Lekko ponad dwa lata za granicą i już dwa spadki na koncie – Ariel Borysiuk idzie chyba na rekord. Najpierw zjechał z Bundesligi w barwach Kaiserslautern, teraz wylądował na dnie z Wołgą, do której w styczniu został wypożyczony, dziś – symboliczne – nawet nie powąchał murawy. Trochę to smutne, że losy jednego z najbardziej utalentowanych polskich środkowych pomocników toczą się w tak mizernym kierunku. Zamiast gry – ławka. Zamiast kariery – kolejna degradacja do kolekcji. Wprawdzie dziś była jeszcze szansa dla Wołgi na pozostanie w grze o utrzymanie, ale agonię skrócili piłkarze Tereka, w barwach którego tradycyjnie zobaczyliśmy Rybusa i Komorowskiego.
Sobota z ligą rosyjską to nie jest łatwy kawałek chleba. Nawet dla kogoś, kto na co dzień karmi się Widzewem i Czekajami. W teorii wszystko było dziś jeszcze możliwe. Wołga wygrać mogła i do ostatniej kolejki baraże miałaby w zasięgu. Terek z kolei nie mógł wyjść jak na plażę, bo od strefy barażowej dzielił go ledwie jeden punkt. Zapowiadało się więc emocjonująco, a skończyło na dwóch kawach i bolesnym wyczekiwaniu końcowego gwizdka. Pewnie nikt nie zauważyłby różnicy, gdyby przed początkiem meczu dyskretnie przestawiono zegar na 70 minutę. Niektórzy prawdopodobnie przyjęliby to z wielką ulgą. Dobrze, że w przynajmniej przerwie piłkarze z Groznego doszli do wniosku, że wstyd coś takiego w ogóle pokazywać ludziom, bo gdyby nie wzięli się w końcówce za jakąkolwiek grę, to pewnie posnęlibyśmy z czołami w klawiaturze.
Jak wypadli Polacy? Delikatnie mówiąc nie byli dziś pierwszoplanowymi postaciami swoich zespołów, choć niczego też tak naprawdę nie zawalili. Zdecydowanie najlepszy występ zanotował Maciek Rybus, który świetnie bił stałe fragmenty gry i robił sporo wiatru pod polem karnym starego, dobrego Pareiki, ale fajerwerków w tym wszystkim nie było. Jeden mocny strzał z dystansu w środek bramki to jednak ciut za mało, żebyśmy odtrąbili bardzo dobry mecz. Swoje na lewej obronie zrobił Marcin Komorowski, całkiem nieźle do 70 minuty radził sobie z Ailtonem dyrygujący defensywą gości Piotr Polczak, a lekko pod kreską znalazł się tylko partnerujący mu na środku obrony Marcin Kowalczyk. Pewnie gdyby wspomniany Ailton z typowego jeźdźca bez głowy przeistoczył się choć na chwilę w kumatego napastnika, to tekst pisalibyśmy z zupełnie innej perspektywy, ale że Brazylijczyk postanowić dziś zagrać swój mecz, to wyszło, jak wyszło. Całe szczęście męki jego, nasze i pozostałych grajków zakończył uderzeniem z dystansu w 74 minucie Oleg Ivanov, a stempel na bilecie Wołgi do I ligi postawił w samej końcówce rezerwowy Bokila.
***
Zdecydowanie ciekawiej i zabawniej było za to w Moskwie, gdzie swoją wątpliwej jakości sławę postanowił zaprezentować rosyjskiemu narodowi Jakub Wawrzyniak, który najpierw sprezentował rywalom gola, a później wypisał się z kabaretu po czerwonej kartce w doliczonym czasie gry. Rozpisalibyśmy się trochę, ale szkoda czasu – zobaczcie tylko minę Movsisyana po strzeleniu gola. Tę roześmianą twarz mówiącą: “kurwa, co to było!?”
Jak będzie po rosyjsku “graj na Wawrzyniaka, on jest cienki!”? Играть на Wawrzyniak, он ÑвлÑетÑÑ Ñ‚Ð¾Ð½ÐºÐ¸Ð¼?