Nigdy nie posądzalibyśmy go o jakieś dodatkowe, zwłaszcza te piłkarskie moce. Do wąskiego grona ekstraklasowych czarodziejów nie należy tym bardziej. A jednak – Łukasz Trałka, do tej pory kojarzony głównie ze względu na pamiętne „trałkowanie”, to w tym sezonie dla Lecha Poznań niemal amulet. I mimo że na pierwszy rzut oka były polonista nie sprawia na boisku wrażenia gościa nie do zastąpienia, takiej postaci absolutnie kluczowej, same liczby mówią zupełnie co innego.
Możemy śmiało stwierdzić, że Trałka nigdy wcześniej – kto wie, możliwe, że nigdy później też – nie był (będzie) dla Kolejorza równie ważny, jak w kończących się właśnie rozgrywkach. Niby zgromadził tylko po jednym golu i asyście, czyli jak na środkowego pomocnika – nawet tego teoretycznie bardziej defensywnego, niewiele, natomiast akurat te statystyki nijak nie oddają jego znaczenia dla zespołu. Przechwyty, szybkie inicjowanie akcji zaczepnych, wygrane pojedynki powietrze. A więc tak zwana czarna robota, której dotąd nie użylibyśmy w kontekście synonomu do nazwiska 30-letniego piłkarza.
Niedocenianie Trałki w pewnym sensie wynika z tego, że wiosną z kopyta ruszył Karol Linetty. To na niego, z racji wieku, całe piłkarskie środowisko patrzy z większą uwagą, z nieskrywanym zadowoleniem odnotowując widoczne gołym okiem postępy. Dla Łukasza nie powinien być to istotny problem – i sądzimy, że nie jest – zwłaszcza że on już na zagraniczny transfer raczej nie pracuje. Ale coraz bardziej przekonujemy się do stwierdzenia, że przy nowym projekcie budowie jeszcze mocniejszego Lecha, może być całkiem przydatny. Teraz formą sportową jak najbardziej zasługuje na grę w drużynie z ligowej czołówki, czego o zeszłym sezonie powiedzieć po prostu nie wypada.
Zerknijmy na wyniki. Trałka jesienią i wiosną zarobił w sumie 12 żółtych kartek, z związku z czym pauzował odpowiednio w:
– 14. kolejce (za 4. żółtą kartkę), kiedy Jagiellonia rozbiła Lecha 3:0;
– 26. kolejce (za 8. żółtą kartkę), kiedy Lech po wolnym Możdżenia z ostatniej minuty wygrał z Podbeskidziem 2:1
– 34. kolejce (za 12. żółtą kartkę), kiedy Lechia zwyciężyła Lecha 2:1;
– 35. kolejce (drugi mecz pauzy za 12. żółtą kartkę), kiedy Lech tylko zremisował bezbramkowo z Pogonią.
Co więcej, jedno ligowe spotkanie doświadczony pomocnik Kolejorza opuścił z powodu urazu. Miało to miejsce w 19. kolejce, gdy Korona sensacyjnie ograła Lecha 1:0. Jeżeli podsumujemy bilans występów klubu z Wielkopolski bez Trałki i z nim, wynik solidnie przyłoży nam po oczach.
Z: 31 meczów – 18 zwycięstw, 8 remisów i 5 porażek.
Bez: 5 meczów – 1 fartowne zwycięstwo, 1 bezbarwny remis i 3 porażki.
W grupie mistrzowskiej – z nim 3 zwycięstwa, bez niego porażka i remis.
Wyraźnie widać różnicę, prawda? Na tyle, że o przypadku nie może być mowy. To dla trenera Rumaka i fanów Lecha czytelny sygnał: lepiej mieć ten amulet u siebie w składzie, niż oddać. I nawet mimo tego, że posiadając Trałkę – w kilku ważnych elementach gracza już niestety niereformowalnego -z pewnych taktycznych zagrywek, jak choćby bardzo wysokiego pressingu całej drugiej linii, poznaniacy muszą zrezygnować…
Jeszcze jedno równie udane półrocze, a „trałkowanie” będzie można wziąć za komplement.
Fot.FotoPyK