Często narzekamy, że do polskiej ligi trafia zagraniczny szrot. Co program, to mowa o tym samym: za dużo cudzoziemców! Potem te same programy, ci sami eksperci i często troszkę inne spostrzeżenia: potrzeba więcej zagranicznych trenerów! Tylko, że to też szrot. Za szrotem piłkarskim podąża szrot trenerski. To niby nawet się trzyma kupy.
Piast Gliwice zwolnił Marcina Brosza. Za Brosza umierać nie zamierzamy, zwłaszcza, że sam jest sobie winien. Sprowadzał tych wszystkich chałowych piłkarzy z Hiszpanii, więc było pewne jak w banku, że w końcu ci chałowi piłkarze z Hiszpanii będą potrzebowali chałowego trenera z Hiszpanii. Jeśli Brosz tego nie rozumiał, to jest mało domyślny.
Stało się więc oczekiwane. Wszystko w Gliwicach zmierzało do tego, że trafi tam jakiś zagraniczny trener z odrzutu. Niemniej, powaliło nas, jak głęboko musieli szukać działacze tego klubu, by znaleźć aż takiego amatora kwaśnych jabłek. 57-letni facet, który trenował w Egipcie i na Malediwach. Zastanawialiśmy się, czy to CV turysty, czy trenera. Bo jeśli turysty, to musimy przyznać, że nawet niezłe, natomiast jak na trenera – żałosne. Piast, z tymi wszystkimi zawodnikami zebranymi z dworca w Gironie, i z trenerem, którzy ostatnio moczył jajca na Malediwach, staje się z miejsca głównym kandydatem do spadku. I tego spadku jak najbardziej życzymy, bo gliwicki klub nie szanuje sam siebie, więc dlaczego my mielibyśmy go szanować?
Z dziennikarskiego obowiązku dodamy, że facet nazywa się Angel Perez Garcia. Chodzą słuchy, że ma przywieźć Zdzisławowi Kręcinie dwa tysiące kolumbijskich pesos (ale w jednym banknocie). Dla Waldka w cargo. Kim jest Waldek? Waldek w cargo wydaje Piastowi kontenery z piłkarzami. Takie nieśmieszno-żałosne nawiązanie do „Kilera”, w sam raz na nieśmieszno-żałosne zdarzenia w Gliwicach.
Fot.FotoPyk
