekwencję. Miedź powoli wychodzi na swoje
Reklama

Przez jakiś czas definicją postawy Miedzi był dla nas przegrany mecz u siebie z Górnikiem Zabrze. Piłkarze trenera Nowaka byli w nim zespołem lepszym, który prowadził grę i  dominował na boisku, ale po końcowym gwizdku do szatni i tak schodzili pokonani. Wtedy też po raz pierwszy można było usłyszeć głosy, że być może szkoleniowiec legniczan powinien coś zmienić, bo taktyka, która sprawdzała się w pierwszej lidze, na poziomie Ekstraklasy może okazać się po prostu zabójcza. I to nie dla rywali Miedzi, ale dla niej samej.

Zmian jednak nie było, przyszła za to kolejna porażka, tym razem na wyjeździe z Lechią Gdańsk. W gruncie rzeczy podobna do tej z Górnikiem, bo gra Miedzi znów mogła się podobać, ale nie zagwarantowała choćby minimalnej zdobyczy punktowej. Dodając do tego spotkanie z Wisłą Kraków o niemal identycznym przebiegu, dostaliśmy już trzeci niezły mecz, z którego „Miedzianka” nie do końca zasłużenie wracała na tarczy. Nowak w ogóle jednak na to nie zważał i twardo trzymał się obranej na samym początku linii.

Reklama

Efekty (szczęśliwego zwycięstwa nad Pogonią na inaugurację nie liczymy) przyszły już w kolejnych meczach. Najpierw po kolejnym dobrym występnie udało się wreszcie coś ugrać i zremisować z Koroną. Później było jeszcze lepiej, bo Miedź wywiozła pełną pulę z Białegostoku, a następnie na luzie ograła Zagłębie Lubin. Cechy wspólne? We wszystkich przypadkach piłkarze Dominika Nowaka chcieli dominować i kreować grę, do której – zaryzykujemy takie stwierdzenie – momentami wkradała się odrobina polotu.

Większość zasług – głównie tych za wytrwałość – należy zapewne przypisać szkoleniowcowi beniaminka, ale nie da się też ukryć, że bez odpowiednich wykonawców zrealizowanie stawianych przez Nowaka założeń byłoby dużo trudniejsze. W Miedzi tego problemu jednak nie ma, czym sami jesteśmy trochę zaskoczeni. Gdyby bowiem przed startem sezonu ktoś powiedział nam, że Henrik Ojamaa w siedmiu meczach zaliczy trzy asysty, to raczej nie uznalibyśmy go za najrozsądniejszą osobę pod słońcem, Tymczasem Estończyk, który faktycznie już trzykrotnie otwierał kolegom z zespołu drogę do bramki, z meczu na mecz wygląda coraz lepiej i jeśli tak dalej pójdzie, to w Legnicy będą mieli z niego jeszcze więcej pożytku. Chwilami nadal widać u niego pewne cechy, którymi irytował w Legii, ale i tak już częściej podnosi głowę, pamiętając o kolegach. Dobry znak.

Bardzo podobnie rzecz ma się z Petterim Forsellem, który trafiał do siatki we wszystkich wygranych meczach Miedzi i z czterema golami na koncie znajduje się w czołówce klasyfikacji strzelców. Fin, o którym wcześniej przeważnie było głośno ze względu na sylwetkę niegodną zawodowego sportowca, ostatnio sukcesywnie odkleja tę mało korzystną łatkę. I to nie tylko za sprawą bramek, ale też ogólnego zaangażowania w grę zespołu. Dość powiedzieć, że w meczu z Jagiellonią, w którym załadował zresztą dwie sztuki, pokonał największy dystans ze wszystkich piłkarzy Miedzi (11,72 kilometra), o co nigdy wcześniej byśmy go nie podejrzewali. To chyba znak, że można już sobie darować wszystkie podśmiechujki i po prostu docenić przemianę, jaką Forsell przeszedł.

Wysoką ocenę należy też wystawić też innym zawodnikom, których wcześniej – jak Forsella – nie mieliśmy przyjemności oglądać w Ekstraklasie. Lewy obrońca Artur Pikk dotychczas wystąpił wprawdzie tylko w trzech meczach, ale zdołał zaliczyć w nich dwie asysty. W dodatku – obie bardzo ważne, bo po jednej z nich Rafał Agustyniak strzelił zwycięskiego gola w meczu z Jagą, a po drugiej Marquitos otworzył wynik spotkania z Zagłębiem. Coraz lepiej w bramce spisuje się też Anton Kanibołocki, który kilka razy pokazał już, że to nie za ładne oczy spędził kilka lat w Szachtarze Donieck. Do tego dochodzi grono odświeżonych dla Ekstraklasy zawodników (Bożić, Zieliński, Augustyniak), a w odwodzie cały czas pozostają – przynajmniej w teorii – największe  asy z hiszpańskiego zaciągu – Juan Camara i Borja Fernandez. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wkrótce pozycja Miedzi powinna być jeszcze mocniejsza. Wystarczy tylko odrobina konsekwencji, której akurat w Legnicy nikomu nie brakuje.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama