O tym, że GKS Katowice wiosną mocno zapatrzył się w swoich przyjaciół z Zabrza pisaliśmy już wiele razy. Plany były ambitne – ekstraklasowi kibice, ekstraklasowy marketing, wreszcie szereg nowych partnerów biznesowych z Katowickim Holdingiem Węglowym na czele – pozostało „tylko” udowodnić, że na boisku też zasługują na najwyższą krajową ligę. Skład wydawał się całkiem porządny.
Ale niestety, po nagraniu reklam, po udzieleniu wywiadów i uśmiechach na konferencjach, trzeba odbębnić mniej przyjemną część zawodu piłkarza i pobiegać trochę po trawie. Katowiczanie pobiegali tak, że z faworyta nagle stali się liderem grupy pościgowej z szansą na dobicie do czołówki równą szansie na europejskie puchary w Zabrzu. Reakcje? Najróżniejsze. Najpierw prezes Cygan pomachał trochę szablą, grożąc, że kary będą bolesne (choć jeszcze nie wie jakie). Później swoje parę groszy dorzucili kibice, sfrustrowani kolejnym straconym sezonem i węszący spisek w szatni. Wreszcie do dymisji podał się trener Kazimierz Moskal.
I tu warto się na moment zatrzymać. Dymisja bowiem nie została przyjęta, Moskal wysłuchał na kolejnym meczu śpiewy poparcia od kibiców, a Cygan zapewnił o pełnym zaufaniu do umiejętności szkoleniowca.
Jak to? To nie liczymy na ten mityczny „efekt nowej miotły”? Nie stwierdzamy, że pod wodzą nowego trenera Fonfara nagle przemieni się w nieco starszą wersję Garetha Bale`a, nie kalkulujemy, że dobrą grę Tomaszowi Wróblowi uniemożliwiały kłody rzucane mu pod nogi przez Moskala? Wybaczcie, ale cała sytuacja to dla nas spora nowość – po kilku przegranych meczach pozostawić trenera na stanowisku i dać mu szansę poukładać wszystko po swojemu. Jasne, nie będziemy tutaj robić z Moskala drugiego Mourinho, ale patrząc na to co dzieję się w Katowicach – naprawdę, to jeden z ostatnich, których winilibyśmy za przegranie awansu, mimo że ma w tym doświadczenie – pamiętna wtopa Niecieczy, która straciła awans w doliczonym czasie gry po golu bramkarza rywali odbyła się przecież za jego kadencji.
Zwracamy jednak uwagę na coś innego. Już rozmawiając z prezesem Cyganem zimą, dało się zauważyć, że w Katowicach sięgają w przyszłość dalej, niż na kolejne dziesięć kolejek. Ł»e wykluwa się jakiś większy plan, jakiś projekt, którego nie uzależnia się od dwóch czy trzech wyników. No i nade wszystko – dostrzega się, że nie zawsze to trener jest problemem.
Efekt nowej miotły? Cóż, po szalonych tygodniach w GieKSie, łącznie z transparentem od kibiców na treningu („czas rozliczeń przyjdzie wreszcie, walcie w chuja w innym mieście”), GKS wygrał wyjazdowy mecz z ROW-em Rybnik 4:0. Z Moskalem za sterami. Da się?
Inna sprawa to głosy z Katowic. Niektórzy kibice sugerują, że teraz, gdy awans jest praktycznie przegrany, piłkarze zaczęli się obawiać o swoje bezpieczeństwo – rozumiane zarówno jako bezpieczne posady w GKS-ie, jak i bardziej dosłownie. Nadszedł czas zwycięskiej serii? Jakkolwiek to wszystko interpretować – godne pochwalenia jest przede wszystkim pozostawienie przy sterach Moskala. Bylibyśmy naprawdę zachwyceni, gdyby takie podejście do sprawy stało się normą – chcesz zwolnić trenera? Najpierw przemyśl, w jakich warunkach i jakimi materiałami przyszło mu pracować. Bo – jak widać na przykładzie Katowic – „efekt miotły” mogą zafundować kibice za pomocą farby, płótna i dosadnego sloganu.
Jeszcze przyjdzie czas, by ocenić Moskala. Na razie ocenie podlegają ci, którzy najbardziej zawodzą: od Pitrego, przez Fonfarę, aż po Gancarczyka i Wróbla. Bo chyba nie ma wątpliwości, że to nie Moskal ich „zepsuł”.