Sir Alex Ferguson stwierdził kiedyś, że kupowanie zawodników po udanym turnieju w ich wykonaniu, to jedna z największych pułapek na rynku transferowym. Sam zresztą w tę pułapkę wpadł, biorąc do Manchesteru United Karela Poborsky’ego i Jordiego Cruyffa. A jednak regularnie po mistrzostwach świata czy turniejach kontynentalnych znajdują się chętni na większych czy mniejszych bohaterów. Na postaci dotąd nieznane, które na wielkiej scenie nie fałszowały lub na znane nieco bardziej, mające za sobą kilka bardzo udanych występów w najlepszych możliwych okolicznościach. Kto na mundialu ugrał dla siebie naprawdę konkretny transfer?
Żeby była jasność – nie wymienimy tutaj na przykład Jannika Vestergaarda, bo faktycznie trafił do Southampton po mundialu, ale w Rosji nie zagrał ani minuty. Caleta Car z Chorwacji – zagrał 90 minut przeciwko Islandii, ale wątpliwe, by to miało szczególny wpływ na jego transfer z Salzburga do Marsylii. Nie mamy cienia wątpliwości, że kluczowy dla władz OM był dwumecz w Lidze Europy z ekipą ze stajni Red Bulla.
Robin Olsen (FC Kopenhaga -> AS Roma)
Nie wiemy, czy to najlepszy deal klepnięty w dużej mierze na podstawie świetnego mundialu, ale na pewno najlepiej ograny w mediach społecznościowych przez Romę.
New delivery for #ASRoma pic.twitter.com/gW6rwnYtxf
— AS Roma English (@ASRomaEN) 24 lipca 2018
Olsen ma wskoczyć w ogromne buty Alissona Beckera, mimo że w życiu nos poza Skandynawię wyściubił zaledwie na pół roku, gdy bronił barw PAOK-u Saloniki i pewnie nie spodziewał się, że może trafić do klubu z absolutnego topu. Do półfinalisty tegorocznej Ligi Mistrzów. No ale w Rosji bramkarz Szwedów pomógł szczęściu, zachował trzy czyste konta w pięciu meczach i jest tu, gdzie jest, w dodatku mogąc zakładać bluzę z jedynką na plecach.
Aleksandr Gołowin (CSKA Moskwa -> AS Monaco)
Przed mundialem typowany na objawienie, po mundialu mianowany tymże. Gołowin sprawiał, że w drugiej linii Rosjan wszystko bezboleśnie się zazębiało, już w pierwszym spotkaniu zaczął od gola, w efekcie z każdym dniem w grze o jego podpis miały się pojawiać nowe, coraz większe marki. Juventus. Barcelona. Chelsea. Przy wyraźnej pomocy oligarchów (czytaj TUTAJ) wybrał AS Monaco. We Francji powinien mieć raczej pewne granie, szczególnie wobec odejścia Joao Moutinho, a więc i drogę do kolejnego, już zdecydowanie większego ruchu. Drogę wytyczoną przez ludzi takich jak Fabinho, Mbappe, Mendy…
William Carvalho (Sporting Lizbona -> Betis)
Na przejście Carvalho do którejś z najmocniejszych lig zapowiadało się już od ładnych paru lat, ale wreszcie doszło do konkretów. Niespodziewanie nie wylądował jednak na Wyspach Brytyjskich (mówiło się o Manchesterze United czy Arsenalu), a w Hiszpanii, konkretnie w stolicy Andaluzji. Do pobicia transferowego rekordu Denilsona trochę brakło, ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że cztery rozegrane od deski do deski spotkania w Rosji, koronujące i tak już potężne doświadczenie międzynarodowe, mocno wpłynęły na wysoką, oscylującą w granicach 20 milionów euro cenę.
Miguel Layun (Porto -> Villarreal)
Wypożyczenie do Sevilli okazało się nieporozumieniem. W życiu byśmy nie powiedzieli, że na jego podstawie Villarreal zdecydował się wyłożyć cztery bańki na uniwersalnego Meksykanina. W stolicy Andaluzji owszem, grał, ale grał bardzo słabo. Za to na mistrzostwach zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Oczywiście wyłączając incydent z nadepnięciem Neymara poza linią boczną.
Przez moment zainteresowanie zawodnikiem wyrażał zresztą nawet Unai Emery, chcąc mieć tego zadaniowca w Arsenalu. Trudno się dziwić – mimo słabego półrocza w LaLiga, Lauynem można załatać praktycznie każdą dziurę w pomocy i obronie.
Milan Badelj (Fiorentina -> Lazio)
Badelj to taki trochę przypadek Rafała Kurzawy. Niby wiedział, że wygasa jego kontrakt we Fiorentinie, ale nie zabezpieczył się wzorem na przykład Ivana Strinicia (dogadany z Milanem już w maju), tylko czekał na rozwój wypadków na mistrzostwach świata. No i choć nie pograł za wiele, to na pewno znakomity mecz z Islandią (gol i asysta) nie przeszkodził mu w ugraniu umowy w Wiecznym Mieście. Wylądować po chwili bezrobocia w piątym zespole Serie A, gdy wcześniej grało się w ósmym? Całkiem nieźle, przyznacie.
Xherdan Shaqiri (Stoke City -> Liverpool)
W Anglii wszyscy doskonale znali jego możliwości (znakomite uderzenie z każdego miejsca na boisku, świetne oko do otwierających podań, zdolność do ekwilibrystycznych strzałów), ale udany mundial na pewno nie był bez znaczenia, gdy Juergen Klopp decydował się włączyć Szwajcara o albańskich korzeniach do swojej szalonej bandy. W ostatniej minucie meczu z Serbią, gdy niestrudzony pognał na bramkę Vladimira Stojkovicia, niemiecki szkoleniowiec mógł dostrzec, że wydolność, jakiej wymaga od swoich graczy, Shaqiri ma na naprawdę świetnym poziomie.
A reprezentant Szwajcarii już pięknie strzela w nowym zespole.
Wahbi Khazri (Sunderland -> St. Etienne)
Khazri to gość we Francji doskonale znany, ale w kwestii tego, co przesądziło o transferze, wątpliwości nie pozostawia dyrektor sportowy Saint Etienne Frederic Paquet. – W wieku 27 lat Wahbi osiągnął dojrzałość. Nie tylko poprowadził swój zespół do finałów mistrzostw świata, ale potrafił pokazać swój wielki talent w ciężkiej grupie, w której Tunezja zmierzyła się z dwoma późniejszymi półfinalistami.
Khazriego po mistrzostwach czekał powrót do Sunderlandu, który w międzyczasie, gdy Tunezyjczyk był wypożyczony do Rennes, spadł do League One, a więc na trzeci poziom rozgrywkowy. Transfer do Saint Etienne, czyli drużyny nie tylko występującej w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale i stałego uczestnika walki o europejskie puchary, to zdecydowany awans.
Christian Cueva (Sao Paulo FC -> FK Krasnodar)
Można przestrzelić karnego, nie wyjść z grupy, a i tak zaliczyć mistrzostwa do udanych? Christian Cueva pokazał, że można. Został kozłem ofiarnym po meczu z Danią, który reprezentacja Peru mogła (powinna?) wygrać, a w którym pomylił się z jedenastu metrów. Ale w Krasnodarze spojrzeli szerzej i uznali, że dorzucając Cuevę między innymi do Szweda Claessona (także kozackie MŚ), stworzą naprawdę dobre warunki, by straszyć defensorów nawet tych najmocniejszych w Rosji ekip z Sankt Petersburga i Moskwy.
Do tej pory Cueva nie grał poza Ameryką Południową i wątpliwe, by bez mundialu to się zmieniło. W lidze brazylijskiej miał być wyróżniającą się postacią, ale nie na tyle, by zwrócić uwagę europejskich marek. Liczby miał solidne (28 meczów, 2 gole, 7 asyst), ale jak na ofensywnego pomocnika – niczego to nie urywa. Mundial pokazał jednak, jak wartościowy to gracz, z jaką gamą atutów. Drybling? Jest. Otwierające podanie? Owszem. Strzał? A jakże.
Tylko te karne…
Lucas Torreira (Sampdoria -> Arsenal)
Jeśli na The Emirates mieli jakieś wątpliwości, czy Torreira to właściwy człowiek, mundial ostatecznie je rozwiał. – Lubiłem oglądać go w Sampdorii w dwóch ostatnich sezonach, nie umknęło też nam wszystkim, jak świetnie radził sobie na mistrzostwach w barwach Urugwaju – mówił zaraz po podpisaniu przez Torreirę kontraktu Unai Emery.
Istniały zresztą obawy, że dobre mistrzostwa pomocnika Sampdorii podbiją cenę, jednak Arsenal prawdopodobnie wynegocjował 25 (lub 22, zależnie od źródła) miliony funtów wcześniej, zabezpieczając się przed wzrostem kwoty oczekiwanej przez klub z Genui. Guardian o porozumieniu co do sumy płaconej Sampdorii informował bowiem już 12 czerwca. Torreira zaś zwlekał z potwierdzeniem aż do powrotu z turnieju, jednak rosyjski turniej tylko utwierdził włodarzy Kanonierów w przekonaniu, że stawiają na właściwego konia.
Fot. newspix