Zagra czy nie zagra? Płacić czy nie płacić? Dawno nie było takiego losowania

redakcja

Autor:redakcja

11 kwietnia 2014, 13:33 • 3 min czytania

Zaczęło się od Ligi Europy, półfinałowej pary Valencia – Sevilla i stwierdzenia, że Hiszpanie żałują, bo w finale będą mieli tylko jedną drużynę. Potem Luis Figo zamieszał kulkami Ligi Mistrzów i zrobił tak, jak typowała większość: Real zagra z Bayernem, Atletico zmierzy się z Chelsea. Ale to nie ewentualny hiszpański finał, ani derby Madrytu zagarnęły zainteresowanie kibiców. Jeśli z czegoś zapamiętamy popołudniowe losowanie, to będzie to osoba Thibaut Courtois. Cudowne dziecko belgijskiej piłki, najlepszy bramkarz ubiegłego sezonu La Liga, piłkarz wypożyczony z… Chelsea do Atletico. I tu właśnie zaczynają się pytania.
UEFA mówi wprost: piłkarz może grać. Chelsea odwrotnie: zapis międzyklubowy to wciąż zapis i jeśli Atletico faktycznie chce skorzystać z Belga, to będzie musiało zapłacić 3 miliony euro za każdy mecz. Czy Courtois jest wart takich pieniędzy? A jeśli nawet zagra bez płacenia (UEFA stoi na straży), to czy Chelsea po sezonu z Madrytu go nie zabierze? Sprawa od dłuższego czasu wygląda ciekawie. Sam piłkarz wiele razu prosił Mourinho: określ moją sytuację, muszę wiedzieć na czym stoję. Na dziś – nie wie nic. Ani to, czy zagra, ani to, gdzie wyląduje w przyszłym sezonie.

Zagra czy nie zagra? Płacić czy nie płacić? Dawno nie było takiego losowania
Reklama

Tak czy siak – zostawmy to. Nie jest to moment, żeby pisać o sprawie jednego piłkarza, tylko zastanowić się, co nas czeka dalej. Atletico też raczej zamiast roztrząsać sprawę Belga, powinna skupić się na trofeum. Simeone kontra Mourinho – już samo to zestawienie potrafi przyprawić o ciarki, a co dopiero, gdy zestawimy całe jedenastki. Atletico to ci, którzy w Europie najlepiej bronią. Chelsea to drużyna znająca magię pucharów, potrafiąca odwracać losy meczu w najmniej oczekiwanym momencie. Czy zagra Courtois, czy nie zagra – rebelianci z Madrytu znowu będą gryźć, drapać i szarpać, a na końcu pewnie wygrają. Nawet, jeśli nie wystąpi Diego Costa, dajemy im większe szanse.

Reklama

Hiszpańskie drużyny, poza Sociedad (brutalny pojazd w grupie LM) w tym sezonie nie odpadają albo eliminują się same. Real chciałby słyszeć to jak najdłużej, ale umówmy się – trafił najgorzej jak mógł. Po pierwsze – każdy wie, co prezentuje Bayern, po drugie – Królewscy nienajlepiej wspominają wojaże do Niemiec. Za piłkarzami Guardioli lekki kryzys, teraz krótka przerwa od europejskich pucharach i coś nam mówi, że wrócą w stylu, jaki prezentowali przez większą część sezonu.

Poza tym Liga Europy: Juventus – Benfika i Valencia – Sevilla. Oczywiście dużo ciekawsze starcie nr 2, choćby patrząc, co wczoraj te drużyny wyczyniały w ćwierćfinałach. Nietoperze nie wygrali w Andaluzji od 11 spotkań, ale po cudzie w Bazylei kto by się przejmował statystykami. Kiedy w 2004 roku Valencia grała w Pucharze UEFA, też w półfinale trafiła rodaków (Villarreal), a potem awansowała do finału i rozgrywki wygrała. Niech to będzie jakichś prognostyk.

Aha, jeszcze słowo o samym losowaniu. Rozumiemy prawa telewizji, budowanie show, ale dialogi فysego z Ciro Ferrarą albo opowieści Luisa Figo – wyjątkowo przecudne. Czy w mieście czuć atmosferę finału? Czy Turyn jest gotowy? Zasnąć można, tak samo jak podczas wypowiedzi tzw. Przedstawicieli komentujących wyniki losowania. Fajnie zobaczyć, jak dziś wygląda Nedved i że tak samo, jak kiedyś albo przypomnieć sobie o poczciwym Rufete, ale litości – ile można. Na szczęście wyciąganie kulek już odbębnione. Pary rozlosowane. Pierwsze komentarze puszczone w świat. Teraz dwa tygodnie czekania i znowu kurtyna w górę.

Oby z Courtois.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama