„Wszyscy cali”, czyli feta zakończona sukcesem

redakcja

Autor:redakcja

26 maja 2014, 15:11 • 3 min czytania

Jeżeli jakieś media, planując poniedziałkową czołówkę, zarezerwowały sobie miejsce dla złowieszczych reportaży na temat przemarszu bydła przez warszawską Starówkę, cóż – musiały obejść się smakiem. I napisać co innego. Bo przecież podkreślić normalność to nuda. Potłukły się butelki, a nie eleganckie sklepowe wystawy? To się nie sprzeda, to się nie kliknie – myślą mądre głowy w redakcjach, zamiast po prostu ruszyć dupę i samemu przekonać się, czy było fajnie. A było, i co istotne – dla każdej strony.
Wiecie, skąd wyobrażenie, że w Polsce mamy na trybunach Bangladesz, z kolei przeciętny kibic to naszprycowany, łysy potwór z IQ małpy? Wy wiecie, na pewno każdy z was potrafi z łatwością wytłumaczyć. Niestety, ludzie oglądający piłkę z kanapy – jak to się przyjęło określać: Janusze w kapciach – nie mają takiej wiedzy. Wcale nie dlatego, że nie chcą, tylko wyrabianie własnej opinii ograniczyli do tego, co dawniej znajdywali na okładkach. Bezgranicznie zaufali dziennikarzom, dla których feta czy jakakolwiek akcja kibicowska jest jednowymiarowa: sprowadza się do tego, czy będzie dym. W efekcie matka, żona lub kochanka, odprowadzając cię do drzwi, żegna, jakbyś jechał na wojnę. A już opowiadać o tym przy stole na imieninach cioci w najlepszym razie kończy się monologiem o zejściu na złą drogę. No nie wytłumaczysz…

„Wszyscy cali”, czyli feta zakończona sukcesem
Reklama

Początkowo zastanawialiśmy się: w jakim celu pisać o fecie? Ktoś wygrał, ktoś się cieszy – logiczne, prawda? Na chuj drążyć temat? – piekliliby się fani z Poznania, Krakowa czy Łodzi. Ale właśnie przez wzgląd na normalność, na to, że nikt nikogo nie zabił, a właściciele lokali na Starówce nie muszą liczyć strat, warto. Warto też, bowiem naprawdę fajne wydarzenie i ogromny sukces organizacyjno-logistyczny w mediach głównego nurtu, jeśli w ogóle, przełożył się na króciutką, lakoniczną wręcz notkę prasową.

Wszyscy żyją. Głowa boli nie od pięści, buta czy kija, lecz od picia. Alkohol lał się strumieniami, śpiewom nie było końca, paliły się race, a to wszystko w dniu wyborów do Europarlamentu, gdy pan wojewoda liczył na głosy. Autokar z piłkarzami i pracownikami klubu wyruszył dość wcześnie. Na tyle, że część kibiców wydawała się zaskoczona. „To już, tak szybko jadą?” – dopytywali. I w pościg za nimi, byle wyrobić się na Starówkę. Pod Kolumnę Zygmunta. Zerknijcie na materiał wideo. Humory dopisywały również tym, którzy upierali się, że kolejne mistrzostwo nie smakuje jak dawniej, gdyż wygrać tak beznadziejną ligę to obowiązek.

Reklama

Mniej aktywne niż w sobotni wieczór były policja i straż miejska. Im też należą się brawa, ponieważ w analogicznych momentach wielkiej radości byle leszcz z lanosa w swoich oczach nagle stawał się szeryfem. Być może obłowili się poprzedniego dnia, w sobotę wieczorem, kiedy okazało się, że wskutek remisu Lecha Poznań, legioniści obronili tytuł. Prezes Leśnodorski razem z Markiem Saganowskim dostali po trzy stówki mandatu za odpalenie rac tuż po tym, jak przy pomocy specjalnego podnośnika, tradycyjnie założyli zasłużonemu Zygmuntowi legijny szalik. OK – litera prawa, ktoś powie. Tyle że czasami warto przymknąć oko, w przeciwnym wypadku łatwo narazić się na śmieszność…

Na koniec ciekawostka, z myślą o fanatykach obowiązującej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych: bez dobrej woli miasta, feta byłaby nielegalna. Legia zgłosiła świętowanie „na po Lechu”, tymczasem jako że ryzyko mistrzostwa (nieźle to brzmi) stało się faktem już po zeszłotygodniowej porażce Lecha z Lechią, klub postanowił przygotować coś wcześniej. Ale miasto mógł wyłącznie prosić, licząc na dobrą wolę pani prezydent, ponieważ jednym z warunków zgłoszenia imprezy jest czas. Najpóźniej na dwa tygodnie przed.

Dlatego trzeba stwierdzić, że się udało. I odtrąbić sukces wszystkich stron, o którym wspomniałem we wstępie. To nie jest żadna propaganda. Klub się cieszy, kibice się cieszą, miasto i osoby postronne nie narzekają, płaczą tylko w redakcjach, że nie ma o czym pisać. Przyznacie sami, że to akurat sympatyczny „układ sił”, prawda?

PIOTR JÓŁ¹WIAK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama