Cały czas zastanawiamy się, dlaczego w Pogoni jest jak jest. Przecież wydawało się, że szczecinianie odpędzili już demony przeszłości, z którymi borykali się jesienią poprzedniego roku. Zbudowali solidną kadrę, zatrudnili odpowiednią osobę na stanowisku trenera, która wiosną odmieniła drużynę (trzecia najlepiej punktująca ekipa w pierwszej części 2018 roku). A jednak mija kolejny tydzień, a my cały czas nie możemy doczekać się pierwszego zwycięstwa Portowców. – Jesteśmy wkurwieni i chcemy się zrehabilitować w najbliższych spotkaniach. Jest w nas ogromna sportowa złość – przyznaje Adam Frączczak, ale trudno oczekiwać, żeby zła passa miała zostać przerwana akurat dziś, we Wrocławiu.
Dlaczego? Cóż, przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że Pogoń nie była w stanie zapunktować nawet z Zagłębiem Sosnowiec, jak na razie bezlitośnie obijanym przez każdego w tej lidze. To ją w tym momencie definiuje, a problemy kadrowe tylko pogłębiają marazm i nie pozwalają wyjść z tej trudnej sytuacji.
Jakkolwiek spojrzeć, Pogoni będzie dziś bardzo trudno o zwycięstwo…
Bo wciąż nie ma napastnika
Tylko jeden strzelony gol (w dodatku z rzutu karnego) w ciągu czterech pierwszych spotkań to nie przypadek. W Pogoni, najzwyczajniej w świecie, nie ma kto strzelać. Pół biedy, gdyby strzelby się zacięły, wtedy można byłoby mieć nadzieje, że w końcu wystrzelą. Problem w tym, że napastnicy Pogoni od początku sezonu są kontuzjowani i nie w pełni dyspozycji, co najlepiej zobrazował nam 45-minutowy występ Adama Buksy w pierwszej kolejce w Legnicy, gdzie chłopak po prostu nie istniał. Już wtedy borykał się z problemami z plecami, które trapią go od dłuższego czasu. Z tego względu przegapił trzy następne kolejki, a jego występ ze Śląskiem stoi pod znakiem zapytania. – Jeżeli będzie w trakcie treningów nadal czuł się dobrze, a plecy nie będą wydawały negatywnych symptomów to na pewno będzie grał w poniedziałek – przyznał Kosta Runjaić. Trudno jednak oczekiwać, że z miejsca – zaraz po kontuzji – zbawi Pogoń. Problem w tym, że trudno znaleźć dla niego alternatywę. Soufian Benyamin wypadł jeszcze przed startem sezonu, co sprawiło, że w ataku musiał biegać Adam Frączczak, a ostatnio nawet 17-letni Adrian Benedyczak. Ogromna bieda.
Bo jej problemy kadrowe nie ograniczają się tylko do ataku
W zeszłym sezonie o sile skrzydeł decydowali przede wszystkim Adam Frączczak i Spas Delew. Pierwszy, odkąd niemiecki trener przesunął go wiosną z ataku na bok, ze wszystkich 14 goli aż 12 strzelił biegając po skrzydle. Teraz, z powodu niedyspozycji Buksy i Benyamina, wrócił na szpicę, ale był tam cieniem samego siebie. Nie dawał drużynie absolutnie nic. Nie powiemy, że sabotował grę, ale na pewno za wiele mu nie wychodziło. Z kolei Delew w poprzednim sezonie strzelił pięć goli i zaliczył asystę. Teraz również miał problemy z kontuzjami, ale w końcu wrócił na ostatni mecz z Cracovią i od razu wywalczył rzut karny. Problem w tym, że po raz kolejny wypadł z gry na dłuższy czas. – Spas dobrze zagrał w ostatnim meczu, wyprowadzał ładne akcje. We wtorek uczestniczył w treningu, natomiast podczas jednej z akcji zaczęło go boleć kolano, przerwał trening i został poddany badaniom. Podjęliśmy decyzję, że poleci do Bułgarii, do swojego lekarza, który się nim będzie zajmował. Prawdopodobnie Spas nie będzie przez trzy, cztery tygodnie uczestniczył w treningach – przyznał Runjaić. No to co teraz, znów Majewski na skrzydło? Albo Kozulj lub Matynia? Niewykluczone, że jutro zadebiutuje Iker Guarrotxena, ale i tak jedno miejsce – przy założeniu, że Buksa nie będzie gotowy do gry od początku, a Frączczak wróci do przodu – zostanie wolne. A szczecińscy kibice nie mają zbyt dobrych wspomnień, biorąc pod uwagę ostatnie spotkania, z obserwowania gry na skrzydle zawodników, dla których nie jest to optymalna pozycja.
Bo nie domaga w obronie, a i tak oddaje ważnego zawodnika
Cornel Rapa, jak na szczecińskie warunki, nie był ogórkiem. A jednak Pogoń oddała go bez żalu, na czym skorzystała Cracovia. To właśnie on dał “Pasom” remis w spotkaniu ze swoją byłą drużyną. – Za jakość trzeba płacić. Nie ingeruję w sprawy Pogoni, ale to dla nas dar, że chciała się pozbyć Rapy. Oby jeszcze kilka klubów odstawiło paru takich piłkarzy, to chętnie skorzystamy – przyznał na pomeczowej konferencji prasowej Michał Probierz. Cóż, znamienne, choć odejście Rapy było przede wszystkim pokłosiem jego podejścia do treningów i słabej postawy w ważnych meczach.
Śląsk faworytem meczu z Pogonią. W LV BET kurs na zwycięstwo wrocławian wynosi 2,3
– Słabe wyniki zlały się z odejściem Cornela Rapy, przez które zawrzało na trybunach i Twitterze. Jedni pochwalają, że u trenera nie ma przynudzania i marudzenia. Jak ktoś nie dostosowuje się do obciążeń, marudzi, że jest za ciężko, to po prostu odchodzi lub nie gra. Z tego, co wiem, właśnie tak było z Rapą. Zresztą, podpadł Runjaiciowi już w jego debiucie. Rozegrał fatalny mecz z Wisłą, trener mówił, że Rumun jest dobrym zawodnikiem, ale nie jest w stanie pokazać pełni swoich możliwości. Że z dobrymi drużynami gra na pół gwizdka. Przykład – jedziemy do Poznania, trzeba się spiąć, zagrać bezbłędny mecz, a on znika. Podobnie było we Wrocławiu, gdzie również przeszedł obok meczu. Wahania formy, marudzenie. Trener też nie ukrywał, że widział, iż Rapa chce odejść. Z drugiej strony kibice zarzucali Niemcowi, że bardzo łatwo odpalił tego zawodnika. Widzimy, co robi Niepsuj. Prezentuje się słabo, wręcz tragicznie. To jest dopiero przechodzenie obok meczu. Jeżeli słyszę od trenera, że Niepsuj wygrał rywalizację z Rapą, no to nie biorę tego na poważnie. Rumun prezentował znacznie więcej jakości, bezsprzecznie – powiedział nam Dawid Zieliński, redaktor serwisu DumaPomorza.pl.
Bo gra na wyjeździe
A w tym sezonie na wyjeździe jeszcze ani razu nie wygrała! Yyy… to znaczy w tym sezonie ani razu nie wygrała, nie tylko na wyjeździe. Ale biorąc pod uwagę cały okres pracy Runjaicia (5. miejsce w tabeli, naprawdę solidny wynik) zdecydowanie gorzej idzie jej poza własnym stadionem. Tam zwyciężyła jedynie trzykrotnie (u siebie siedem razy). Ostatnio dostała nawet po przefatalnym meczu w Sosnowcu, a tego zbytnio nie trzeba komentować. Nasza Ekstraklasa często jest na bakier z jakąkolwiek logiką, ale skoro nie potrafisz zdobyć choćbym punkty w Sosnowcu, dlaczego miałbyś przełamać się – czyli wygrać, a nie tylko jakimś cudem uciułać punkt – we Wrocławiu?
Pogoń wreszcie się sięgnie po zwycięstwo? Kurs w Totolotku to 3,10
Bo Śląsk jest podrażniony
Drużyna Tadeusza Pawłowskiego po dobrym początku sezonu – i generalnie udanym zakończeniu poprzednich rozgrywek – przegrała teraz dwa mecze z rzędu. Trener wykonał tam kawał dobrej roboty, na jakiś czas odklejając od siebie łatkę jedynie sympatycznego Teddy’ego. Oczywiście, trudno wyrokować, na ile zwyżka formy wrocławian to faktycznie efekt metod szkoleniowych Pawłowskiego, a na ile po prostu ogarnięcie się samej drużyny, ale faktem jest, że poprawę widać gołym okiem. Tak wyglądał bilans Pawłowskiego jeszcze na początku sierpnia.
Problem w tym, że teraz przyszły porażki z Lechem i Koroną. Jeżeli przytrafiłaby się następna – na dodatek z dołującą Pogonią – demony mogłyby powrócić, a wyprowadzeni z chwilowej ekstazy kibice, być może znów zaczęliby się zastanawiać, czy Pawłowski nie jest jedynie dobrym strażakiem, ale na dłuższą metę współpraca z nim nie ma większego sensu.
Na ten moment trudno wyrokować, bo też nie wydaje nam się, żeby Pogoń miała wywieźć z Wrocławia trzy punkty. Inna sprawa, że to Ekstraklasa, więc nie zdziwi nas nawet jak Pogoń – grając bez napastnika – załaduje Śląskowi piątkę, a na koniec statek UFO porwie Koste Runjaicia, bo gdzieś tam na Marsie ubzdurają sobie, że powinien być selekcjonerem ich reprezentacji. Generalnie jednak stawiamy na wrocławian, którzy na ten moment posiadają w swoich rękach więcej argumentów. Przede wszystkim prezentują w tym sezonie – mniejsze lub większe – przebłyski, na które Pogoń niestety nie stać. Na siłę możemy uznać, że ostatni mecz był małym promyczkiem nadziei. Ale to wciąż za mało.
Fot. FotoPyk