Celtic musiałby wygrać Ligę Mistrzów, by feta po zielonej stronie Glasgow dorównała tej, jaka odbyła się gdy Rangersi zostali karnie relegowani do czwartej ligi. Pito do białego rana, bo największy rywal właśnie wylądował na piłkarskim śmietniku. Ale w rezultacie liga szkocka w anglojęzycznej prasie jeszcze częściej nazywana jest „Mickey Mouse League”. Jeszcze bardziej utraciła na prestiżu, nie mówiąc o popularności. Old Firm Derby mogło zainteresować kibiców w całej Europie, z korzyścią dla ligi, dla jej dwóch największych klubów, ale i całej reszty. Hit ligowy Celtic – Aberdeen już za południową granicą zainteresuje tylko największych futbolowych hipsterów.
Gdyby jutro z jakichś powodów relegowano Legię do okręgówki, pewnie w niektórych miastach odbyłaby się feta tylko niewiele mniejsza, niż ta, która miała miejsce w weekend w Warszawie. Nie braknie takich, które marzą by zobaczyć warszawski klub bez grosza, z boiskami akademii zarastającymi mleczami, piłkarskimi parodystami w kadrze. To naturalne, tak wygląda rywalizacja kibicowska, nic mnie tu nie dziwi. Ale chłodno analizując fakty nie trzeba być orłem, by zrozumieć, że silny mistrz Polski opłaca się wszystkim.
Kluby Ekstraklasy to nie samotne wyspy, to jeden wspólny organizm. Jeśli ten czy inny klub ściąga niezłego zawodnika albo sprzedaje za grubą kasę – robi reklamę całej lidze. Skuteczny napastnik Lecha po Lewandowskim ma gwarantowaną przyszłość na zachodzie, ale i na napastników z innych drużyn patrzy się przyjaźniejszym okiem, choć przez lata nasi czołowi napastnicy byli za granicą traktowani jak odpady. Każdy pucharowy sukces Wisły, Legii, Lecha, Śląska, jest też sukcesem Piasta, Zagłębia, Cracovii. W mniejszym stopniu, to oczywiste, ale skoro liga zyskuje prestiż, zyskują i oni. Tegoroczny przypadek Legii ma jednak inny wymiar, bardziej niestandardowy.
Wiele Ekstraklasa zawdzięcza Koronie Kielce. Pewnie nie pamiętacie, może nie uwierzycie, ale jeszcze w 2005 roku stadion Widzewa był uznawany za jeden z najnowocześniejszych w kraju, a „pochwalić” mogliśmy się przede wszystkim archaicznym Śląskim. Tymczasem Korona 1 kwietnia 2006 oddała do użytku ładny, nowoczesny stadion, zbudowany za rozsądne pieniądze. Pokazała, że można. Potem ruszyła stadionowa rewolucja. Kielce chcąc nie chcąc wyznaczyły wtedy nowe standardy, inni musieli za nimi podążać, by nie zostać w tyle. Pewnie, niektórzy już coś planowali, inni coś budowali, ale nawet w tych przypadkach otwarcie miejskiego w Kielcach pomogło wszystko przyspieszyć. Dziś Ekstraklasa dzięki bazie stadionowej ma znacznie lepsze perspektywy długofalowe od większości lig ze wschodniej Europy.
Akademia Legii jest podobnym przykładem. Czas pokaże, czy nie ważniejszym, niż kielecki stadion. Dopiero teraz tamta inwestycja zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze, bo dopiero od niedawna Legia na swoich młodych zawodnikach co okienko zarabia krocie. Więcej, utalentowani gracze z całej Polski sami się zgłaszają do klubu, czasem nawet, gdy są to juniorzy ze zwaśnionych z Legią klubów. Dzięki wypracowanej renomie „Wojskowi” mają zapewniony dopływ obiecujących graczy, nie musząc nawet często specjalnie o nich zabiegać. W rezultacie inne kluby w tym momencie muszą ostro postawić na szkolenie młodzieży. Inaczej dystans do Legii jeszcze bardziej będzie się powiększał, bo będą notorycznie przegrywać walkę o zdolny narybek. Tym samym pojawiły się w Ekstraklasie nowe standardy, które trzeba spełniać, by pozostać konkurencyjnym. Więcej: pojawił się system, który jest do zrealizowania finansowo, a który zapewnia i pieniądze, i silniejszy pierwszy zespół.
Tyle lat mówiło się o budowie stadionów, tyle lat o poprawie szkolenia. Zawsze jak groch o ścianę. Musiał pojawić się ktoś, kto pokazał, że można, ale przede wszystkim – że warto. I stało się, poszło jak z kostkami domina. Mogę narzekać na Ekstraklasę i polską piłkę, ale jednocześnie rozumiem skąd tyle pozytywnych opinii na temat perspektyw naszego futbolu, a wygłaszanych przez zagranicznych ekspertów. Oni potrafią na chłodno, z perspektywy dostrzec, że gros pozytywnych trendów już się zaczął, trzeba tylko poczekać i nie spieprzyć niczego po drodze.
W przypadku Legii nie chodzi jednak tylko o akademię. Wygrała ten sezon choćby szeroką kadrą. Pamiętacie jak krótką ławkę miał Lech gdy odnosił sukcesy w pucharach? No właśnie, to była gra na polu minowym. Legia zjadła ligę między innymi tym, że miała nie 13 do poważnego grania, ale 18-20, inne kluby chcące się liczyć muszą do tego równać. Kolejny plus dla ligi, bo jesienią jak Lech wylosuje Ł»algiris, a Pawłowski będzie akurat w beznadziejnej formie, to Rumak będzie mógł wprowadzić trzech innych zawodników w jego miejsce. To więc następny pozytywny trend, który dał dziś sukces Legii, a jutro może dać innym. Przykładów jest więcej, kto wie jak rozwinie się choćby współpraca z Fluminense, póki co poruszam tylko te najbardziej wyraziste.
Obecny przykład silnej Legii jest inny od chociażby Wisły sprzed lat. Krakowianie dominowali latami, ale nie wyznaczali nowych standardów lidze. Wisła miała najwięcej pieniędzy, najlepszych piłkarzy, najdroższych trenerów. Prezesi innych klubów patrzyli jednak na Kraków i mieli prawo pomyśleć: no cóż, po prostu mają więcej kasy, nic z tym nie zrobię. Przecież nie wyczaruję dodatkowych środków. Nie było tam modelu działania, który możnacby wprowadzić u siebie i na tym zyskać. Ze stadionem w Kielcach, akademią Legii czy też aktualną działalnością organizacyjną tego klubu jest inaczej. To pomysły, a nie posiadanie w gabinecie kury znoszącej złote jajka. Która gdy zdechnie postawi pod ścianą cały klub.
Każdy kij ma dwa końce. Również kibicom Legii perspektywa bogacącego się i rosnącego w siłę Lecha, lepszej Lechii i Wisły, pewnie nie przypadłaby w pierwszej – ani drugiej – chwili do gustu. Ale nie trzeba długo się zastanawiać by dość do wniosku, że byłoby to z korzyścią dla legionistów. Siła innych ligowców sprawi, że o ekstraklasowe punkty będzie trudniej, ale o wszystko inne – łatwiej. O kibiców, sponsorów, dobrych graczy, zbilansowanie budżetu, umowy telewizyjne, markę. O to, by za kilka lat trzecie, czwarte miejsce w Ekstraklasie, znaczyło więcej niż dziś znaczy mistrzostwo.
LESZEK MILEWSKI
Fot.FotoPyK