Podczas gdy Europa już żyje madryckim finałem Ligi Mistrzów, a trenerzy reprezentacji odsłaniają karty przed mundialem, tam – w samym sercu w Ameryki Południowej – pośród idyllicznych obrazów Copacabany, pięknych stadionów i tabunów gorących dziewczyn, rozgrywa się prawdziwa walka o normalność i poszanowanie podstawowych ludzkich praw. Walka toczona przez Brazylijczyków, którzy w czwartek po raz kolejny wyszli na ulice z jednym, konkretnym i tak wiele mówiącym przesłaniem: „FIFA, GO HOME!”
Nie raz donosiliśmy już o nienormalnych sytuacjach w kraju kawy, przede wszystkim TUTAJ i TUTAJ. Pomału zamieszki i kolejne fale protestów niezadowolonych rodaków Neymara przestają już dziwić, ale nie oznacza to wcale, że powinniśmy przechodzić obok nich obojętnie. Brazylia ma dziś bardzo poważny problem, z którym coraz gorzej radzą sobie tamtejsze władze, naiwnie nazywające ostatnie wydarzenia jedynie „drobnymi incydentami”. Za słupa robi Minister Sportu, Aldo Rabelo, który z rozbrajającą bezczelnością stwierdził: – Z tego, co widziałem, protestowali robotnicy. Nie zauważyłem za to niczego, co wiązałoby się z Pucharem Świat”. Nie wytłumaczył jednak dlaczego Brazylia mimo wszystko przeznaczyła dodatkowe miliony na wzmocnienie policyjnej ochrony w miastach-organizatorach i ogłosiła, że z całą pewnością zapewnione zostanie bezpieczeństwo wszystkim uczestnikom mundialu…
Tym razem Brazylijczycy wyszli na ulice dwunastu miast, w których na przełomie czerwca i lipca rozegrany zostanie mundial. Jedni mocniej (palenie opon i starcia z policją), drudzy mniej (transparenty i okrzyki), ale wszyscy zgodnie protestowali przeciwko marnotrawieniu publicznych pieniędzy, za które woleliby pobudować szkoły, poprawić jakoś transportu publicznego czy dofinansować wspomnianą opiekę zdrowotną. Chcą po prostu normalności i już teraz zapowiadają, że czwartek był dopiero zapowiedzią tego, co wydarzy się w czasie „Pucharu Śmierci” jak nazywają zbliżające się Mistrzostwa Świata. Wśród protestujących w stolicy pojawiły się nawet krzyże z nazwiskami robotników, którzy zginęli przy budowie stadionów.
W miarę zbliżania się turnieju protestujący brutalnie wytrącają władzy z rąk kolejne argumenty. Nawet piłkarze reprezentacji, za pośrednictwem mediów społecznościowych, solidaryzują się z nimi i podkreślają fatalną sytuację gospodarczą kraju. W czerwcu ma zresztą zostać pokazany światu film pt. „We don’t like Samba”, który warte grube miliardy wielkie święto futbolu pokaże z perspektywy zwykłych ludzi. Ludzi, którym brakuje na chleb, którzy pracują w warunkach uwłaczających godności i którym odmawiana jest pomoc medyczna w szpitalach, które po prostu nie mają pieniędzy na ich leczenie.
Nie ma co ukrywać – Brazylia nie jest dziś krajem kochającym futbol. Brazylia ma dziś twarz Vendetty.

Fot. buzzfeed.com
















