To zawsze smutna historia: piłkarz jest na krzywej wznoszącej, rozwija się, regularnie stawia kroki do przodu w swojej sportowej karierze, ale nagle zatrzymuje go coś, na co nie ma żadnego wpływu. Kontuzja, i to tak paskudna, jak zerwane więzadło. Niestety głównym bohaterem takiej historii jest Alan Czerwiński.
Piłkarz Zagłębia tego urazu nabawił się w sparingowym starciu z RB Lipsk. Były nadzieje, że z Czerwińskiem nie będzie tak źle, przeprowadzano badania, ale niestety, czarny scenariusz się ziścił. Potrzebna będzie więc operacja – zabieg zostanie przeprowadzony w Rzymie – a potem żmudna, trudna, długa i pewnie momentami frustrująca rehabilitacja.
Każda taka kontuzja to paskudna wiadomość, ale tu Czerwińskiego szkoda, tym bardziej że zawodnik grał naprawdę solidny sezon, co zresztą nie było u niego wyjątkiem od reguły. W poprzednich rozgrywkach w ogóle nie przestraszył się wejścia do ekstraklasy po transferze z Katowic, wykręcił u nas średnią not 5,35, po Świerczoku najlepszą w drużynie miedziowych. Imponował – czy to na wahadle, czy na prawej obronie – wybieganiem, chęcią pójścia do przodu, za którą szły przyzwoite konkrety, a więc jeden gol, pięć asyst i dwa kluczowe podania.
Znalazł się na liście Nawałki w przedstawionym raporcie i nie mamy większych wątpliwości, że i sztab Brzęczka miał go na oku. Już widać, że nowy selekcjoner nie boi się korzystać z piłkarzy, których zna, a przecież Brzęczek i Czerwiński współpracowali razem w Katowicach. Obrońca zagrał u selekcjonera 53 mecze, był jego ważnym żołnierzem i rzadko kiedy opuszczał spotkania GKS-u, biegając po murawie przez bite 90 minut. A teraz, gdy karierę w kadrze skończył Piszczek, zrobiło się naturalne jedno wolne miejsca na radarze dla tej pozycji. Pewnie, wczoraj kapitalną partię zagrał Bereszyński i to on zapewne będzie numerem jeden przez dłuższy czas, ale walka o miejsca 2-3 wciąż jest otwarta. Kędziora w reprezentacji do tej pory nie przekonuje, Gumny jest melodią przyszłości, toteż wcale Czerwińskiego nie widzielibyśmy tutaj na straconej pozycji.
No, przynajmniej do tej pory, bo teraz nie będzie mierzył się konkurentami do składu, tylko z własnym zdrowiem.
Czerwiński mówił niedawno w wywiadzie z nami: – Nie mam powodów, żeby mieć kompleksy. Doszedłem do ekstraklasy ciężką pracą, podobnie jak pozostali prawi obrońcy jestem po prostu człowiekiem, dlatego nie widzę powodów, przez które miałbym nie być świadomy swojej wartości. Chłopaki są w podobnym wieku, walczą tak samo, jak ja. Może grają w lepszych klubach, za granicą, ale ja też się staram. Ostateczną decyzję podejmie trener, mnie pozostaje przemawiać na boisku.
(…)
Pod każdym względem mam trochę rzeczy do poprawienia, nie tylko w grze obronnej. Nie widzę u siebie rzeczy, nad którą nie musiałbym pracować. Wiadomo, obrona jest na mojej pozycji najważniejsza. Każdy obrońca chciałby zagrać rewelacyjny sezon w tyłach, nie mieć udziału przy żadnej straconej bramce. Niestety, tak się nie da. Przeciwnicy oglądają nasze mecze, czasami wychodzą im piękne, niekonwencjonalne zagrania, które trudno przewidzieć. Są tak samo szybcy, przygotowani, dlatego pojawiają się błędy.
(…)
Kiedyś nie miałem świadomości, że piłka to tyle poświęceń i wyrzeczeń. Kiedy mama zrobiła schabowego, jadłem, nie zastanawiałem się. Dziś już to wiem. Nie wyobrażam sobie zjeść kebaba, a później pójść na trening. Miałbym wyrzuty sumienia, że oszukuję sam siebie. Wiele czynników miało wpływ na to, że zacząłem zmieniać swoje podejście. W pewnym momencie postawiłem wszystko na jedną kartę. Skontaktowałem się z Leszkiem Dyją, otworzyłem swoją głowę, pojechałem do psychologa. Na zasadzie, że albo się uda – będą postępy, chociaż malutkie – albo się nie uda i będę po prostu przeciętnym piłkarzem, który buja się od klubu do klubu i schodzi coraz niżej. Tak pewnie by było.
I tak szczerze powyższe cytaty sprawiają, że jesteśmy względnie spokojni o przyszłość Czerwińskiego. Jest świadomym piłkarzem i człowiekiem, więc do rehabilitacji podejdzie na pełnej, by tak rzec, i wróci. Jak to się ładnie mówi: wróci silniejszy.
Co to natomiast oznacza dla samego Zagłębia? Być może trener Lewandowski będzie zmuszony przesunąć na prawą stronę Jakuba Tosika, grającego do tej pory w środku pola. Wiadomo jakim zawodnikiem jest Tosik: sportowo z pewnością bardziej ograniczonym niż Czerwiński, ale też bez przesady, wstydu nie powinien przynieść. Natomiast ewentualną dziurę po Tosiku mógłby spróbować załatać Mateusz Matras, który może w końcu wróciłby do żywych po tragedii w Gdańsku i słabym wejściu do Lubina. Czyli jak zwykle: nieszczęście jednego, szansą dla drugiego.
Fot. FotoPyk