Następny cel Legii? Zachować rozsądek

redakcja

Autor:redakcja

25 maja 2013, 19:10 • 4 min czytania

Czy celem Legii jest Liga Mistrzów? Tak. Ale nie w pierwszej kolejności. W pierwszej kolejności celem Legii powinien być rozsądek. Unikanie popularnej wśród wielu poprzednich mistrzów Polski polityki czubka nosa, bo tylko tak daleko sięgał często wzrok mistrzowskich decydentów. Liga Mistrzów jest ważna, ale nie jest priorytetem.
Znamienne, że podkreślał to dzisiaj nawet sam Berg. Przypuszczam, że nie poważyłby się na taką wypowiedź przed kamerami, gdyby nie oddawała też nastrojów rodem z tych nieco ładniejszych legijnych gabinatów. Norweg powiedział dzisiaj mniej więcej coś takiego: Legia nie musi awansować do Ligi Mistrzów teraz. Ważne, żeby się rozwijała, wtedy prędzej czy później awansuje, to będzie tylko kwestią czasu. Naturalna konsekwencja. Zgadzam się co do joty.

Następny cel Legii? Zachować rozsądek
Reklama

Słyszę już wasze: ale jak to? Przecież tyle nas w Champions League nie było, nie ma wymówek na kolejną nieobecność! Legia jest stabilna finansowo, niezła kadrowo, ma awansować! Wystarczy nie tracić nikogo z obecnej kadry, dokupić po jednym dobrym zawodniku do każdej formacji, takim do pierwszego składu, a awans będzie nasz! Głowy w kubeł lodu – Legię czekają trudniejsze eliminacje do Ligi Mistrzów niż rok temu. Potencjalni rywale już w trzeciej rundzie: Salzburg, Steaua, Celtic, Bate, Sparta, Dinamo, Ludogorec, Maccabi Tel Awiw, Sheriff. Tylko w przypadku mołdawskiego zespołu mistrz Polski byłby faworytem dwumeczu, reszta to albo zespoły tej samej klasy, gdzie szanse w dwumeczu byłyby wyceniane na 50/50, albo klub po prostu lepszy. A przecież dochodzi czwarta runda. Już wiele razy daliśmy się omamić mistrzowi, karmieni tym jak wiosnę oklepywał rywali w Polsce, a potem okazywało się, że i w Bułgarii, Norwegii, Szwecji, frajerzy tytułu też nie zgarnęli. Spokojnie więc.

Nie to jest jednak najważniejsze. Myśląc długofalowo, dla Legii nie są kluczowe wyniki osiągane najbliższej jesieni, ale konsekwentna budowa marki. A na piłkarską markę składa się wiele czynników, nie tylko te boiskowe. Wisła przez lata zbudowała sobie rozpoznawalność na kontynencie dzięki grze w europejskich pucharach, co jej jednak z tego zostało? Więcej, Wisła próbowała nawet budować budżet w oparciu o Ligę Mistrzów (choćby sezon z Maaskantem), co skończyło się katastrofą. Na ten moment, po sukcesach, które odnosiła jeszcze przed chwilą, nie pozostał żaden – albo prawie żaden – kapitał. Marka przyblakła. Dziś jest dobra drużyna, jutro jej nie ma, w Krakowie nie było solidniejszych fundamentów – na przykład ceniona akademia.

Reklama

Budowa piłkarskiej marki w Europie, dla klubu o wielkości Legii, Wisły czy Lecha, nie zaczyna się tylko i wyłącznie na boisku, na sukcesach w europucharach. To również, a może nawet w większym stopniu, kwestia tego czy dysponujesz graczami godnymi uwagi. Czy bogate kluby chcą się u ciebie stołować. Możecie patrzeć na to z perspektywy osłabiania zespołu, ale też ma to drugie dno – każdy silny klub, który pozyskuje z twojej kadry kogoś, niejako też cię docenia. Udany, duży transfer z klubu buduje twój prestiż. Każda dobra sprzedaż to swoisty kapitał. Nie tylko w sensie finansowym opłaca się sprzedawać zawodnika, ale także w sensie marki – jeśli Legia co pół roku wysyła na zachód swojego młodego gracza, a oni wstydu nie przynoszą, to jest to jasny sygnał: patrzcie, warto brać naszych graczy. Patrzcie, mamy dobrych zawodników. A potem można za swoich grajków dyktować coraz większe pieniądze, a te oczywiście to rozwój we wszystkich kierunkach, sportowym, organizacyjnym, bazy. Dinamo Zagrzeb wyrobiło sobie w tym momencie już taką markę, że jej największy talent kupuje Barcelona, za naprawdę ciężkie pieniądze – nie zawsze jednak tak było. Działali mądrze, systemowo, i osiągnęli sukces.

Ł»yro w tym momencie złapał taką formę, że jest albo najlepszym zawodnikiem Legii, albo drugim po Radoviciu. Na pewno natomiast jest tym, który będzie latem najbardziej rozchwytywanym. Jeśli zostanie – dobrze dla klubu, pomoże w grze w pucharach. Jeśli odejdzie – też dobrze, i nie mówię tutaj o czystych zyskach finansowych, ale że i to poprawi pozycję warszawskiego klubu na mapie piłkarskiej Europy. Patrzcie, znowu ktoś poważny wziął do siebie kogoś z Warszawy. I znowu oczko wyżej w drabince.

My, kibice, przede wszystkim patrzymy na wyniki sportowe. Tu chcemy sukcesów. Jesteśmy spragnieni gry naszego klubu w Lidze Mistrzów jak pewnie żaden naród w Europie. Ale patrząc na wszystko chłodną głową, rzucanie wszystkich sił na najbliższy sezon byłoby biznesowo błędną decyzją. Z punktu widzenia długofalowych celów dobrze by było, owszem, rozsądnie wzmocnić kadrę, powalczyć. Ale też sprzedać jednego zdolnego gracza za granicę, sprzedawać jednego co okienko. A przede wszystkim dalej doinwestować akademię, największy skarb, jaki obecnie posiada warszawski klub. Kto wie, gdzie byłaby dziś Wisła, gdyby w swoich złotych czasach pamiętała o szkoleniu?

LESZEK MILEWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama