Reklama

Co słychać na finałach Neymar Jr’s Five?

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

24 lipca 2018, 08:53 • 5 min czytania 5 komentarzy

Kenijscy piłkarze zaczynają machać rękami w geście pozdrowienia. Portugalczycy wyjmują telefony komórkowe i skupiają się na kręceniu filmików. Duńczycy obserwują całe wydarzenie z charakterystycznym dla Skandynawów spokojem, ale i zaciekawieniem. Za to brazylijskie dzieciaki nawet nie próbują zachować pozorów. Piszczą, krzyczą, klaszczą i tupią nogami. Są kompletnie oszalałe, bo kilkadziesiąt metrów dalej w oknie na wysokości trzeciego piętra widać twarz ich największego idola – Neymara. Brazylijczyk wita swoich fanów, po czym znika z pola widzenia. Niebawem pojawia się na boisku i wtedy trybuny wybuchają na nowo, ze zdwojoną siłą.

Co słychać na finałach Neymar Jr’s Five?

Obecność piłkarza PSG w Instituto Projeto Neymar Jr. w Praia Grande oznacza jedno – czas na trzeci światowy finał turnieju jego imienia. To zawody, w których łącznie wzięło udział ponad 125 tysięcy uczestników z 6 kontynentów. Przed napastnikiem Canarinhos zaprezentują się tylko ułamek tej liczby – cztery zespoły kobiet i mężczyzn, które zaszły aż tu, do półfinałów całej zabawy. Za to przyjemności zagrania z Neymarem dostąpią już tylko ci, którzy okażą się najlepsi.

IMG_4404

Kiedy dzień wcześniej oglądam eliminacje panów, nabieram przekonania, że będą to Argentyńczycy. Są szybcy, znakomici technicznie i przede wszystkim niezwykle zdeterminowani. Dowód? Ze spotkania z groźną Kenią wychodzą zwycięsko, mimo że przegrywali je 0:2. W Neymar Jr’s Five taka przewaga to kosmos – przypominam, że po każdym straconym golu w twojej drużynie musi zejść jeden zawodnik. A zatem Albicelestes odrabiają straty grając 3 na 5 a następnie 3 na 4 rywali!

Ich liderem jest piłkarz przypominający z sylwetki i wyglądu zdecydowanie bardziej… Cristiano Ronaldo niż Leo Messiego. Ten chłopak zaimponował wszystkim w finale, kiedy to grając w pojedynkę przeciwko czterem (!) Meksykanom ograł ich wszystkich i strzelił gola. Akcja turnieju, ale też dla niego to marne pocieszenie, bo Argentyna przegrała najważniejszy mecz imprezy 2:5. Po wszystkim jej lider padł na kolana i przez dłuższy czas płakał. Nie mógł pogodzić się z tym, że drobni rywale, z postury przypominający zdecydowanie bardziej skoczków narciarskich niż piłkarzy, rozbili jego zespół.

Reklama

IMG_4782

Meksykanie też jakby początkowo nie byli w stanie w to uwierzyć. Ale jak już zdali sobie sprawę z tego, co zrobili, włączył im się typowy południowy luz. Na tyle duży, że w pokazowym spotkaniu z zespołem kumpli Neymara jeden z nich… odebrał Brazylijczykowi piłkę, a potem oszukał go jeszcze wspaniałą techniczną sztuczką. Trybuny skwitowały to jednym wielkim „wooooow”, zawodnik PSG zdecydowanie nie był tak podekscytowany. Chwilę potem podkręcił tempo i pokazał kilka zagrań, po których brazylijskim dzieciakom opadły z wrażenia szczęki.

IMG_4693

Akcja z Meksykaninem to był właściwie jedyny moment, kiedy uśmiech zniknął z twarzy Neymara. Wcześniej humoru nie zepsuło mu nawet… uderzenie w ową twarz. Piłkarz oglądał najważniejsze mecze tuż przy bandzie, na której siedział jego synek. Z jednej strony – idealne miejsce, z drugiej można było tam nieźle oberwać. No i właśnie w finale pań jedna z Brazylijek wykopała piłkę na oślep, jak się okazało prosto w facjatę gospodarza całej zabawy. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia, inaczej niż wynik najważniejszego meczu kobiet. Canarinhos wygrały go po dogrywce, w której walczy się 1×1. Nie padła w niej jednak żadna bramka, Włoszki przegrały, bo jedna z nich… faulowała wychodzącą na czystą pozycję rywalkę. Czerwona kartka oznaczała automatycznie triumf gospodyń, co wywołało spory entuzjazm Neymara. Co ciekawe, tak jak jego męski zespół pokonał Meksykanów, tak żeńska drużyna, do której dołączył, nie dała rady przeciwniczkom. Nas to nie zmartwiło, od początku finałów dopingowaliśmy Brazylijki, głównie ze względu na tę piłkarkę (patrząc po reakcjach publiczności, zdobyła serce 99% zgromadzonych na niej facetów).

IMG_5013

Trybuny ekscytowały się nie tylko urodziwymi zawodniczkami, ale i znanymi piłkarzami. Poza Neymarem najbardziej rozpoznawalnym z nich był Dani Alves. Ekscentryczny zawodnik PSG tym razem nie prezentował się jak samozwańczy kreator mody. Tego dnia bardziej niż wyglądem imponował zachowaniem – chętnie pozował do grupowych selfie z rozentuzjazmowanymi uczestnikami Neymar Jr’s Five. W samym turnieju nie wziął udziału, widocznie Neymar przydzielił mu inne zadania – dbania o atmosferę. Brazylijczyk wywiązał się z nich znakomicie. Robił wrażenie sympatycznego gościa, który cieszy się, że może wziąć udział w tym turnieju.

Reklama

Ostatnie zdanie pasuje w sumie do każdego z zawodników Ghetto Gospel, a więc polskiej drużyny, która wzięła udział w całej zabawie. Charakterne chłopaki ze Śląska marzyły o tym, żeby awansować chociaż do 1/8 finału, niestety ta sztuka im się nie udała. W drugiej rundzie zatrzymali się na Australii (0:5), w której menedżerem był gość wyglądający jak brat bliźniak Mile Jedinaka. Nasi rywale grali na boisku długimi momentami tak twardo, jak piłkarz Aston Villi, dlatego po meczu doszło do małej zadymki. Panowie skoczyli sobie do gardeł, na szczęście udało się powstrzymać emocje i nie doszło do poważniejszej szamotaniny.

Przed tym spotkaniem Ghetto Gospel prezentowali się naprawdę nieźle. Polacy grali jak równy z równym z późniejszym półfinalistą imprezy Kolumbią (1:1), byli zdecydowanie lepsi od Maroka, choć wynik 2:1 nie odzwierciedla przebiegu meczu, pokonali też 1:0 chimeryczną Kanadę.

IMG_4427

Przede wszystkim nie stracić bramki – taką taktykę przyjął nasz zespół. Sprawdzała się nieźle do ostatniego grupowego spotkania, z Turcją (0:3), która strzeliła nam mega fartownego gola numer jeden – po uderzeniu piłki z połowy boiska! Potem wszystko się posypało, a zła passa, niestety, trwała w sobotę. Po laniu od Australijczyków nasi chodzili przybici przez kilka ładnych godzin. – Pewnie za jakiś czas humor nam się poprawi. I tak osiągnęliśmy sporo, w końcu w warszawskich finałach przegraliśmy pierwszy mecz 0:5, a mimo to doszliśmy tak daleko, do fazy pucharowej w Brazylii – podsumował jeden z członków drużyny Kamil Michalec. – To była dla nas bez wątpienia przygoda życia. Fajna piłkarska impreza, ciekawi ludzie wokół, zwiedzanie nowego kraju, czego chcieć więcej?  – słowa  Rafała Majchrowskiego chyba najlepiej oddają całą ideę Neymar Jr’s Five, czyli wydarzenia, o którym zapewne jeszcze nie raz i nie dwa będzie głośno na całym świecie.

KG z Brazylii

Fot. Bartłomiej Szczęśniak

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

5 komentarzy

Loading...