Mały mecz w Wielką Sobotę. Bełchatów liderem po zakalcu w Łęcznej

redakcja

Autor:redakcja

19 kwietnia 2014, 16:01 • 3 min czytania

Zapowiadało się naprawdę nieźle. Przecież miał grać lider tabeli, zespół, który nie przegrał od piętnastu kolejek, z ekipą o – jak twierdzi wielu – największym potencjale w pierwszej lidze. Kibice w Łęcznej uwierzyli, że warto, bo tłumnie zjawili się na stadionie, już na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem ciągnęły się do kas kolejki po bilety. Wszystko pięknie, wszystko fajnie, a potem zaczęli. I przez dość długi czas zapowiadało się na wybitnie świąteczny mecz, czyli wynik „jajo do jaja”, 0:0.
Ależ zarzynano futbol w pierwszych dwóch kwadransach, sceny brutalne jak z „Gry o Tron”, tylko o wiele mniej emocjonujące. Pierwszy celny strzał na bramkę padł w 34. minucie, kiedy to Bonin próbował zaskoczyć Malarza, ale z naciskiem na „próbował”, bo to nie było uderzenie, które mogło sprawić poważne problemy golkiperowi GKS komukolwiek. Po drugiej stronie Maki na skrzydłach dużo biegały, dużo wrzucały do nikogo, dużo dawały sobie odbierać piłkę w łatwy sposób. Trwał obustronny festiwal niedokładności, tak jakby wczoraj był nie Wielki Piątek, ale Lany Poniedziałek, podlany przez graczy górniczych jedenastek w staropolski sposób.

Mały mecz w Wielką Sobotę. Bełchatów liderem po zakalcu w Łęcznej
Reklama

A potem nagle gol do szatni, jego autorem Turkovs. Rudnevsem facet nie zostanie, ale dzisiaj był bez dwóch zdań najlepszy na boisku. Dobrze zebrał się do strzału i pokonał Prusaka, choć trzeba wspomnieć, że sędzia liniowy gwizdnął spalonego przy tym golu. I trudno się dziwić, bo jeden z Maków istotnie był na ofsajdzie, a zasłaniał bramkarzowi gospodarzy pole widzenia, wyraźnie utrudniając bronienie. Z drugiej strony – gracz Bełchatowa piłki nie dotknął, podskoczył. Sędzia Frankowski ostatecznie zinterpretował wszystko na korzyść GKS, فęczna posłana na deski. Chwilę po wznowieniu już nokaut, 2:0, pozamiatane, a w roli kata ponownie فotysz. Owszem, gola strzelił Michał Mak, ale ten sam przyznawał w wywiadzie pomeczowym, że cała bramka to zasługa asystującego kolegi. فotysz efektownym zagraniem minął defensywę gospodarzy, potem zamarkował uderzenie, czym ściągnął uwagę Prusaka i kolejnego defensora, w rezultacie mógł wyłożyć piłkę Makowi, a ten po prostu nie mógł nie trafić. Dostał gola na złotym talerzu.

Górnik próbował zaatakować, ale szło mu to niemrawo. Trudno jednak, żeby szło inaczej, skoro po zejściu Woźniaka w 62. minucie (beznadziejny występ) grał bez nominalnego napastnika. Czasem na dziewiątce ustawiał się Szałachowski, czasem Nowak, generalnie wyglądało to chaotycznie, komediowo, żartobliwie. Sytuacje wynikały raczej z przypadku (bodaj najniższy na boisku Nowak strzelający głową) albo po uderzeniach z dystansu. To był jeden z tych meczów, po których widzisz, że drużyna goniąca wynik nie ma w arsenale dość prochu, by odrobić straty.

Reklama

Bełchatów święta spędzi na fotelu lidera. Nie zdziwimy się, jeśli rozsiądzie się na nim wygodnie i przez dłuższy czas będzie zerkał na resztę stawki z góry. A Łęczna? Podopieczni Szatałowa w środę jadą do Gdyni na mecz, po którym mogą wypaść z pozycji dającej awans. A wydawało się przecież, że po jesieni wypracowali sobie dość dużą, bezpieczną przewagę.

Fot.Gornik-Leczna.com

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama