Tarasiewicz nie został mistrzem improwizacji. Ruch nie odpuszcza pucharów

redakcja

Autor:redakcja

12 kwietnia 2014, 21:17 • 3 min czytania

Co prawda mecz Pucharu Polski z Jagiellonią pokazał, że w Bydgoszczy może istnieć życie po Masłowskim, lecz jeśli do grona pauzujących dołącza jeszcze – druga z gwiazd ekipy Tarasiewicza – Kamil Drygas, to szanse na udany mecz Zawiszy są mniej więcej takie same jak na to, że Michał Probierz pozostanie przez dłuższy czas bez pracy. Bliskie zeru. Trener Ryszard Tarasiewicz zapowiadał, że przy ustalaniu składu na mecz z Ruchem będzie improwizował. Jeśli napiszemy, że dotrzymał słowa, to będzie to spore niedopowiedzenie. On pojechał po bandzie.
W rezultacie na boisku od pierwszej minuty zobaczyliśmy dziś kilka twarzy, które rzadko goszczą na ekranach naszych telewizorów podczas transmisji spotkań Zawiszy. Zajrzyjmy w statystyki:

Tarasiewicz nie został mistrzem improwizacji. Ruch nie odpuszcza pucharów
Reklama

Andrzej Witan – debiut w Ekstraklasie
Damian Ciechanowski – 3 mecze/128 minut
Alvarinho – 3 mecze /30 minut
Jorge Kadu – 2 mecze/56 minut

Do tego dodajmy, że nie na swoich pozycjach zagrali dziś: Lewczuk (dziś prawe skrzydło) i Wójcicki (środek pomocy). Eksperyment gonił eksperyment. Całość wypadła bardzo blado. Witan na początku wyglądał nieźle, lecz potem puścił trzy bramki, Ciechanowski był kompletnie zesrany zagubiony. Brakowało dziś w zespole Zawiszy kogoś, kto potrafiłby w ofensywie zaproponować coś więcej niż szalone, nieskoordynowane szarże i klika prób zagrań do napastnika popełnionych przez Sebastiana Dudka. Kadu i Alvarinho nie sprawdzili kompletnie, Lewczuk miał niezłe momenty, ale dośrodkowywał dziś jakby przed meczem ktoś bawił się imadłem, używając do tego jego stopy. Kilka razy pokazał się za to w drugiej połowie Luis Carlos. Szczerze mówiąc, zastanawialiśmy się ostatnio, kiedy Brazylijczyk wróci z zimowych wakacji, bo co prawda po boisku w barwach Zawiszy biegał wiosną osobnik łudząco podobny do Carlosa, ale – po tym co pokazywał jesienią – wątpiliśmy, że to naprawdę on. Zgadzał się numer na koszulce, wzrost, kolor skóry, ale „podmiankę” zdradzała jego gra. Zaginął i wzięli nieudolnego sobowtóra.

Reklama

Te wszystkie szczegóły złożyły się w smutną dla kibiców z Bydgoszczy całość – Zawisza nie miał dziś prawie żadnych argumentów w grze ofensywnej. W dodatku gra w formacji defensywnej – delikatnie mówiąc – również pozostawiała wiele do życzenia. Skwapliwie wykorzystała to drużyna Ruchu Chorzów. Zagrali w typowy dla siebie sposób – bez wielkich fajerwerków, ale konsekwentnie aż do bólu. W pierwszej połowie po błędzie obrony piękną bramkę strzelił Bartłomiej Babiarz i ekipa Kociana mogła okopać się na swoich pozycjach i bronić wyniku.

Pewnie dowieźliby tę jednobramkową przewagę spokojnie do końca, lecz aż żal było nie skorzystać z takiej dyspozycji obrony Zawiszy. Oczywiście, dwie bramki w końcówce były konsekwencją tego, że zespół z Bydgoszczy szalonymi zrywami chciał odrobić straty i otworzył się, ale powiedzmy sobie szczerze, przy obu golach obrona Zawiszy mogła zachować się zdecydowanie lepiej. Trafili Surma oraz Kuświk i kibicom w Bydgoszczy przypomniał się scenariusz z inauguracyjnego meczu rundy jesiennej z Lechią Gdańsk. 0-3. Nastroje w drużynie przed rewanżem z Jagiellonią nie będą zbyt ciekawe. Ruch za to potwierdził, że po lekkim zawirowaniu wrócił już na właściwe tory. Nie da się wykluczyć, że końcową stacją będą europejskie puchary.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama