– Chłopakom ciężko się gra, gdy jeden z kolegów nie dojeżdża na pierwsze pół godziny – wypalił w przerwie Michał Kucharczyk przed kamerami Canal+. Abstrahując od tego, kogo Kucharczyk miał na myśli, to mamy wrażenie, że po meczu kibice mistrza Polski mogliby powiedzieć: – Ciężko się to ogląda, gdy nasza drużyna nie dojeżdża na pierwsze 90 minut meczu.
Legia na początku sezonu jest jak ten młody chłopak, który co miesiąc chodzi do spowiedzi, co miesiąc spowiada się z seksu pozamałżeńskiego, ale poza słownym postanowieniem poprawy nic w jego życiu się nie zmienia. W Legii zmienia się skład, zmienia się ustawienie, wreszcie zmienia się trener, a jak warszawianie odstawiali chałę, tak tę chałę odstawiają nadal.
Generalnie Kucharczyk miał rację. Z tym, że trochę się przejęzyczył. Nie chodziło o jednego, a o jedenastu legionistów. I nie o pierwsze 30 minut, a o pełne półtorej godziny gry. W zespole Vukovicia nic się nie kleiło – ani atak środkiem, ani wrzutki ze skrzydeł, ani stałe fragmenty gry. Oglądaliśmy wykapaną Legię z meczu z Zagłębiem (z tym, że z lepszą obroną), z dwumeczu ze Spartakiem (z tym, że nieco mniej elektryczną), ze starcia o Superpuchar (z tym, że mniej daremną). Wciąż nie potrafimy ustalić podstawowych kwestii – jak ten zespół ma grać? Jakie są jego silne punkty? W czym szukać nadziei?
Okej, a co z Lechią? Przyzwoite pół godziny, a później wejście w klincz. W pierwszych minutach szaleli na bokach Mak, Haraslin, Stolarski i Mladenović, ale więcej było z tego wiatru niż rzeczywistych efektów w postaci sytuacji strzeleckich. Lechia była jak facet z klubie, który wyczynia cuda na parkiecie obok dziewczyny, która bardzo mu się podoba. Mnoży figury, popisuje się, włącza miękkie biodra, a koniec końców i tak wraca do domu sam. Przykład (ta akcja zakończyła się wrzutką Mladenovicia, którą wybił Astiz):
Dobre. pic.twitter.com/laann0BoR2
— kufel (@kufel4) 4 sierpnia 2018
Najlepszą sytuację na gola miał Błażej Augustyn, gdy strzelał z ostrego kąta głową, ale Arkadiusz Malarz był – jak zwykle – na miejscu i sparował to uderzenie. A poza tym czary-mary i bez zagrożenia bramki Legii, choć przyznajmy, że to goście byli stroną dominującą.
Legia pierwszy atak przeprowadziła w 30. minucie. Pierwszy groźny atak jakoś na pięć minut przed końcem spotkania.
Mistrzostwie Polski skończyli ten mecz z większą liczbą strzałów, ale co z tego, skoro groźny był tylko ten Mączyńskiego, po którym świetną interwencją popisał się Kuciak. Poza tym kilka piłek posłanych w sektor za bramką. Do tego jakieś turlanki Cafu z dystansu i mamy puste nabijanie liczb. Gra pozorów. Tak jak stwarzaniem pozorów był występ Carlitosa, który po prostu snuł się po boisku przez 45 minut. Nie wiemy, czy Kucharczyk mówił o nim, czy o sobie (co potwierdził po meczu), ale Hiszpan jak ulał pasował do tych słów o tym, że jednego z legionistów na boisku nie było. Podsumujmy go statystyką pojedynków – jeden wygranych, dziewięć przegranych.
Legia w trzech pierwszych kolejkach nie sięgnęła nawet po połowę punktów z tych, które były do zdobycia. Jeśli ta maszyna się rozpędza, to bardzo powoli. My tu raczej widzimy ruszanie z zaciągniętym ręcznym, pod górkę i stojąc po nadkole w błocie.
[event_results 511625]
fot. 400mm.pl