Wisła Kraków po raz pierwszy od 17 lat, a więc zarazem pierwszy, od kiedy jest współfinansowana przez TeleFonikę Bogusława Cupiała, nie pojedzie na obóz przygotowawczy przed nowym sezonem. Ani na zagraniczny, jak to w poprzednich latach bywało, ani krajowy, jaki przed rokiem miała w Grodzisku.
Już parę miesięcy temu, gdy Wisła otwierała bazę treningową w Myślenicach, w klubie pojawiały się głosy, że ma ona wszystko, czego w czasie takiego zgrupowania potrzeba. Wszystko za wyjątkiem hotelu. W całych Myślenicach nie ma ani jednego czterogwiazdkowego obiektu, który oferowałby całe potrzebne zaplecze, ale ten problem sam się szybko rozwiązał. Zakwaterowanie to koszty, których Wisła bardzo chętnie uniknie.
Z jednej strony – po raz kolejny ukazuje to w jak dramatycznym położeniu znalazł się zespół, który w XXI wieku zdobył siedem mistrzostw Polski. Jak szybko, od oferowania bajecznych kontraktów, zjechał do poziomu obozów dochodzeniowych, na jakie decydują się w klubach pokroju Polonii Bytom. Z drugiej – w obliczu bieżących problemów, kiedy w Wiśle jeden dług goni drugi, kiedy prezes musi głowić się, jak zapłacić pracownikom najniższego szczebla, kiedy oszczędza się nawet na sprzęcie biurowym i środkach medycznych, to najlepsza decyzja, jaką można było podjąć. Głupotą byłoby wręcz generowanie kolejnych kosztów, byle wyjechać gdziekolwiek.
Jeszcze przed kilkoma laty standardem były letnie obozy w Niemczech czy Austrii, gdzie pod względem warunków nie brakowało niczego, czego drużyna mogła sobie zażyczyć. Ale w ostatnim czasie coraz częściej, i bardzo słusznie, się od tego odchodzi. W całej Polsce, wystarczy sprawdzić, jak było przed rokiem.
Cracovia trenowała w Białce Tatrzańskiej, Jagiellonia w Boszkowie. Korona pojechała do Wodzisławia Śląskiego, Lech do Opalenicy, Podbeskidzie do Wronek, Ruch do Rybnika, Widzew do Uniejowa, Lechia i Pogoń do Gniewina… Na palcach jednej ręki dało się policzyć zespoły, które ruszyły za granicę. Wisła w Myślenicach, we własnym obiekcie, będzie mieć wszystko, co Widzew mógł mieć w Uniejowie, a Lech w Opalenicy. Wszystko za wyjątkiem hotelu, ale w nim wiślacy jeszcze się zdążą nasiedzieć – jeśli ktoś chciałby podnieść argument, że wspólne zakwaterowanie oznacza integrację, dyscyplinę i lepszy team spirit. Jasne, lepiej mieć hotel i móc się skupić wyłącznie na pracy, niż nie mieć, ale też nie demonizujmy… Nie jest to czynnik, który w dłuższej perspektywie diametralnie odmieni oblicze zespołu.
Brak klasowych sparingpartnerów – ktoś powie.
Jak dla nas, to Wisła potrzebowała silnych, europejskich rywali, kiedy sama była względnie silną „europejską” drużyną. Przy jej obecnych możliwościach i perspektywach w zupełności wystarczy jej przetarcie z takimi, jak ona.