Miasto Warszawa ma bardzo dużo pieniędzy. Tak dużo, że aż zaczęło tymi pieniędzmi palić w piecu.
Nie da się dojść do innego wniosku czytając, że Warszawa postanowiła podarować w prezencie Polonii – podupadającemu klubowi – stadion na ponad 15 tysięcy osób. Stadion, którego Polonia śmiertelnie poważnie potrzebuje. Na Konwiktorską uderzają takie hordy ludzi, że aż nie mieszczą się w kołowrotkach. Gdy „Czarne Koszule” organizują mecz, centrum staje się nieprzejezdne, a miejsca parkingowego trzeba szukać aż na Kabatach. Wystarczy spojrzeć na jedyną zarejestrowaną na 90minut.pl frekwencję z tego sezonu…
Polonia Warszawa – Victoria Sulejówek – 874 osoby.
Polonia grała w tym sezonie jeszcze dwa inne mecze ligowe na własnym stadionie, ale ludzi było tak dużo, że nawet nie zdołano ich policzyć (można więc zakładać, że zbiegowisko było równie okazałe). Tak wielkie tłumy na stadionie nie mogą dziwić – jest przecież lato, słoneczko świeci, zimne piwko się leje, nie ma lepszego momentu na pójście na mecz niż właśnie sierpień. Podobne tłumy widziano przy Konwiktorskiej w zeszłym sezonie, gdy najwyższą frekwencję zanotowano – pomijając mecz z Widzewem, który ze względu na kibicowski potencjał łodzian jest niemiarodajny – podczas spotkania z Pelikanem Łowicz, na które przyszło aż 1293 widzów.
Istne szaleństwo. Konwiktorska jak widać pęka w szwach.
Kibiców na Polonii jest tak dużo, że częściej nie ma konieczności organizacji imprezy masowej (wtedy może wejść na stadion więcej niż tysiąc osób) niż jest. Raz przyjdzie 700 osób, raz 900, raz 500. Mimo to miasto stwierdza: – Wybudujmy im stadion! I to taki na 15 tysięcy osób!
Nikt jednak nie zada sobie pytania: ale dla kogo tak właściwie ten stadion?
Na swój sposób mobilizację środowiska Polonii jednak doceniamy. Chodzili, męczyli, pukali do drzwi, a gdy ich nimi wyrzucano to wracali oknem. Nie można powiedzieć, że nie byli zdeterminowani. Byli i to do tego stopnia, że gdy miasto zaproponowało 12-tysięczny obiekt za 57 milionów, z obozu „Czarnych Koszul” można było usłyszeć głosy niezadowolenia, że to za mało. No i głosy zostały wysłuchane – będzie nie dwanaście tysięcy krzesełek, a ponad piętnaście, a cały projekt wybudowania centrum sportu (zakładający wybudowanie także m.in. hali do siatkówki i koszykówki) ma kosztować 158 milionów.
Obóz Polonii twierdzi, że ludzie nie przychodzą na stadion, bo ten jest brzydki, a gdy już stadion będzie wyglancowany, ludzie nagle się pojawią. Ciężko z tym założeniem polemizować, bo w zasadzie w każdym z klubów po oddaniu do użytku nowego stadionu frekwencja wzrastała. Pytanie tylko, na ile może wzrosnąć ta na Polonii, skoro w sezonie, gdy ta sięgała po mistrzostwo Polski, na trybunach znajdowało się średnio 3263 osób, a podczas ery Wojciechowskiego na obiekt przychodziło zazwyczaj mniej niż pięć tysięcy sympatyków. Polonia często podkreśla swoją wielką tradycję, ale – niestety – jedną z tradycji tego klubu jest niechodzenie na mecze. Myślenie, że to się może zmienić tylko dzięki nowemu stadionowi, to myślenie bardzo naiwne.
Co więcej, ta brzydota ma odstraszać podobno potencjalnych sponsorów, którzy chcieliby wejść do klubu i zrobić z niego potęgę na miarę dawnych lat. Naszym zdaniem płacenie 158 milionów za to, że ktoś MOŻE zainteresuje się klubem, jest – delikatnie to ujmując – średnio opłacalne. Bo co wtedy, gdy inwestorów dalej nie będzie? Osoby przekonujące, że zaraz na pewno wejdą tu wielkie pieniądze, oddadzą koszty budowy stadionu? Wiadomo, że nie.
To jasne, że Polonia na stadionie zyska dużo i przyciągnie tym samym nowych ludzi. Pytanie, czy jest to gra warta świeczki wartej aż taką furę pieniędzy. Naszym zdaniem nie.