Reklama

Kożulj trojański

redakcja

Autor:redakcja

31 sierpnia 2018, 20:43 • 2 min czytania 30 komentarzy

Kibice Hajduka Split bardzo lubią się z fanami Górnika, a po dzisiejszym wieczorze lubić się będą jeszcze bardziej. Pozdrowienia z trybun, koleżeńskie wizyty u kumpli po szalu to wszystko nic. Prawdziwego uwieńczenia przyjaźni doczekaliśmy się bowiem w momencie, kiedy Hajduk oddał Pogoni Szczecin Zvonimira Kożulja. A Portowcy tegoż Kożulja trzymali na boisku w Zabrzu niemal przez 90 minut.

Kożulj trojański

Czy wobec tego mogą się dziwić, że znów nie udało im się wygrać? No nie. Już na początku spotkania, kilkoma zagraniami na stratę, Bośniak zasygnalizował, że jest w stanie sporo spaprać. To, że w drugiej połowie to właśnie on sprokurował karnego na 1:1 zaskoczyło nas mniej więcej jak licealistę to, że niedawno wyjęta z plecaka czerwcowa kanapka ma w sobie więcej pleśni niż chleba.

A długo wydawało się, że Górnik nic nie ugra. Kosta Runjaić po meczu z żalem przyznał, że szkoda mu dwóch punktów w spotkaniu, w którym jedynymi pomysłami Górnika na grę były długie piłki i potężne wyrzuty z autu. Zabrzanie pożar w polu karnym rywali potrafili bowiem wzniecić niemal wyłącznie ze stałych fragmentów gry. Gdy już udawało się zaskoczyć z akcji – gdy dwa razy miał okazję uderzać Angulo – Hiszpan marnował swoje szanse koncertowo. Widać, że jest w bardzo przeciętnej formie strzeleckiej, bo jego uderzeniom zdecydowanie brakuje mocy. Tego, czym tak imponował w poprzednim sezonie. I nie przysłania tego wykorzystana jedenastka dająca remis.

Czepiamy się Górnika, ale słowo trzeba też poświęcić Pogoni, bo i ona nas nieszczególnie zachwyciła. Zresztą tutaj trudno mówić o zaskoczeniu, skoro do Zabrza przyjechała ekipa bez wygranej w sześciu pierwszych kolejkach, z trzema bramkami strzelonymi na koncie. Niby prawą stroną gospodarzy raz za razem przedzierali się Nunes i Matynia, niby co i rusz dośrodkowywali w szesnastkę Loski, gdzie obrońcom zdarzało się pograć w zbijanego z kolegami zamiast przytomnie posłać piłkę w kierunku koła środkowego, albo chociaż -nastego rzędu trybun.

Jedyne, co tak naprawdę mogło się podobać, to akcja bramkowa. Wyrzut z autu, zgranie podeszwą Drygasa, płaski strzał Majewskiego tak precyzyjny, że Tomasz Loska skamieniał. Nie wykonał najdrobniejszego ruchu, mógł tylko zerknąć za siebie z uznaniem. Bo pewnie i on po jednym z najbardziej marnych jak dotąd piłkarzy sezonu takiego czegoś nie mógł się spodziewać.

Reklama

Strzał Majewskiego był jednak wisienką na średnio świeżym torcie, z którego w dodatku ktoś wcześniej zlizał lukier i wygrzebał łyżeczką krem. Bo niestety, ale taki to właśnie był mecz. Raczej na wydrapanie oczu niż na podtrzymanie dobrego wrażenia po poprzedniej serii gier.

[event_results 519579]

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Komentarze

30 komentarzy

Loading...