Jeszcze nie tak dawno można było napisać, że w lidze francuskiej tworzy się moda na Polaków. Na przykład po Euro 2016, kiedy w tamtejszych klubach mieliśmy Glika (Monaco), Krychowiaka (PSG), Rybusa (Lyon), Grosickiego (Rennes), Stępińskiego (Nantes) czy Lewczuka (Bordeaux). Dziś jednak z tego zbioru zostali już tylko defensorzy, czyli pierwszy i ostatni z wymienionych, a dołączył do nich jeden nowy gracz – Kurzawa (Amiens). Innymi słowy, zrobiło się dosyć biednie, a to sprawia, że trzeba zacząć się cieszyć z małych rzeczy. A tą jest choćby to, że w niedzielnym meczu Monaco z Bordeaux w wyjściowych jedenastkach powinniśmy zobaczyć dwóch Polaków.
Tak jak występ Glika nie jawi się jako nic zaskakującego, tak już w przypadku Lewczuka optyka jest zupełnie inna. I naprawdę przyjemnie słuchać dochodzących z Francji głosów o coraz mocniejszej pozycji naszego obrońcy. O tym, że było już bardzo źle, a dziś jest więcej niż przyzwoicie, najlepiej świadczy poniższe zestawienie:
– W całym sezonie 2017/18 we wszystkich rozgrywkach Lewczuk zaliczył w Bordeaux 615 minut.
– Jeżeli w niedzielę, tak jak w większości dotychczasowych meczów Bordeaux, Lewczuk zagra od dechy do dechy, będzie mieć na koncie 642 minuty. Czyli pobije wynik z zeszłego sezonu jeszcze w sierpniu.
A przecież Bordeaux to żadne ogórki, ale drużyna, która w zeszłym sezonie skończyła ligę na szóstym miejscu i awansowała do europejskich pucharów. Obecnie Francuzi biją się o grupę Ligi Europy z Gent (czyli z pogromcą Jagiellonii z Odjidją-Ofoe w składzie), a pierwszy mecz zremisowali na wyjeździe 0:0, przez co ich szanse są dziś całkiem spore. Rzecz jasna trudno pominąć tu fakt, że Bordeaux żyje ze sprzedaży zawodników i w ostatnim czasie mocno się osłabiło, ale akurat formacja defensywna tak mocno nie ucierpiała. A to, że Lewczuk odnalazł w niej swoje miejsce – czy to w środku, czy na prawej stronie – z pewnością jest już jakimś osiągnięciem.
Tak jak i osiągnięciem był pierwszy sezon Polaka we Francji, po którym jednak piękny sen został brutalnie przerwany. Lewczuk w kolejnych rozgrywkach utracił zaufanie szkoleniowca i prawdziwą szansę otrzymał dopiero od nowego trenera, Gustavo Poyeta, który objął drużynę na początku tego roku. Pod koniec zeszłego sezonu Lewczuk wrócił do meczowej osiemnastki i zaczął się pojawiać na boisku, a w bieżących rozgrywkach stał się pełnoprawnym członkiem pierwszej jedenastki, głównie na prawej obronie. Problem jednak w tym, że po ostatnim pożarze w klubie, o którym pisaliśmy TUTAJ, Poyet został zwolniony, a nasz obrońca utracił swojego największego zwolennika. U jego następcy póki co gra, ale też trudno wyrokować, jak jego sytuacja będzie się kształtować w najbliższej przyszłości.
A tym bardziej, że w ostatnim czasie prawy obrońca Lewczuk zyskał konkurenta w osobie Sergiego Palencii z drugiej drużyny Barcelony. Pierwsze skutki tego transferu widać było już w ostatniej kolejce Ligue 1, w której Polak wrócić do środka defensywy, a Hiszpan zajął swoją ulubioną prawą flankę. No ale właśnie – nie powędrował na ławkę, tylko wrócił na pozycję, na której jednak – przy swoich 33 latach na karku – może śmielej myśleć o jeszcze kilku latach gry na najwyższym poziomie. I tak jak uniwersalność od zawsze była sporym atutem Lewczuka, tak od dłuższego czasu przyzwyczajał nas do gry w środku i chyba właśnie w kontekście tej pozycji należałoby go rozpatrywać w przyszłości.
I tutaj od razu nasuwa się palące pytanie – czy będzie to zawodnik, którego w kontekście gry w kadrze rozpatrywać zamierza Jerzy Brzęczek? Z jednej strony podstawowy piłkarz solidnego klubu Ligue 1 to zawsze musi być kandydat do gry w kadrze. A zwłaszcza na środku obrony, gdzie specjalnego komfortu nie mamy. Co więcej, po rezygnacji Piszczka piłkarz o takiej właśnie charakterystyce (prawa lub środkowa obrona) może się okazać bardzo przydatny. Z drugiej strony przebudowa kadry raczej nie powinna wyglądać tak, że za odchodzącego zawodnika wchodzi gość z mniejszym doświadczeniem, ale jeszcze starszy (chociaż tylko o kilka dni). A przynajmniej w teorii tak nie powinno to wyglądać…
No ale przy obecnej bryndzy wśród obrońców, grzaniu ławy przez większość naszych stranierich, beznadziejnej formie Pazdana oraz rezygnacji Piszczka zdrowy i grający Lewczuk może przecież okazać się sensowną alternatywą.
Fot. FotoPyK