Zmiany u angielskich chuliganów oczami jednego z nich

redakcja

Autor:redakcja

01 kwietnia 2014, 10:23 • 4 min czytania

Materiały promocyjne mówią o książce: opis życia jednego z największych chuliganów Manchesteru. Reklamują, że w przeciwieństwie do innych pozycji, tutaj widzimy dzieciństwo młodego Mickeya Francisa, jednego z chłopaków współtworzących Guvnors, a wcześniej Cool Cats i Mayne Line Service Crew – pierwszy garnitur chuliganów Manchesteru City. To dość nietrafiony opis. Jasne, opis dzieciństwa legendy angielskiej chuliganki to ciekawe urozmaicenie, ale to co w tej książce najważniejsze ciągnie się przez wszystkie 185 stron. Chodzi bowiem nie o opisy poszczególnych burd czy kolejnych wyjazdów, ale o zmiany – nie tylko w świecie kibiców, a w całej Anglii drugiej połowy XX wieku.
To chyba najbardziej uderza. Zmiana z dzieciaków, które sikały sobie na łóżka (sic!) przez bezwzględnych chuliganów demolujących całe miasta w ludzi, którzy wręcz narzekają na współczesnych gangsterów. Na tych wszystkich, dla których przemoc przestała być czystą rozrywką, a stała się sposobem na zarabianie pieniędzy. Na tych, którzy zamiast pięści, zaczęli używać broni, co gorsza nie tylko tej białej, która – jak mówi Francis – od dawna była obecna w walkach kibiców, ale i palnej.

Zmiany u angielskich chuliganów oczami jednego z nich
Reklama

Zresztą, ciężko nie pisać o zmianach, skoro między pierwszą bójką młodziutkiego gnojka na początku lat siedemdziesiątych a ostatnimi wspomnieniami autora minęło dwadzieścia długich sezonów. Cała książka… cóż, jest dość jednostajna i średnio odkrywcza, ale te krótkie, niesłychanie wartościowe momenty wynagradzają nieco dłużące się opisy kolejnych zadym. Przykłady? Ano, choćby kwestie rasizmu na angielskich trybunach. Francis jest mulatem, jego pierwsza ekipa „Cool Cats” składała się niemal wyłącznie z czarnoskórych hardych dzieciaków z Moss Side, więc siłą rzeczy zanotowali kilka spin z kibicami Manchesteru City z rasistowskimi poglądami. Francis tłumaczy zresztą w ten sposób brak zaangażowania w mecze reprezentacji – choć czuje się Anglikiem i kocha swój kraj, po prostu nie chce razić w oczy. Towarzyszą temu przemyślenia na temat różnic, na przykład między Londynem a resztą Anglii, między tamtejszymi modnisiami i dość zaniedbanymi kibicami z pozostałych części Wysp Brytyjskich.

Druga sprawa – stosunki z policją. Browar wypity z jednym z funkcjonariuszy, który po służbie, podczas której cały dzień tłukł się z chuliganami z Manchesteru, pogratulował im w knajpie hardości. Zero pretensji wobec policyjnej brutalności, zero pretensji wobec chuligańskiej agresji – tak jakby obie strony wiedziały, że chodzi wyłącznie o mordobicie, cicho akceptowane po obu stronach barykady.

Reklama

Generalnie, gdy już cię zawinęli, klawisze nie byli tacy źli. Z niektórymi szło nawet pożartować. Po prostu wykonywali swoją pracę. Nawet dzisiaj, gdy coś nawywijam i trafię na dołek, nie mam do nikogo pretensji. Oni też są ludźmi. Jak nadepniesz komuś na odcisk, musisz liczyć się z rewanżem. Tak samo jest z gliniarzami. To taka gra – raz się wygrywa, a raz przegrywa.

Image and video hosting by TinyPic

ZAMÓW „GUVNORS” Z NASZEJ OFERTY >>

Takich klisz jest zresztą więcej. Przedsiębiorczość, która może odratować z największej biedy. Historie chłopaków z getta, którzy zaliczali „wszystkie plansze gry” – od chuligaństwa, przez wyroki, po wykorzystanie doświadczeń z ulic i spod celi w legalnych interesach, które dawały im naprawdę godne życie. Kim byliby bez chuligaństwa? Dlaczego sądzą, że współcześni gangsterzy są dla społeczeństwa groźniejsi, niż ich ganianki po miastach? Jak zmieniły się kary, jak zmienił się sposób rozpracowywania ich środowiska?

Szczególnie razi w oczy to ostatnie przejście – od symbolicznych mandatów za cotygodniowe demolowanie miasta i bójki z innymi kibicami oraz policją, po wysokie kary za jakąkolwiek niesubordynację ze staniem na krzesełku włącznie. Dla obserwatorów i zwolenników dość spontanicznego stylu polskich trybun – lektura mrożąca krew w żyłach.

Nie zdradzając zbyt wiele – mocny jest też sam epilog oraz podsumowanie tego kim był i jak zmieniał się przez kilka ładnych dekad Mickey Francis. I to dokąd oraz jak doszedł zwykły szczawik ze złej dzielnicy Manchesteru. Awantury? Tworzą lwią część książki, niektóre są ciekawe, inne mniej, ale nie da się uniknąć wrażenia, że mimo wszystko to nie one są tu najważniejsze. Najważniejsze są właśnie zmiany, samego Mickeya, jak i wszystkiego oraz wszystkich wokół niego. Dlatego książkę „Guvnors” – choć nie porwała mnie tak jak recenzowana tutaj „Hooligans” – mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto chce bliżej poznać ulice Anglii, od lat siedemdziesiątych, po przełom tysiącleci. Od zdewastowanych placów budowy, po drogie kluby. I liczne więzienia…

ZAJRZYJ DO NASZEJ KSIĘGARNI >>

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Niemcy

Tragiczna śmierć niemieckiego piłkarza. Spadł z wyciągu narciarskiego

Maciej Bartkowiak
0
Tragiczna śmierć niemieckiego piłkarza. Spadł z wyciągu narciarskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama