Oto kolejka, która wyjaśniła właściwie wszystko – Widzew spadł z ligi w czwartek, Zagłębie spadło w piątek, Legia miała zostać mistrzem w niedzielę, ale została w sobotę. Co więc nowego, oprócz fety na Łazienkowskiej, może dać ten dzień? Ano choćby kolejny, jakże istotny krok Lechii w kierunku europejskich pucharów.
W jakim stanie Legia zamelduje się na boisku?
Ł»e piłkarze nie będą na bani, to raczej pewne – ot, nie te czasy. Ale nie chce nam się wierzyć, że przesłanie Henninga Berga „wyłącznie telewizory, idźcie do pokojów, będziecie cieszyć się jutro” faktycznie mogło znaleźć zastosowanie. Jeśli ma być radość, to spontaniczna. A tutaj… będzie trochę sztuczna i delikatnie wymuszona. – Szkoda, że nie cieszymy się z mistrzostwa od razu na murawie, a znowu przed telewizorami – mówi Miroslav Radović (za legia.net). Dziwnie będzie wychodzić z nastawieniem, by wygrać mecz, a niezależnie, czy wygrać się uda, nadejdzie pora fety.
Drugi aspekt jest taki, że trochę ten tytuł przyszedł Legii dość łatwo. Nie zrozumcie nas źle – zasłużyli, jak najbardziej, ale wydawało się, że będzie trudniej, a i jednym ze skutków reformy miało być wyłanianie mistrza dosłownie na ostatniej prostej. Tymczasem podopieczni Berga z koronami na głowach wybiegają już zza rogu. Lech walczył, długo próbował, ostatnio wygrał pięć kolejnych meczów, ale nie dał rady. Legia, odkąd jej trenerem jest Norweg, punktuje niesamowicie – po dwunastu kolejkach ze średnią 2,66 na mecz.
Czy Ruch może spać spokojnie?
Pisząc zapowiedź przed tygodniem, cytowaliśmy Jana Kociana – że teraz okaże się, czy jego zespół piłkarsko gotowy jest na sukces. I co? I Ruch oczywiście punkty stracił, u siebie z Wisłą. Niby nic w tym strasznego, ale również nic dobrego przy goniących rywalach i takim układzie gier:
– Legia (wyjazd)
– Lech (wyjazd)
– Pogoń (dom)
W chwili obecnej najgroźniejszym rywalem wydaje się Lechia, ona dziś może się nawet z chorzowianami zrównać punktami. Tak czy owak, jedni i drudzy poprzez starcia właśnie z takimi zespołami mogą udowodnić, że na to podium zasługują… albo nie. I tutaj nie ma już miejsca na kalkulację.
Czy Moniz dokona niemożliwego?
No właśnie, bardzo płynnie przeszliśmy do Lechii. Pytanie zadaliśmy trochę na wyrost, ale widać w grze gdańszczan rękę nowego trenera. Zresztą, jeden z piłkarzy ostatnio nam opowiadał, że za panowania Moniza zupełnie inaczej niż za Probierza – drużyna ma pomysł, w jej grze nie ma chaosu i przypadku, a każdy wie, co ma robić. No i przede wszystkim widać zmianę nastawianie: ta Lechia nie chowa się, nie kalkuluje, tylko gra i grać próbuje. I przez ten brak kalkulacji biało-zieloni weszli do pierwszej ósemki, a teraz walczą o podium. Dziś bez Sadajewa, ale wciąż z innym wsparciem z Tereka – Makuszewskim. Chłopak jest jednak w takiej formie, że czekamy aż Lechii w pojedynkę będzie wygrywał mecze.


Fot.FotoPyk