Jak nie zarządzać klubem ekstraklasy? – książkę pod takim tytułem powinien napisać Dariusz Smagorowicz, prezes Ruchu Chorzów. Mógłby też zamieścić tam rozdział: – Jak dodatkowo ośmieszyć się w prasowym wywiadzie? Taki biznesowy poradnik na opak.
Doceniamy szczerość pana Smagorowicza, bo to zawsze fajnie, kiedy ktoś tak rozkosznie papla. Inni nie odbierają telefonów, unikają rozmów albo w najlepszym razie posługują się ogólnikami. A on: siada i papla. Tym razem napaplał dla „Przeglądu Sportowego” o tym, jak jego Ruch wpadł w kłopoty i jak z nich teraz rzekomo wychodzi.
Co się więc stało, że „Niebiescy” są biedni?
Odszedł Waldemar Fornalik. Gdyby nie odszedł, to wiadomo: klub byłby bogaty. A tak, niestety – wszystko się posypało, budżet też. Smagorowicz gdyby tylko wiedział, że Smutny Waldemar zostanie pojmany przez PZPN, to sprzedałby czołowych piłkarzy. Na przykład Piecha by sprzedał (niestety, nie wspomniał, że przecież i tak go sprzedał – ale to już szczegół). Mówi też prezes, że lekko mu odbiło, szajba po prostu, i podpisywał umowy zbyt wysokie jak na budżet klubu. Na szczęście przyszła Komisja Licencyjna i mu powiedziała, że tak nie wolno. „Nakaz z góry czasami działa jak otrzeźwienie”. Oto prezes notowanej na giełdzie spółki przyznaje się publicznie, że zawierał nieracjonalnie wysokie kontrakty, spychające klub w stronę bankructwa i być może robiłby to dalej, gdyby PZPN nie pogroził palcem. Czyż to nie urocze?
Zawsze nam się wydawało, że spółki notowane na giełdzie powinny być zarządzane w sposób roztropny, a tu się okazuje, że niekoniecznie. „Wiosną przedłużyłem kontrakt z Waldemarem Fornalikiem, dla mnie on był gwarancją, że uda nam się powtórzyć wynik sportowy i finansowy” – mówi Smagorowicz. To bardzo ciekawe, na bazie jakich przesłanek poważny niby człowiek kleci biznesplan. Pan Dariusz najwidoczniej faktycznie wierzył, że Ruch może dwa razy z rzędu zdobyć wicemistrzostwo kraju, tylko dlatego, że będzie mieć tego samego trenera. I na podstawie tego przeświadczenia wydawał pieniądze, których nie miał, ale które miał zamiar mieć.
Niestety, zamiast drugiego miejsca, było drugie, ale od końca.
Teraz sytuacja „Niebieskich” jest już lepsza, ponieważ dobrzy ludzie pożyczyli klubowi pieniądze (bardzo jesteśmy ciekawi – na jaki procent?). Czyli w Chorzowie byli winni kasę wierzycielowi A, pożyczyli od B, teraz są winni B, ale A już jest spłacony. Tak można się bawić w nieskończoność, w Ameryce próbowała tego spora część społeczeństwa, spłacając jedną kartę kredytową drugą. Potem niestety przyszedł pan z banku, zabrał karty i dom.
Pojawiło się też kilka kłopotliwych kwestii.
Co z ludźmi, którzy mają wyroki stwierdzające, że Ruch od lat jest im winny pieniądze?
Odpowiedź: Ruch nie jest im winny, bo tak uznał Grzegorz Lato i jego PZPN w 2008 roku.
Czy był sens wojować z Andrzejem Niedzielanem?
Odpowiedź: prezes poprosił go o „napiwek”, ale Niedzielan żadnego nie chciał dać. Jeszcze nie dawno otrzymał propozycję, by zrzekł się jednej pensji, ale – a to ci pech – nie chciał. A że nie chciał, bo traktowano go jak szmatę? Absolutnie nie. Uwaga, to jest dobre: „Klub Kosa miał na celu złamanie woli, psychiki. U nas nie o to chodziło. Niedzielan nie trenował ani z pierwszym, ani drugim zespołem. To co mieliśmy z nim zrobić? Daliśmy mu indywidualnego trenera”. Szczyt bezczelności. Dlaczego Smagorowicz nie powie, czemu Niedzielan nie trenował „ani z pierwszym, ani z drugim zespołem”? Bo nie miał ochoty? Przecież wtedy można byłoby go wyrzucić na zbity pysk. Nie, ochotę miał. Nie trenował, ponieważ mu zabroniono.
Czy piłkarze Ruchu otrzymali pieniądze w tym roku?
Odpowiedź: hit! „Otrzymali bardzo dużo, wszystkie premie za wicemistrzostwo”. Przypominamy, że Ruch wicemistrzem został w maju 2012 roku.
Wreszcie pytanie: czy Igor Lewczuk został oszukany w sprawie porozumienia z zeszłego roku?
Odpowiedź: znowu hit. „To prawda, powinienem do niego zadzwonić i go przeprosić”. I dalej: „Jest mi głupio. Zresztą nie chodzi tylko o Igora. Również o Pawła Abbotta, Rafała Grodzickiego”. Później prezes przyznaje, że nie chciało mu się odbierać telefonów od osób, którym wisiał pieniądze, więc nie odbierał, ale kończy górnolotnie: „Nigdy się jednak nie poddałem. Jak w maratonie, wstałem z kolan i pobiegłem dalej”.
Run, Forest, run!
Czy przy takim prezesie mogą dziwić notowania Ruchu na giełdzie?
Linia prosta – pacjent zmarł.
